niedziela, 29 września 2013

Rozdział 7

 http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=NxZG62y07lY

Czasami nie wiadomo po co, jak i dlaczego zamykamy się w sobie, pragnąc tego, co dla człowieka najgorsze - samotności.
 Usiadła na swoim ulubionym parapecie pełnym poduszek i popijając kakao, czytała powtórki do testów matematycznych. Z jednej strony nie wiadomo po co to robiła, bo z matematyki była prymusem. Ale z drugiej - nawet mistrz musi przypomnieć sobie treningi. Przerwała czytanie, wzięła łyk napoju i wyjrzała przez okno.
 Jej myśli i uczucia jeszcze nigdy nie były tak skomplikowane. Nie potrafiła zebrać ich w jedną całość. Jakby wypuścić stado tłustych krów w lesie deszczowym. Albo w dwóch. Albo we wszystkich lasach na szerokości równika.
 Otrząsnęła się, zdając sobie sprawę, że jej wzrok wbity był w to samo miejsce od kilku minut. Westchnęła i powróciła do swoich notatek.
 Ale znów nie mogła się skupić, a cyfry rozmazywały jej się, jak gdyby ktoś pokrył je mgłą.
 A w końcu zwykłe równania układały się w jedno specyficzne imię i nazwisko.
Harry Styles.
 Jaką tajemnicę krył w sobie ten chłopak? I dlaczego ten sekret przykryty był grubym, marmurowym murem z żelazną bramą, której strzeże potwór o wielu twarzach?
 Minęły dwa dni od ich ostatniej rozmowy, kiedy to wygarnęła mu, że jest słaby, a on wystraszył ją na śmierć. I przez te dwa dni, choć spędzali ze sobą sporo czasu, nie odezwali się do siebie ani słowem. Co z tego, że razem sprzątali kawiarnię, czy siedzieli obok siebie na historii. Chłopak zachowywał się tak, jakby Courtney nie była już dłużej dziewczyną, która go interesuje.
 A ona umierała z frustracji, bo tak bardzo chciała go poznać. Nie wiedziała po co i dlaczego, bo przecież wcześniej go skreśliła. Wiedziała jedynie, że nie da sobie z nim spokoju.
 I choć on, mówiąc, żeby dała sobie spokój i nawet nie starała się go poznać, myślał dokładnie inaczej. Czuł to samo co ona.
 No tak! Na pewno taki arogancki dupek jak on posłużył się manipulacją. Po prostu chciał zobaczyć, ile dziewczyn jest w stanie o niego walczyć i czy Courtney się do tego przyłączy! O niee... o nie. Od dzisiaj ten chłopak nie istnieje.
 Trzasnęła zeszytem, zaciskając wargi.
 Co z tego, że ją intryguje i robi z jej myślami jakiś ... nie wiadomo co. Skreśliła go już na początku.
Niech tak zostanie.


