wtorek, 22 października 2013

Rozdział 8


Nie oceniajmy niczego zbyt pochopnie.

Courtney uniosła głowę, gdy Harry lekko się odsunął. Miał rozchylone wargi i delikatnie się uśmiechał, przez co miała nieodpartą ochotę go pocałować.
Oczywiście nie była w stanie myśleć teraz o tym, że porównał ją do zwierzęcia.
I znów wpatrywali się w swoje oczy.
Ale po raz pierwszy ona go kupiła.
Bo może to był prawdziwy on?

Trzy godziny później wyciągali nowe naczynia z kartonów, które przywiózł Greg. Courtney trwała w jakimś amoku i się nie odzywała, natomiast Harry wesoło nucił coś pod nosem.
- Młody, weź ten! Ciężki jest... - zawołał wujek, kopiąc drzwi i przepychając się przez nie.
Chłopak zerwał się i szybko do niego podbiegł, bo już prawie upuszczał karton. Chwycił go mocno i pewnie i się wyprostował. Courtney spojrzała w ich stronę i zamarła.
Przez koszulkę Harrego widać było każdy możliwy napięty mięsień. Był jakby dziełem sztuki, niecodziennością, czymś wyjątkowym, co zdarza się raz na tysiąc lat.
A ona poczuła się zaszczycona, mogąc to oglądać.
Te plecy, barki, ramiona...
Chłopak z kartonem odwrócił się w jej stronę i zauważył, że mu się przygląda. Puścił jej oczko i ruszył w stronę zaplecza. W jej stronę.
Oblał ją rumieniec, więc spuściła głowę.
O nie, zbliża się...
Zatrzymał się obok niej, delikatnie schylił i wyszeptał :
- Uśmiechnij się, mały zagubiony ptaszku.
Zachłysnęła się powietrzem, biorąc głęboki wdech. Jego głos brzmiał jak najczystsza i najpiękniejsza muzyka.
Odszedł z szerokim uśmiechem na twarzy, a ona kontynuowała wycieranie filiżanek i talerzyków różnej wielkości.
Coś się zmieniło. Coś ruszyło do przodu. Coś w Harrym nagle zaczęło być... dobre.
I miała nadzieję, że tak już będzie trwać.

Gdy zobaczyła Avery u progu swojego domu ubraną w krótką, obcisłą spódnicę i czarną koszulę ze skórzanymi wstawkami zaczęła mieć kompleksy. A gdy spojrzała najpierw na jej szpilki, a później na swoje znoszone Conversy, miała ochotę wbiec na górę i zamknąć się w pokoju.
- Hejka! - uśmiechnęła się rozradowana, gdy brunetka otworzyła jej drzwi.
Ale gdy zmierzyła ją wzrokiem skrzywiła się jakby z litością i pocieszeniem w jednym.
- Ouu... No nic. Wracaj szybciutko do domu i ubieraj coś seksownego. - na twarzy Avery znów zagościł szeroki uśmiech.
- Nie zamierzam się przebierać. - odburknęła Courtney, włożyła telefon do kieszeni spodni i zamknęła za sobą drzwi.
Miała na sobie zwykły, biały t-shirt z jakimś mottem życiowym, po grecku, na to długi sweter w paski i jasne, dość przylegające spodnie.
Blondynka zrobiła oburzoną minę. Już otwierała buzię, by coś powiedzieć, ale gdy Courtney tak po prostu ją wyminęła, uznała, że i tak nie wygra. Tego uparciucha nie tak łatwo do czegoś przekonać.
- No dobra! - krzyknęła Avery i zatrzymała się w miejscu.
Brunetka odwróciła się do niej ze zdziwioną miną i zmarszczonym czołem.
- Dobra! Nie będę ci dogryzać, obiecuję. Fajnie, że masz swój własny styl i nikt w to nie ingeruje, że jesteś sobą i nie interesują cię ludzie, którzy nie tolerują długich swetrów, masz wyjebane, okej, kumam. - mówiła podchodząc do niej, a gdy była już blisko, zatrzymała się. - Ale błagam cię, powiedz mi, co się ostatnio z tobą dzieje. Proszę. - położyła dłoń na jej ramieniu i wpatrywała się w jej reakcje.
Courtney wbiła wzrok w paznokcie przyjaciółki i myślała nad odpowiedzią. Avery jeszcze nigdy nie widziała jej z taką strapioną miną.
- To znaczy? - zapytała po chwili brunetka. - Że co się dzieje?
- No... nie wiem. Ty mi powiedz. Pierwszy raz widzę, żebyś się tak zachowywała.
Przez chwilę trwały w milczeniu. Courtney zastanawiała się, co takiego się w niej zmieniło i doszła do wniosku, że ... nic. Może po prostu powinna powiedzieć jej wszystko o Harrym?
Avery wpatrywała się w oczy przyjaciółki i nagle coś zaświtało jej w mózgu. Zdusiła pisk i zakryła usta dłonią.
- Zakochałaś się?! - krzyknęła z niedowierzaniem.
Courtney gwałtownie podniosła głowę.
- Nie! - zaprzeczyła i wybuchnęła śmiechem. - Aż tak to źle wygląda?
Av wzruszyła ramionami.
- Musiałam się upewnić. - uśmiechnęła się delikatnie. - Ale to o Harrego chodzi, prawda? - zapytała, marszcząc czoło.
Ruszyły w stronę furtki.
- Jest strasznie pogmatwany. - odpowiedziała po chwili Courtney, przegryzając wargę.
- Ale nie ukrywasz, że coś cię do niego ciągnie, co? - brunetka nie musiała wcale podnosić głowy, by dokładnie wyczuć szeroki uśmiech na twarzy Avery.
Zamyśliła się na chwilę i doszła do czegoś, co otworzyło jej oczy. Dopiero otworzyło. Więc dopiero teraz mogła to wszystko zobaczyć. Oczy przyzwyczajały się do światła ... Dopiero teraz mogła określić całą sytuację, ale nie do końca. Nie łatwo jest ocenić coś z góry, coś co ma głębsze dno. I ona o tym wiedziała. Jejuu, jeszcze tyle przed nią ...
- Ukrywam. Przez ten cały czas nie dopuszczałam do siebie tej myśli... Że on ma takie... coś, co mnie intryguje, ale i irytuje, bo nie mogę go rozgryźć. Cały czas chowa gdzieś swoją prawdziwą twarz, a im bardziej ją chowa, tym bardziej chcę ją poznać. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. I szczerze mówiąc, przez to, że nie mogę poznać jego, nie poznaję własnej siebie.
Przez następne kilka chwil żadna z dziewczyn się nie odzywała. Obydwie intensywnie próbowały wymyślić jakieś rozwiązanie, czy sensowny wniosek po wyznaniu Courtney. Była speszona i zawstydzona tym, co zaszło w ciągu ostatnich kilku dni. Ale przede wszystkim byłą przestraszona na samą myśl o dniach następnych.
- Nie dasz sobie z nim spokoju, prawda? - zapytała cicho Avery.
Brunetka zmarszczyła brwi i oceniła swoją własną zawziętość.
- Nie.
- Więc spróbuj coś z tym zrobić. - poradziła blondynka, delikatnie gładząc ramię koleżanki.
I Courtney już wiedziała, że znajomości z Harrym nie zostawi ani szybko, ani łatwo.