 Chłopak założył kask, wsiadł na motor i odpalił silnik.
 Jechał bez celu, pochłonięty w swoich myślach, ale jednocześnie skupiony na jeździe. Wyjechał z miasta i pognał drogą na północ. I już po chwili był na ulicach Atlanty.
 Zatrzymał się w jakimś obskurnym barze na jej obrzeżach, który pełny był od śmierdzących i brudnych ludzi. Do uszu dobiegł mu dźwięk odbijanej bili czy rockowa muzyka z poprzedniej dekady. Zmarszczył noc i podszedł do baru, za którym stała jakaś młoda kobieta. Gdy tylko go ujrzała natychmiast się uśmiechnęła. Cały wieczór obsługiwała starych alkoholików, więc taki chłopak to miła odmiana.
- Co podać? - zapytała możliwie jak najmilszym głosem.
- Szkocką. - odpowiedział lekceważącym tonem, nawet na nią nie patrząc i usiadł na wysokim stołku.
 Barmanka obruszyła się na brak uprzejmości z jego strony i splotła ramiona pod swoim pokaźnym biustem.
- A masz osiemnaście lat? - chłopak przerwał porywczą zabawę palców i blatu i spojrzał na kobietę.
 Zauważył kilka brud na jej twarzy, zapewne po nastoletnim trądziku. Wyglądała na pewną siebie, choć tak na prawdę on mógłby zmanipulować ją w ciągu sekundy.
 Podniósł się ze stołka, opierając łokciami o blat i nachylił się w stronę kobiety.
- Jeśli nie wierzysz w moją dojrzałość, możesz zaraz przetestować ją na zapleczu. - wymruczał do jej ucha, a serce barmanki zaczęło bić mocniej.
 Przełknęła ślinę i odsunęła się, by nalać chłopakowi alkohol. On, z cwanym uśmieszkiem, zajął swoje miejsce z powrotem na stołku, ukradkiem obserwując wszystkich ludzi, przebywających w lokalu.
 Alkoholicy bez celu w życiu - pomyślał chłopak i cicho parsknął pod nosem.
Paradoks, bo przecież on jest dwa razy młodszy od nich, a przyjechał tu, by wypić.
 Barmanka podała mu trunek i odeszła na drugi koniec blatu. Palce Harrego oplotły szklankę i uniosły ją do ust.
 I tak jak wlał alkohol do swojego organizmu, tak jego mózg wypełnił się myślami o Courtney.
 Zmarszczył brwi i spuścił głowę, bawiąc się prawie pustą szklanką.
 Jeszcze nigdy w życiu nic tak go nie intrygowało, jak ta dziewczyna. Chciał do niej dotrzeć standardowym (dla niego) sposobem, jak do każdej innej - po prostu ją uwieść. Przecież był w tym mistrzem, jeszcze żadna mu się nie oparła.
 Ale czuł, że nie może traktować jej powierzchownie. Że ona zasługuje na to, żeby poświęcił jej swoją uwagę. Coś go do niej ciągnęło i ledwie potrafił się temu oprzeć.
 Nie była otwarta, tak jak inne. Miała na sobie pewną skorupę, której chciał się już pozbyć.
 Ale wiedział, że nie może jej tak po prostu zburzyć. Musi rozbierać ją cegiełka po cegiełce.
Chociaż ... czy on w ogóle chce się tego podjąć ...
Poczuł, że ktoś siada obok niego, więc przerwał rozmyślania. Ukradkiem zerknął na osobę, która wierciła mu wzrokiem dziurę w plecach. Była kobietą. Nigdy wcześniej jej nie widział, dlatego postanowił się nią nie przejmować. Dopóki nie poczuł jej dłoni na swoim udzie.
Niesamowicie szybkim i zdecydowanym ruchem ujął jej nadgarstek. Usłyszał jak cicho pisnęła ze strachu. Spojrzał na dłoń kobiety i aż się skrzywił. Poziom jej zadbania o siebie budził odrazę. I ktoś taki go przed chwilą dotknął...
- Weź... - usłyszał jej cichy, chrapliwy głos.
Nie rozumiał o co chodzi, dlatego spojrzał na kobietę. Skinęła głową na jego nogę. Gdy chłopak podążył za jej wzrokiem, szerzej otworzył oczy. Puścił dłoń bezdomnej, a ona najszybciej i najciszej jak mogła, uciekła.
Harry wyciągnął wystającą karteczkę z kieszeni spodni i położył nadgarstek na blacie, czytając uważnie pochyłe pismo.


Courtney miała serdecznie dość nauki. Nie minął nawet tydzień, a ona chciała, żeby wakacje powróciły. Westchnęła i otworzyła torbę, by się spakować.
I wtedy dostrzegła skrawek papieru, który wywołał w niej złość.
Chwyciła go i szybkim krokiem udała się do pokoju Ethana. Bez pukania, otworzyła zamaszyście drzwi i podeszła do chłopaka, który siedział przy komputerze ze słuchawkami w uszach.
Mocno pociągnęła za kabelki tak, że natychmiast się odwrócił. Spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem. Otwierał już buzię, żeby coś powiedzieć, ale dziewczyna go wyprzedziła.
- Co to jest? - niemal krzyknęła, rzucając na biurko ulotkę na jutrzejszy wyścig. Nie spuszczała wzroku z brata.
Chłopak uniósł ulotkę i zaśmiał się krótko pod nosem.
- Skąd to masz? - zapytał z rozbawieniem.
- Ethan... - wycedziła przez zęby, tracąc cierpliwość.
- No co? Masz coś przeciwko temu, że uprawiam jakieś hobby? Chyba lepiej coś takiego, niż granie w Minecrafta dzień i noc. - wzruszył ramionami i sięgnął po słuchawki.
- Możesz zginąć! - zawołała, zaciskając pięści. - To niebezpieczne!
- Jeju, Courtney. Nigdy nie byłaś na takim wyścigu. Zobaczysz sobie elegancko jutro i wtedy pogadamy.
- Nie zamierzam iść. - burknęła pod nosem i odwróciła się na pięcie.
- Nie? Myślałem, że Styles cię jakoś przekonał. - usłyszała, dotykając klamki.
Zamarła na chwilę, myśląc intensywnie.
- Czy ty masz coś wspólnego z tym chłopakiem? - spojrzała na niego przez ramię. Uśmiechał się, jak zwykle, zadziornie.
- Nic a nic. - uniósł ręce w geście niewinności i odwrócił się do komputera.
Courtney westchnęła.
Jutrzejszy dzień będzie szalony.