Ryk silników i głośne, żywe rozmowy widzów. Jasne światła odbijające się od mokrej nawierzchni starego pasu. Szerokie uśmiechy chłopców pobierających kasę za bilety. W tle grająca jakaś muzyka. Kilka par obmacujących się przy motorach. I dwie osoby. Jedna pewna siebie, druga zagubiona.

Harry dolewał właśnie paliwa do swojej ukochanej zabawki, gdy podszedł do niego jakiś wysoki, krępy chłopak z kapturem na głowie. Nie odzywał się, więc Styles nie wiedział, że ktoś za nim stoi. Dopiero gdy wstał, zauważył nieznajomego. Zmarszczył brwi i wlepił w niego wzrok.
- Pamiętasz naszą umowę? Dasz mu wygrać, dostaniesz forsę. - powiedział zakapturzony.
- Spokojnie, nie jestem schizofrenikiem i nie mam zaburzeń pamięci. - warknął Harry, odkładając kanister kilka metrów od swojego pojazdu.
Gdy się odwrócił, już go nie było.
Poczuł dziwne ukucie w brzuchu, jakby przeczucie, że stanie się coś złego, ale tak szybko jak się pojawiło, tak szybko zniknęło. Albo po prostu je zignorował? Kto to wie, on już sam nie panuje na gaszeniem swoich emocji.
Westchnął, wyciągnął telefon i napisał sms do Courtney. Miał już w głowie cały plan dotyczący tej dziewczyny.


Usłyszał odgłos obcasów uderzających o mokry asfalt. I za chwilę w krąg światła weszła kobieta.
Miała na sobie wysokie szpilki, króciutką spódniczkę, prześwitujący top i skórzaną, krótką kurtkę. Na twarzy miała szeroki i cwany uśmiech.
Harry znów zmarszczył brwi.
Podeszła bliżej i palcami delikatnie przejechała po motorze chłopaka. Rozpoznał ją. Była alfą cheerleaderek i taką jakby przewodniczącą grupy fanek Harrego, które śliniły się na jego widok.
- No no... Harry... niezłą masz maszynę. - powiedziała zalotnym tonem.
Chłopak parsknął śmiechem.
- Na pewno taka lalunia jak ty się na tym zna. - prychnął chłopak. - Odsuń się, bo się pobrudzisz. - machnął na nią ręką, podchodząc do swojego motoru i zaczął go polerować.
Nie odsunęła się, cały czas stojąc blisko, więc musiał przepchnąć się biodrami, by powycierać tył pojazdu. Ona jednak twardo stała na nogach. Harry, wcześniej zgięty w pół, wyprostował się i rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie. Dziewczyna uśmiechnęła się kokieteryjnie i zbliżyła się tak, że dotykała piersiami jego ciała. Owinęła swoje długie szpony wokół jego szyi, a on skrzywił się zdegustowany.
- W takim razie obydwoje będziemy brudni. Brudni i seksowni. - wymruczała, robiąc ze swoich rzęs jakieś wachlarze.
Styles skrzywił się jeszcze bardziej. Powoli nie mógł znieść dotyku dziewczyny. A tym bardziej czuł jak po jego mózgu przemieszcza się tępy nóż, symbolizujący inteligencję cheerleaderki.
Podobny tępy nóż wbijał się między żebra Courtney, która zatrzymała się w pół kroku, kiedy wyszła zza rogu magazynu. Zamarła na chwilę, wpatrując się w obściskującą się parę, stojącą w kręgu światła, przy motorze. Obserwowała ruchy dziewczyny, kiedy powoli przychyliła głowę chłopaka w swoją stronę.
Jej żołądek przypominał teraz ogromną cegłę, która najpierw szybko podeszła do gardła, by opuścić się jak najgwałtowniej w stronę stóp.
Powoli złączyła ich usta ...
Courtney nie mogła dłużej na to patrzeć. Odwróciła się na pięcie i puściła się biegiem.

- Czyli co, prosił mnie żebym przyszła, tylko po to, żeby zobaczyć jak obmacuje się z jakąś dziwką? - prychnęła Courtney. - Daj spokój, idę stąd.
- To ty daj spokój! Skoro już tu jesteś, to chociaż zostań do końca wyścigu. Zobaczysz jak ich rozwalam. - Ethan, jak zwykle wesoły duchem, poruszał szybko brwiami.
Court miała naburmuszoną minę.
Do wyścigu zostało niecałe dziesięć minut i już zdążyła opowiedzieć bratu i przyjaciółce, dlaczego jest taka zdenerwowana.
Co ten cholerny Styles sobie wyobrażał?
- No dobra. Zostanę. Dla Ciebie. - mruknęła Courtney, spuszczając głowę i bawiąc się palcami.
- No! - klasnął w dłonie Ethan i podszedł do siostry.
Pocałował ją w czubek głowy, chwycił swój kask, przybił piątkę Avery i ruszył w stronę swojego motocykla.
- Uważaj na siebie, amatorze! - krzyknęła za nim brunetka, śmiejąc się cicho.

Tłum ludzi ustawił się wokół barierki, głośno wiwatując. Kierowcy byli już na swoich miejscach, gotowi na walkę. Mieli do pokonania niełatwy tor przeszkód, składający się z trzech cykli.
Wszystkich po plecach przeszły dreszcze, gdy prawie naga dziewczyna wyszła na środek pasu, z racami w dłoniach.
Kierowcy podkręcili silniki.
Avery mocno wbijała paznokcie w skórę w swoich policzków, uważnie śledząc każdy najmniejszy ruch Zayna, choć ten był stoicko spokojny.
Courtney natomiast, starała się nie pokazywać swoich emocji, które były bardzo zmieszane. Chciała zepchnąć dwie osoby z tych niebezpiecznych pojazdów. Pierwszą - swojego brata, bo się o niego bała. Drugą - tego pieprzonego Stylesa, który myśli, że skoro dziewczyna się porusza, to już jest jego. Chciała mu w jakiś sposób oddać, upokorzyć go, tak jak on upokorzył ją.
Choć tak na prawdę obydwoje czuli, że krew w ich żyłach płynie całkiem innym torem niż kilka dni temu.
Harry nie był już pewny siebie. Cały czas zastanawiał się, dlaczego zamiast Courtney przyszła ta różowa lafirynda i dlaczego się do niego kleiła. Nie mógł się skupić, dlatego nie usłyszał głośnego dźwięku tuby i spóźnił się ze startem. Dodatkowo ogłuszył go ryk tłumu zmieszany z odgłosem silników.
Dobrze wiedział, że młody Ethan był na prowadzeniu. Ale co z tego, skoro on ścierał się jako przedostatni?
Minęli pierwszy zakręt i udało mu się awansować na pozycję wyżej. Wjeżdżali właśnie w niebezpieczny odcinek ciężarówek, które musieli sprytnie ominąć, kiedy Zayn wysunął się na prowadzenie.
Harry znów minął jednego kierowcę i mknął dalej. Zbliżali się do wirażu.
Nie wiedział kim był dokładnie kierowca w zielonym kasku, i choć podejrzewał, że to Niall, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jeździ jakoś inaczej. Jakby nie jechał dla siebie, po zwycięstwo, ale dla innych, by im przeszkodzić.
Harry przyspieszył. Był na piątej pozycji.
Chłopak w zielonym kasku powoli zbliżał się do Ethana. Jechał wprost za nim i nie zamierzał go wyminąć.
Styles wyprzedził kolejnego motocyklistę zaraz przed wjazdem na wiraż. Brat Courtney w jakiś sposób oddalił się od niebezpiecznego kierowcy, jednak nadal byli blisko siebie.
Zostało jeszcze pół toru, a Zayn był już daleko przed wszystkimi.
Harry, po wyjeździe z zakrętu, znów nie mógł skupić się na sobie. Cały czas obserwował prawdopodobnie Nialla, który zrównał się z Ethanem.
Cień przerażenia przebiegł przez ciało młodego, gdy zdał sobie sprawę z zamierzeń przeciwnika. Na jego szczęście wjeżdżali w odcinek z przeszkodami.
Harry powoli ich doganiał. Kiwnął głową w stronę Ethana, mając nadzieję, że zrozumie jego dobre intencje. Znali ten tor jak własną kieszeń, przecież trenowali tutaj w ciągu ostatnich kilku dni. Dokładnie wiedzieli, że wzdłuż linii ciągną się beczki.
Harry zrównał się z dwójką przeciwników, tak, że Niall był pomiędzy nim a Ethanem. Nim się zorientował, leżał na mokrym asfalcie, poobijany i krwawiący.
Brat Courtney gwałtownie zahamował i machnął ręką w stronę Stylesa, dając mu znak, by jechał.
Maszyna Zayna nie mogła dać z siebie wszystkiego i powoli zwalniała... A Harry był coraz bliżej ...
Ostatnia prosta.
Bez przeszkód.
Bez innych przeciwników.
Tylko ta dwójka.
Courtney nie zdawała sobie sprawy z tego, że krzyczy nazwisko chłopaka z lokami razem z tłumem. Widziała tylko jego, musiał wygrać. Nagle zapomniała o wszystkich krzywdach i rozczarowaniach tej krótkiej znajomości. Zapomniała nawet, że jest przeciw swojej najlepszej przyjaciółce, która kibicowała Zaynowi.
A Harry nabrał pewności siebie i chęci walki. Stał się sobą, czyli Harrym w swoim egocentrycznym świecie.
Docisnął gaz do końca.
Jego przednie koło zrównało się z tylnym kołem Zayna, który przeklinał w duchu, że coś jest nie tak. Cały czas zwalniał.
Stukanie.
Warczenie.
Ogromny obłok szarego dymu.
I maszyna Zayna zgasła i po kilku sekundach już stała.
Harry nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Bez stresu, jednak z szybko bijącym sercem przekroczył linię mety. Tłum wrzeszczał. Niektórzy podpalili race, więc wszędzie było szaro od dymu. Niektórzy poszli już do domu. Można było powiedzieć, że większość. Gdy ściągał kask, dojechał do niego Ethan, który wystawił do niego rękę, po czym zaczął robić jakieś dziwne kółka na swoim motocyklu. Styles przybił mu piątkę i obejrzał się za siebie.
Trzech kierowców właśnie kończyło tor.
Czyli dwie osoby nie ukończyły wyścigu. Zayn, który pchał już swój dymiący się motor, i Niall.
- Boże, ktoś urwał, co nie? - Harry odwrócił się gwałtownie, gdy usłyszał głos blondyna.
Zamarł, gdy twarz Nialla pojawiła się w pełnej okazałości zza szyby kasku. I wtedy go olśniło. Przecież wyprzedził Nialla jako pierwszego. To nie Niall się wywalił. To...
- Mieliśmy umowę, Styles. - usłyszał jakiś ledwo znajomy głos i spojrzał na jakiegoś faceta z kapturem, który położył mu na kolanach jakąś torbę.
Spojrzał na niego uważnie, oczekując jakichś wyjaśnień, ale nieznajomy po prostu odszedł.
Nagle spokojne powietrze przedarł ryk silnika.
Wszystko działo się zbyt szybko, by ktokolwiek, a tym bardziej Harry, mógł to sobie poukładać.
Ethan krzyknął ,,uwaga", a zza dymu z rac wyłonił się kierowca w zielonym kasku, pędząc prosto na Stylesa. Chłopaka trafił jakiś magiczny prąd, przez co każdy osobny mięsień był zamrożony. Nie mógł się poruszyć. Brat Courtney, który jako jedyny miał uruchomiony silnik, zerwał się i docisnął gazu, wysuwając się prosto na zderzenie czołowe. Zajechał drogę tamtemu wariatowi.
Najpierw nastąpił huk, a później pisk Courtney, która biegła już w stronę barierki. Motor młodego zaczął się palić. Nie wiadomo jakim cudem, ale winowajca po kilku stęknięciach, podpierając się, wstał.
Harry ocknął się, zsiadł z motocyklu i puścił się biegiem w stronę Ethana. Przeciągnął go kilka metrów z dala od pożaru.
Sekundę później podbiegła do nich Courtney. Harry miał całe ręce w krwi i tak na prawdę nie wiedział, za co ma się zabierać. Oddychał szybko i ciężko, tak jak Court, po której policzkach ciekły łzy. Obydwoje nie czuli swoich serc, które wręcz zdrętwiały.
A Ethan, leżał nieruchomo, z połamanymi kończynami, krwawiąc i nie oddychając. Styles wziął głęboki oddech, cały czas klęcząc. Courtney się zagotowała.
- Czemu tak siedzisz?! Zadzwoń po karetkę! - krzyknęła wysokim tonem, uderzając chłopaka w ramię.
On rzucił jej pełne mordu spojrzenie.
- Czy ty nie wiesz, gdzie my jesteśmy? - zapytał, robiąc chwilę przerwy. - Właśnie doszło do wypadku na nielegalnych wyścigach motocykli. Czy ty jesteś serio aż tak tępa, każąc mi wzywać karetkę, a co za tym idzie, policję?
Głośno wypuścił powietrze nosem, przeczesując swoje włosy. Dziewczyna patrzyła na niego z otwartą buzią, nie wiedząc jak odpyskować.
- Po prostu zrób coś! On umiera! - pisnęła, a z jej oczu uciekła kolejna fala łez.
Harry myślał gorączkowo, przegryzając wargę.
- Idź do Zayna. Powiedz, żeby rozgonił to towarzystwo. - rzekł rozkazującym tonem i zaczął rozpinać zakrwawioną kurtkę Ethana.
Niall podbiegł z gaśnicą i ugasił wzniecający się pożar.
Courtney poderwała się na nogach i pobiegła w stronę mety, ale Zayna nigdzie nie było. W ogóle jakby zrobiło się mniej ludzi.
Poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu i odwróciła się gwałtownie. Wzięła głęboki oddech, gdy ujrzała zmartwioną twarz Avery.
- Gdzie jest Zayn? Był tu. Muszę z nim porozmawiać. - mówiła szybko i nieskładnie.
Cała się trzęsła.
Co jeśli on umrze? Nie.. nie może odejść, jeszcze całe życie przed nim. Z kim będzie się tak śmiała jak z nim? Komu będzie prasowała koszule? Na kim ma jej zależeć, jeśli go nie będzie? Czy ktoś wypełni tą pustkę po jego stracie?
Jakiej stracie, Courtney! On żyje i musisz się ruszyć, żeby przeżył!
Avery zaprowadziła ją do Zayna, który rozmawiał z kimś przez telefon. Gdy tylko Court do niego podeszła, wyrwała mu komórkę z ręki i rozłączyła połączenie.
- Harry powiedział, że masz kazać im się wynosić. - powiedziała jak maszyna, wskazując ręką za siebie, na kilkunastu ludzi, którzy zostali. - Ma tu nie być nikogo.
Mówiła tym samym rozkazującym tonem, którego używał Styles. Nie było w tym ani krzty prośby.
Zayn popatrzył na nią z góry. Zerknął na Avery, która błagała go wzrokiem.
Wyminął je i ruszył w stronę metalowych barierek.
- Courtney! - krzyknął Harry.
Dziewczyna znów obudziła w sobie jakąś siłę i podbiegła do niego.
Ethan się poruszył, oddychał...
Harry natomiast wyglądał na zmęczonego.
- Poczekaj na mnie. Siedź tu dopóki nie przyjadę. - rzucił i wstał.
Courtney natychmiast rzuciła się na brata. Dotykała go jak najdelikatniej, ale jednocześnie jak najczulej. Jej łzy kapały na jego ramię. Chwyciła jego dłoń i ścisnęła, nie wiedząc, że jest złamana.
Chwilę później obok nich pojawiło się czarne BMW. Wysiadł z niego Harry i Spencer. Złapali Ethana i wciągnęli go na tylne siedzenia, podczas gdy Courtney przypatrywała się temu wszystkiemu w szoku.
- Co-co robicie? - złapała Harrego za ramię przez co odwrócił się w jej stronę.
- Zawiozę go do naszej znajomej.
- Do kogo, do cholery?! Oszalałeś, on potrzebuje opieki lekarskiej... - urwała, kiedy Harry zasłonił jej usta dłonią.
Zbliżył się i popatrzył jej prosto w oczy.
- Wiem czego on potrzebuje, Courtney. Pozwól nam działać. - powiedział cicho i puścił dziewczynę.
Spencer zatrzasnął tylne drzwi.
- Zabierz ją ze sobą. Ja tu ogarnę. - odezwał się, a Styles rzucił mu wdzięczne spojrzenie.
Brunetka cały czas stała nieruchomo, w takiej pozycji, w jakiej zostawił ją Harry.
- Wsiadaj. - rzucił ostrym tonem, co ją trochę wybudziło.
Nie jechali długo, ale to napięcie i cisza sprawiały wrażenie, że jechali kilka tygodni.
Harry pewnie trzymał kierownicę, chociaż nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Musiał pomóc Ethanowi, lubił go. A z resztą co ma sympatia do ratowania życia?
Sprawa z Courtney przesunęła się na drugi plan, chociaż wiedział, że i tak kiedyś będzie musiał ją rozwiązać. Prędzej czy później.
Zatrzymał samochód przed miło i przytulnie wyglądającym domkiem. Wysiadł z niego szybko i podbiegł do drzwi.
Courtney obserwowała z samochodu, jak z domu w szlafroku wychodzi kobieta około czterdziestki i biegnie przez chodnik za Harrym. Brunetka wysiadła z samochodu i otworzyła tylne drzwi.
Trwała w jakimś szoku, bo nie słyszała, o czym kobieta rozmawiała z Harrym. Tępo wpatrywała się w ogromną krwawą dziurę w nogawce brata...
Po jakiejś chwili, po kilku sekundach, a może minutach, Harry delikatnie przesunął Courtney i ostrożnie przeniósł Ethana na nosze.
Chwila... ah, no tak. Musieli się po nie wrócić, kiedy ona nie ogarniała życia.
Ruszyli w stronę domu kobiety, której właściwie nie znała.
Chwyciła dłoń Ethana, kiedy ona badała jego rozległe rany. Przetarła mu twarz chusteczką, która nagle zrobiła się mokra od krwi. Harry stał z boku z ramionami splecionymi na klatce piersiowej i przypatrywał się Courtney.
Po kilku minutach oględzin kobieta podniosłą wzrok na Stylesa.
- Musi zostać na noc. - miała bardzo ciepły ton, co trochę uspokoiło brunetkę.
Harry kiwnął głową. Kobieta spojrzała na Courtney i położyła dłoń na jej ramieniu.
- Wiem, że musisz być w szoku. Nie masz o co się martwić. Zajmę się nim i będzie zdrów jak ryba. - uśmiechnęła się pocieszająco. - Zaopiekuj się nią, Harry. Jest roztrzęsiona. - poleciła kobieta.
Chłopak wziął sobie jej radę do serca i kiwnął głową.