- Nie ma Tapkinsa! - usłyszała głośny krzyk Avery, otwierając szafkę.
Odwróciła się i zobaczyła biegnącą blondynkę z jakąś kartką w dłoni. Wyglądała jakby urwała się z psychiatryka...
- Av, czy ci od...
- Nie ma Tapkinsa! Nie ma go, nie ma! - podała brunetce kartkę i zaczęła tańczyć jakieś dziwne pląsy.
Courtney przewróciła oczami i zerknęła na papier.
Była to lista zastępstw i rzeczywiście - matematyki dzisiaj nie było. Więc wszystkie ostatnie klasy są zwolnione z ostatniej lekcji.
Uniosła wzrok. Avery właśnie dosięgała rury, by z nią zatańczyć.
- Ej! Blondi, szaleju się najadłaś? - Court pociągnęła przyjaciółkę za rękę i oddała jej kartkę.
- Jejciu, co się spinasz? Po prostu się nie uczyłam. Wykupiłam sobie pakiet internetowy i miałam nadzieję, że uda mi się ściągnąć. - wzruszyła ramionami.
Nagle spojrzała ponad ramię brunetki i szerzej otworzyła oczy, prostując się jak struna. Po prostu ją zatkało. Courtney zmarszczyła brwi i zerknęła przez ramię.
Ujrzała przepięknego chłopaka z bujnymi lokami, który szeroko się uśmiechał.
- Cześć. - powiedział cicho, a Courtney odwróciła się całkiem.
Wyglądał na zmieszanego.
- Zadzwonię później. - mruknęła Avery i gdzieś zniknęła.
Brunetka jednak, wpatrzona była w chłopaka jak w obrazek.
- Cześć. - odpowiedziała.
Tak dobrze jest usłyszeć jego głos, gdy nie słyszało się go tak długo ...
- Możemy porozmawiać? - zapytał Harry, kiwając głowę w stronę wyjścia ze szkoły.
- Tak... Tak, pewnie. - dziewczyna nagle poczuła się niezręcznie, ale uśmiechnęła się delikatnie.
Wyszli z budynku i spostrzegli, że na schodach czeka na niego grupa wytapetowanych cheerleaderek.
- Nie przeszkadza ci to? - zapytała Courtney, a Harry spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Bywa dziwacznie, ale ogólnie mam to w dupie. - wzruszył ramionami.
Ominęli bandę napalonych dziewcząt, które zazdrosne, szeptały między sobą o stroju Courtney.
- Myślałam, że inaczej się z tym odnosisz. - powiedziała cicho, kiedy dotarli do jego samochodu.
Chłopak rzucił jej jakieś dziwne spojrzenie. Jakby go to... zirytowało. Otworzył samochód i skinął głową, żeby wsiadła.
- To znaczy? - zapytał, szerzej otwierając jej drzwi.
- Po prostu, inaczej. - mruknęła, patrząc się na swoje buty.
Wsiadła do samochodu i przez chwilę podziwiała jego wnętrze, dopóki obok niej nie usiadł Styles.
- Gdzie jedziemy? - tym razem to ona zapytała.
Nie lubiła tej atmosfery między nimi. Czuć było spięcie i taki dziwny brak otwartości. No ale.. nie wiedziała, czego się po nim spodziewać, bo nie wiadomo jaką maskę dziś ubrał.
- Do kawiarni. - odparł chłopak i odpalił silnik. - Chciałem zapytać, czy mógłbym dzisiaj szybciej wyjść, jeśli pojawię się wcześniej.
Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę.
- Mnie o to pytasz?
- Sama mówiłaś, że twój głos jest ważny. - uśmiechnął się zadziornie.
Courtney zmarszczyła brwi.
O co mu chodzi? Czemu nagle z nią rozmawia? Na prawdę chodzi mu tylko o to, czy może szybciej wyjść?
Prychnęła pod nosem. Na pewno ma coś w zanadrzu.
- Nie wiem. - mruknęła po chwili.
Zatrzymali się przy tylnym wejściu do lokalu. Chłopak wysiadł, więc to samo zrobiła Courtney.
- Harry... - odezwała się, po zatrzaśnięciu drzwi.
Nie patrzyła na niego, dlatego uznał, że coś ją gryzie. Nawet gdy do niej podszedł, jej wzrok wciąż wbity był w jej w buty.
- Coś nie tak? - zapytał z troską.
Serio! Z troską!
- Mógłbyś mi wyjaśnić... na czym to wszystko polega? - uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
A on poczuł, jakby wbiła mu to spojrzenie gdzieś w duszę, a nie tylko w tęczówki. Znów się zmieszał.
- Każdy gra samodzielnie. Przynajmniej raz w miesiącu zbieramy się na starym pasie lotniczym i walczymy. Ludzie tylko i wyłącznie z Hapeville i okolic. Chociaż ostatnio Atlanta chce do nas dołączyć.
- O co walczycie? - zapytała z zaciekawieniem.
- O pieniądze. Duże pieniądze. - odpowiedział, uśmiechając się jednostronnie.
- Więc dlatego tu przyjechałeś? - zmarszczyła brwi.
- Nie. Uciekłem.
Było w nim tyle tajemniczości, że dziewczyna nagle poczuła się wścibska, bo chciała poznać wszystkie jego sekrety.
- Ty... nie ufasz mi, prawda?
Nagle jego nastawienie się zmieniło. To znaczy wciąż było trochę tej tajemniczości, ale był przy tym pociągającym chłopakiem.
A kiedy podszedł do niej bliżej, zawiesił palce na szlufkach jej dżinsów i wbił w nią swoje zielone spojrzenie, to było coś więcej niż ,,pociągające". Nawet nie wiedziała, pod jaką kategorię zaliczać to, co się z nią dzieje.
Z pewnością oszalała.
Przełknęła ślinę i pokręciła przecząco głową.
- Nie znam cię. Nawet nie wiem, kim tak na prawdę jesteś. - powiedziała cichutko.
On nie spuszczał swojego spojrzenia. Cały czas patrzyli sobie w oczy.
- I pewnie uważasz mnie za aroganckiego dupka, co? - uśmiechnął się zadziornie.
Ostrzeżenie : założył maskę numer jeden. Wielki kom bak narcystycznego Harrego.
Pochylił się w jej stronę, a ona zadrżała, gdy poczuła jego wargi na swoim płatku ucha.
- I się mnie boisz. Jesteś jak malutkie zwierzątko, bojące się swojego cienia, każdego dnia walczące o przetrwanie. Ale wiesz co? Jesteś moim ulubionym zwierzątkiem.
Teraz to już na pewno oszalała.