Harry zatrzymał się pod domem Courtney i wyłączył silnik. Dziewczyna niemal natychmiast wyszła z samochodu. Widział, jak niezgrabnie idzie w stronę furtki. Westchnął z frustracją i również wyszedł z auta.
Dogonił ją i chwycił za dłoń, pociągając. Automatycznie odwróciła się w jego stronę, patrząc mu w oczy. Jej twarz świeciła się od łez... Harry uważnie ją skanował, z jakimś dziwnym płomykiem w oku. Może to ,,prędzej czy później" właśnie nadeszło?
- Courtney... wiem, że... nie masz do tego dzisiaj głowy, ale... - przerwał, gorączkowo myśląc, jak to ująć.
Wzrok dziewczyny, którym go obdarzyła wcale mu nie pomagał.
- Po prostu wiem, że.. nie zaczęliśmy najlepiej. I dlatego.. chciałbym to zmienić. Chciałbym naprawić w jakiś sposób naszą znajomość. Chcę, żebyś wiedziała, że możesz mi ufać.
Przypomnę, że cały czas trzymał ją za dłoń.
Courtney szerzej otworzyła oczy i po raz pierwszy od godziny, poczuła jak jej serce z powrotem nadaje jakiś rytm. Uniosła obie dłonie i położyła je na rozgrzanych policzkach chłopaka. Przycisnęła delikatnie i przejechała palcami w dół, uwalniając jego skórę. Wyglądało to tak, jakby zdzierała mu coś z twarzy.
Harry zmarszczył czoło i rzucił jej zdziwione spojrzenie, podczas gdy na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Pod warunkiem, że obiecasz mi, że już nigdy nie założysz żadnej maski w mojej obecności. - powiedziała, uśmiechając się szerzej.
Chłopak zaśmiał się cicho, spuszczając głowę. Było ciemno, ale mogłaby przysiąc, że się zarumienił. Podniósł na nią wzrok i chwilę patrzył się na nią uważnie. Uśmiechnął się uroczo, ukazując swoje najsłodsze dołeczki.
- Obiecuję. - wyszeptał.
Przyciągnął ją do siebie, chowając w swoich silnych ramionach, w których ona po raz pierwszy od długiego czasu poczuła się bezpiecznie.

_______________________________________

Zarwałam nockę, cóż, ale chyba było warto.
Nie no, i tak pewnie znowu ktoś skomentuje : średnio mi się ten rozdział podobał.
Albo w ogóle nikt nie skomentuje. No nic... taki mój los.
Wkurwiłam sie, bo nie mogłam zmienić godziny w tym sms. W ogóle on jest do dupy, bo Harry wysłał taką wiadomość a nie ją dostał.
RZAL mi tych generatorów co mi nie działały.
No nic.
I dałam wam dwie muzyki przez przypadek w sumie, ale nie chce mi się już tego zmieniać, lolz.
Ej, tak po komentarzach zauważyłam, że was trochę tu ubyło, a potem zobaczyłam na wyświetlenia postów i należy wam się klaps w dupe!
Nie no róbta co chceta, wyjebane miejcie, ta jest, dużo tym zyskacie, motto życiowe, brnąć do przodu z wyjebaniem jea!
Nie no, za karę chciałabym wam opowiedzieć mój sen o Zaynie xd
UWAGA.
Więc tak. (pominę wam sceny dla pełnoletnich osób)
Byłam sobie z chłopakiem na zakupach i on poszedł do toalety, a do mnie podszedł Zen, który ogólnie był kolegą tego mojego boya. I on z taką iskierką w oczach, OMG, on mnie błagał, tzn proponował mi, żebym podpisała kontrakt seksualny w tajemnicy przed moim bojfriendem. Ja się nie zgodziłam, rozumiecie, wierny pies ze mnie heh, ale po jakimś czasie dostałam zaproszenie na bankiet czy coś w tym stylu. I poszłam z chłopakiem i nie wiem czemu ale moje koleżanki też tam były *wtf*. I wiecie, kameralnie, wszystko pięknie ładnie, oglądam sobie jakąś wystawę świeczek, sama w pomieszczeniu i znowu wychodzi Zen. I znów mi gadał o tym kontrakcie. Bo ten bankiet był w takiej mega wyjebanej willi, i okazało się, że on tam mieszka i pokazał mi, jakby było mi z nim dobrze, czego mogę zaznać, co mi oferuje, że będę jak księżniczka, jeju, nawet BMW mi dał xd Boże, wyglądał tak seksownie w tym garniturze, DZIZAZ FEELS
No ale ten... chyba dalej wam nie będę pisać, bo to już było +18, a mamy początek bloga i nie chcę, żebyście wzięły mnie za kogoś ze zrytą psychiką, nie? xd
Dlatego tyż, najpierw opowiedziałam wam moją zjebaną senną historię, a teraz, przechodząc do meritum...
W czwartek 24.10. wyjeżdżam na miesiąc, powiedzmy, że do pracy, i będę zapierdzielać po 8 godzin czy coś. No i ten, zrozumiecie mnie chyba, jeśli.. no ten... eh. tak mi ciężko to pisać.
Po prostu, obiecuję wam, że wrócę. Skończyłam tamtego bloga, który był mega spontanem, to tym bardziej skończę tego, który jest już w większości zaplanowany. Nie wiem ile to czasu zajmie, ale serio, na Zena wam przysięgam, że go skończę.
CZYTAĆ W TEN SPOSÓB : to jest ostatni rozdział, jak na razie. Napiszę całego bloga i dodam wam normalnie dzień po dniu, ewentualnie po limicie 5 komentów, czy coś, nie ważne, dogadamy sie xd
płakać mi się chce, bo jestem beznadziejna, że tak trudno znaleźć mi czas na zrobienie czegoś, co kocham.
I NIE, Harry nie ma sobowtóra, ani bliźniaka, ani nie jest wampirem czy czymś tam xd idiotki :D
tzn, miałam kiedyś taki pomysł, nie zaprzeczam, ale no... nie, stwierdziłam, że napiszę opowiadanie o wampirze Zaynie, a nie Harrym. Bo jakoś tak tego jego loków we krwi trudno sobie wyobrazić.
Sorki, girls, ale chciałam wam się wygadać, bo nie będę tu nic pisać przez długi czas, i ten tego...
Na poprawę humoru wrzucę wam dwa zdjęcia, przy których miałam ciepło w brzuchu.
Dobra, nie ważne xd
Notka dłuższa niż rozdział, sory :(