___________________________________________

Nie wiem jak was mam przepraszać, jejciu :(
Czy usprawiedliwi mnie to, że szkoła średnia to jakaś masakra i nie miałam czasu?
Kocham was wszystkich i tych tylko czytających i tych komentujących i mam ochotę was wszystkich popsytulać, lolz.
A tak serio, to mam kilka pytań hehe (wywiadzik)
1. Czy któreś z was jest ze mną od czasu, kiedy pisałam pierwszego bloga? Jeśli nie, to skąd jesteście, heh? :D
2. TO PYTANIE JEST MEGA WAŻNE  Jak widzicie miesiąc zajęło mi pisanie tego rozdziału. Stąd pytanie : wolicie, żeby rozdziały pojawiały się dość rzadko, czy żebym zawiesiła bloga, napisała całe opowiadanie i dopiero wtedy wróciła? TO PYTANIE JEST MEGA WAŻNE.
3. Powiązane z drugim. To opowiadanie miało być ogólnie krótkie, ale mam tyle pomysłów, że napisałabym drugą część. Chyba. No i : wolicie, żeby akcja działa się szybciej, ale było by mniej rozdziałów, czy powoli, spokojnie, żeby zrozumieć wszystko, ale rozdziałów było by masa?
4. Podoba wam się szablon? Sama robiłam (ja graficzka)
Dziękuję wam za wszystko, bo nie zostawiliście mnie, a wsparcie jest bardzo ważne i jak mówiłam :
LUV YA PEEEPS :*