ŁUDŹ JU KOMENT DIS PLIS?


niedziela, 29 września 2013

Rozdział 7

 http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=NxZG62y07lY

Czasami nie wiadomo po co, jak i dlaczego zamykamy się w sobie, pragnąc tego, co dla człowieka najgorsze - samotności.
 Usiadła na swoim ulubionym parapecie pełnym poduszek i popijając kakao, czytała powtórki do testów matematycznych. Z jednej strony nie wiadomo po co to robiła, bo z matematyki była prymusem. Ale z drugiej - nawet mistrz musi przypomnieć sobie treningi. Przerwała czytanie, wzięła łyk napoju i wyjrzała przez okno.
 Jej myśli i uczucia jeszcze nigdy nie były tak skomplikowane. Nie potrafiła zebrać ich w jedną całość. Jakby wypuścić stado tłustych krów w lesie deszczowym. Albo w dwóch. Albo we wszystkich lasach na szerokości równika.
 Otrząsnęła się, zdając sobie sprawę, że jej wzrok wbity był w to samo miejsce od kilku minut. Westchnęła i powróciła do swoich notatek.
 Ale znów nie mogła się skupić, a cyfry rozmazywały jej się, jak gdyby ktoś pokrył je mgłą.
 A w końcu zwykłe równania układały się w jedno specyficzne imię i nazwisko.
Harry Styles.
 Jaką tajemnicę krył w sobie ten chłopak? I dlaczego ten sekret przykryty był grubym, marmurowym murem z żelazną bramą, której strzeże potwór o wielu twarzach?
 Minęły dwa dni od ich ostatniej rozmowy, kiedy to wygarnęła mu, że jest słaby, a on wystraszył ją na śmierć. I przez te dwa dni, choć spędzali ze sobą sporo czasu, nie odezwali się do siebie ani słowem. Co z tego, że razem sprzątali kawiarnię, czy siedzieli obok siebie na historii. Chłopak zachowywał się tak, jakby Courtney nie była już dłużej dziewczyną, która go interesuje.
 A ona umierała z frustracji, bo tak bardzo chciała go poznać. Nie wiedziała po co i dlaczego, bo przecież wcześniej go skreśliła. Wiedziała jedynie, że nie da sobie z nim spokoju.
 I choć on, mówiąc, żeby dała sobie spokój i nawet nie starała się go poznać, myślał dokładnie inaczej. Czuł to samo co ona.
 No tak! Na pewno taki arogancki dupek jak on posłużył się manipulacją. Po prostu chciał zobaczyć, ile dziewczyn jest w stanie o niego walczyć i czy Courtney się do tego przyłączy! O niee... o nie. Od dzisiaj ten chłopak nie istnieje.
 Trzasnęła zeszytem, zaciskając wargi.
 Co z tego, że ją intryguje i robi z jej myślami jakiś ... nie wiadomo co. Skreśliła go już na początku.
Niech tak zostanie.


 Chłopak założył kask, wsiadł na motor i odpalił silnik.
 Jechał bez celu, pochłonięty w swoich myślach, ale jednocześnie skupiony na jeździe. Wyjechał z miasta i pognał drogą na północ. I już po chwili był na ulicach Atlanty.
 Zatrzymał się w jakimś obskurnym barze na jej obrzeżach, który pełny był od śmierdzących i brudnych ludzi. Do uszu dobiegł mu dźwięk odbijanej bili czy rockowa muzyka z poprzedniej dekady. Zmarszczył noc i podszedł do baru, za którym stała jakaś młoda kobieta. Gdy tylko go ujrzała natychmiast się uśmiechnęła. Cały wieczór obsługiwała starych alkoholików, więc taki chłopak to miła odmiana.
- Co podać? - zapytała możliwie jak najmilszym głosem.
- Szkocką. - odpowiedział lekceważącym tonem, nawet na nią nie patrząc i usiadł na wysokim stołku.
 Barmanka obruszyła się na brak uprzejmości z jego strony i splotła ramiona pod swoim pokaźnym biustem.
- A masz osiemnaście lat? - chłopak przerwał porywczą zabawę palców i blatu i spojrzał na kobietę.
 Zauważył kilka brud na jej twarzy, zapewne po nastoletnim trądziku. Wyglądała na pewną siebie, choć tak na prawdę on mógłby zmanipulować ją w ciągu sekundy.
 Podniósł się ze stołka, opierając łokciami o blat i nachylił się w stronę kobiety.
- Jeśli nie wierzysz w moją dojrzałość, możesz zaraz przetestować ją na zapleczu. - wymruczał do jej ucha, a serce barmanki zaczęło bić mocniej.
 Przełknęła ślinę i odsunęła się, by nalać chłopakowi alkohol. On, z cwanym uśmieszkiem, zajął swoje miejsce z powrotem na stołku, ukradkiem obserwując wszystkich ludzi, przebywających w lokalu.
 Alkoholicy bez celu w życiu - pomyślał chłopak i cicho parsknął pod nosem.
Paradoks, bo przecież on jest dwa razy młodszy od nich, a przyjechał tu, by wypić.
 Barmanka podała mu trunek i odeszła na drugi koniec blatu. Palce Harrego oplotły szklankę i uniosły ją do ust.
 I tak jak wlał alkohol do swojego organizmu, tak jego mózg wypełnił się myślami o Courtney.
 Zmarszczył brwi i spuścił głowę, bawiąc się prawie pustą szklanką.
 Jeszcze nigdy w życiu nic tak go nie intrygowało, jak ta dziewczyna. Chciał do niej dotrzeć standardowym (dla niego) sposobem, jak do każdej innej - po prostu ją uwieść. Przecież był w tym mistrzem, jeszcze żadna mu się nie oparła.
 Ale czuł, że nie może traktować jej powierzchownie. Że ona zasługuje na to, żeby poświęcił jej swoją uwagę. Coś go do niej ciągnęło i ledwie potrafił się temu oprzeć.
 Nie była otwarta, tak jak inne. Miała na sobie pewną skorupę, której chciał się już pozbyć.
 Ale wiedział, że nie może jej tak po prostu zburzyć. Musi rozbierać ją cegiełka po cegiełce.
Chociaż ... czy on w ogóle chce się tego podjąć ...
Poczuł, że ktoś siada obok niego, więc przerwał rozmyślania. Ukradkiem zerknął na osobę, która wierciła mu wzrokiem dziurę w plecach. Była kobietą. Nigdy wcześniej jej nie widział, dlatego postanowił się nią nie przejmować. Dopóki nie poczuł jej dłoni na swoim udzie.
Niesamowicie szybkim i zdecydowanym ruchem ujął jej nadgarstek. Usłyszał jak cicho pisnęła ze strachu. Spojrzał na dłoń kobiety i aż się skrzywił. Poziom jej zadbania o siebie budził odrazę. I ktoś taki go przed chwilą dotknął...
- Weź... - usłyszał jej cichy, chrapliwy głos.
Nie rozumiał o co chodzi, dlatego spojrzał na kobietę. Skinęła głową na jego nogę. Gdy chłopak podążył za jej wzrokiem, szerzej otworzył oczy. Puścił dłoń bezdomnej, a ona najszybciej i najciszej jak mogła, uciekła.
Harry wyciągnął wystającą karteczkę z kieszeni spodni i położył nadgarstek na blacie, czytając uważnie pochyłe pismo.


Courtney miała serdecznie dość nauki. Nie minął nawet tydzień, a ona chciała, żeby wakacje powróciły. Westchnęła i otworzyła torbę, by się spakować.
I wtedy dostrzegła skrawek papieru, który wywołał w niej złość.
Chwyciła go i szybkim krokiem udała się do pokoju Ethana. Bez pukania, otworzyła zamaszyście drzwi i podeszła do chłopaka, który siedział przy komputerze ze słuchawkami w uszach.
Mocno pociągnęła za kabelki tak, że natychmiast się odwrócił. Spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem. Otwierał już buzię, żeby coś powiedzieć, ale dziewczyna go wyprzedziła.
- Co to jest? - niemal krzyknęła, rzucając na biurko ulotkę na jutrzejszy wyścig. Nie spuszczała wzroku z brata.
Chłopak uniósł ulotkę i zaśmiał się krótko pod nosem.
- Skąd to masz? - zapytał z rozbawieniem.
- Ethan... - wycedziła przez zęby, tracąc cierpliwość.
- No co? Masz coś przeciwko temu, że uprawiam jakieś hobby? Chyba lepiej coś takiego, niż granie w Minecrafta dzień i noc. - wzruszył ramionami i sięgnął po słuchawki.
- Możesz zginąć! - zawołała, zaciskając pięści. - To niebezpieczne!
- Jeju, Courtney. Nigdy nie byłaś na takim wyścigu. Zobaczysz sobie elegancko jutro i wtedy pogadamy.
- Nie zamierzam iść. - burknęła pod nosem i odwróciła się na pięcie.
- Nie? Myślałem, że Styles cię jakoś przekonał. - usłyszała, dotykając klamki.
Zamarła na chwilę, myśląc intensywnie.
- Czy ty masz coś wspólnego z tym chłopakiem? - spojrzała na niego przez ramię. Uśmiechał się, jak zwykle, zadziornie.
- Nic a nic. - uniósł ręce w geście niewinności i odwrócił się do komputera.
Courtney westchnęła.
Jutrzejszy dzień będzie szalony.


- Nie ma Tapkinsa! - usłyszała głośny krzyk Avery, otwierając szafkę.
Odwróciła się i zobaczyła biegnącą blondynkę z jakąś kartką w dłoni. Wyglądała jakby urwała się z psychiatryka...
- Av, czy ci od...
- Nie ma Tapkinsa! Nie ma go, nie ma! - podała brunetce kartkę i zaczęła tańczyć jakieś dziwne pląsy.
Courtney przewróciła oczami i zerknęła na papier.
Była to lista zastępstw i rzeczywiście - matematyki dzisiaj nie było. Więc wszystkie ostatnie klasy są zwolnione z ostatniej lekcji.
Uniosła wzrok. Avery właśnie dosięgała rury, by z nią zatańczyć.
- Ej! Blondi, szaleju się najadłaś? - Court pociągnęła przyjaciółkę za rękę i oddała jej kartkę.
- Jejciu, co się spinasz? Po prostu się nie uczyłam. Wykupiłam sobie pakiet internetowy i miałam nadzieję, że uda mi się ściągnąć. - wzruszyła ramionami.
Nagle spojrzała ponad ramię brunetki i szerzej otworzyła oczy, prostując się jak struna. Po prostu ją zatkało. Courtney zmarszczyła brwi i zerknęła przez ramię.
Ujrzała przepięknego chłopaka z bujnymi lokami, który szeroko się uśmiechał.
- Cześć. - powiedział cicho, a Courtney odwróciła się całkiem.
Wyglądał na zmieszanego.
- Zadzwonię później. - mruknęła Avery i gdzieś zniknęła.
Brunetka jednak, wpatrzona była w chłopaka jak w obrazek.
- Cześć. - odpowiedziała.
Tak dobrze jest usłyszeć jego głos, gdy nie słyszało się go tak długo ...
- Możemy porozmawiać? - zapytał Harry, kiwając głowę w stronę wyjścia ze szkoły.
- Tak... Tak, pewnie. - dziewczyna nagle poczuła się niezręcznie, ale uśmiechnęła się delikatnie.
Wyszli z budynku i spostrzegli, że na schodach czeka na niego grupa wytapetowanych cheerleaderek.
- Nie przeszkadza ci to? - zapytała Courtney, a Harry spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Bywa dziwacznie, ale ogólnie mam to w dupie. - wzruszył ramionami.
Ominęli bandę napalonych dziewcząt, które zazdrosne, szeptały między sobą o stroju Courtney.
- Myślałam, że inaczej się z tym odnosisz. - powiedziała cicho, kiedy dotarli do jego samochodu.
Chłopak rzucił jej jakieś dziwne spojrzenie. Jakby go to... zirytowało. Otworzył samochód i skinął głową, żeby wsiadła.
- To znaczy? - zapytał, szerzej otwierając jej drzwi.
- Po prostu, inaczej. - mruknęła, patrząc się na swoje buty.
Wsiadła do samochodu i przez chwilę podziwiała jego wnętrze, dopóki obok niej nie usiadł Styles.
- Gdzie jedziemy? - tym razem to ona zapytała.
Nie lubiła tej atmosfery między nimi. Czuć było spięcie i taki dziwny brak otwartości. No ale.. nie wiedziała, czego się po nim spodziewać, bo nie wiadomo jaką maskę dziś ubrał.
- Do kawiarni. - odparł chłopak i odpalił silnik. - Chciałem zapytać, czy mógłbym dzisiaj szybciej wyjść, jeśli pojawię się wcześniej.
Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę.
- Mnie o to pytasz?
- Sama mówiłaś, że twój głos jest ważny. - uśmiechnął się zadziornie.
Courtney zmarszczyła brwi.
O co mu chodzi? Czemu nagle z nią rozmawia? Na prawdę chodzi mu tylko o to, czy może szybciej wyjść?
Prychnęła pod nosem. Na pewno ma coś w zanadrzu.
- Nie wiem. - mruknęła po chwili.
Zatrzymali się przy tylnym wejściu do lokalu. Chłopak wysiadł, więc to samo zrobiła Courtney.
- Harry... - odezwała się, po zatrzaśnięciu drzwi.
Nie patrzyła na niego, dlatego uznał, że coś ją gryzie. Nawet gdy do niej podszedł, jej wzrok wciąż wbity był w jej w buty.
- Coś nie tak? - zapytał z troską.
Serio! Z troską!
- Mógłbyś mi wyjaśnić... na czym to wszystko polega? - uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
A on poczuł, jakby wbiła mu to spojrzenie gdzieś w duszę, a nie tylko w tęczówki. Znów się zmieszał.
- Każdy gra samodzielnie. Przynajmniej raz w miesiącu zbieramy się na starym pasie lotniczym i walczymy. Ludzie tylko i wyłącznie z Hapeville i okolic. Chociaż ostatnio Atlanta chce do nas dołączyć.
- O co walczycie? - zapytała z zaciekawieniem.
- O pieniądze. Duże pieniądze. - odpowiedział, uśmiechając się jednostronnie.
- Więc dlatego tu przyjechałeś? - zmarszczyła brwi.
- Nie. Uciekłem.
Było w nim tyle tajemniczości, że dziewczyna nagle poczuła się wścibska, bo chciała poznać wszystkie jego sekrety.
- Ty... nie ufasz mi, prawda?
Nagle jego nastawienie się zmieniło. To znaczy wciąż było trochę tej tajemniczości, ale był przy tym pociągającym chłopakiem.
A kiedy podszedł do niej bliżej, zawiesił palce na szlufkach jej dżinsów i wbił w nią swoje zielone spojrzenie, to było coś więcej niż ,,pociągające". Nawet nie wiedziała, pod jaką kategorię zaliczać to, co się z nią dzieje.
Z pewnością oszalała.
Przełknęła ślinę i pokręciła przecząco głową.
- Nie znam cię. Nawet nie wiem, kim tak na prawdę jesteś. - powiedziała cichutko.
On nie spuszczał swojego spojrzenia. Cały czas patrzyli sobie w oczy.
- I pewnie uważasz mnie za aroganckiego dupka, co? - uśmiechnął się zadziornie.
Ostrzeżenie : założył maskę numer jeden. Wielki kom bak narcystycznego Harrego.
Pochylił się w jej stronę, a ona zadrżała, gdy poczuła jego wargi na swoim płatku ucha.
- I się mnie boisz. Jesteś jak malutkie zwierzątko, bojące się swojego cienia, każdego dnia walczące o przetrwanie. Ale wiesz co? Jesteś moim ulubionym zwierzątkiem.
Teraz to już na pewno oszalała.


___________________________________________

Nie wiem jak was mam przepraszać, jejciu :(
Czy usprawiedliwi mnie to, że szkoła średnia to jakaś masakra i nie miałam czasu?
Kocham was wszystkich i tych tylko czytających i tych komentujących i mam ochotę was wszystkich popsytulać, lolz.
A tak serio, to mam kilka pytań hehe (wywiadzik)
1. Czy któreś z was jest ze mną od czasu, kiedy pisałam pierwszego bloga? Jeśli nie, to skąd jesteście, heh? :D
2. TO PYTANIE JEST MEGA WAŻNE  Jak widzicie miesiąc zajęło mi pisanie tego rozdziału. Stąd pytanie : wolicie, żeby rozdziały pojawiały się dość rzadko, czy żebym zawiesiła bloga, napisała całe opowiadanie i dopiero wtedy wróciła? TO PYTANIE JEST MEGA WAŻNE.
3. Powiązane z drugim. To opowiadanie miało być ogólnie krótkie, ale mam tyle pomysłów, że napisałabym drugą część. Chyba. No i : wolicie, żeby akcja działa się szybciej, ale było by mniej rozdziałów, czy powoli, spokojnie, żeby zrozumieć wszystko, ale rozdziałów było by masa?
4. Podoba wam się szablon? Sama robiłam (ja graficzka)
Dziękuję wam za wszystko, bo nie zostawiliście mnie, a wsparcie jest bardzo ważne i jak mówiłam :
LUV YA PEEEPS :*

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 6


Courtney odwróciła się i jedyne co zobaczyła to zaciśnięte pięści Harrego i jego wściekłość wypisana na twarzy. Bała się, że zaraz chwyci jakieś połamane krzesło i rzuci nim o ścianę. Albo, że rzuci się na jej wujka.
Wyglądał, jakby miał kogoś za chwilę zamordować. Nie było nawet cienia tego miłego chłopaka, który przed chwilą otworzył brunetce drzwi.
Przerażał ją. Po raz drugi odkąd go spotkała.
- To nie ja. - warknął, marszcząc brwi w złości.
Rzuciła wzrok w stronę wujka Grega, który stał z splecionymi rękami na piersi i wpatrywał się w Stylesa z czystą ignorancją i niedowierzaniem.
- Słuchaj, młody... Na prawdę nie masz po co się stawiać. Kamery cię zarejestrowały. W poniedziałek około dwudziestej trzeciej. Ale...
- Nie było mnie tutaj. - odpowiedział Harry. - I proszę mi niczego nie zarzu...
- ALE... - nacisnął Greg ostro. - Nie zamierzam wzywać policji czy czegokolwiek takiego. Możemy się dogadać. - powiedział łagodniejszym tonem.
Spojrzała na chłopaka z burzą loków na głowie. Wyglądał jakby to po nim spłynęło i teraz to on splótł ręce na piersi.
- Zatrudnię cię tutaj. Courtney nie daje sobie rady sama. Pomożesz jej... nam. A ja niczego nie zgłoszę.
Chwila, co? Dziewczyna rzuciła na wujka wzrok pełen oburzenia. Zauważył to, więc tylko skinął głową w jej stronę, mając na celu ją uspokoić.
- Dlaczego mam być ukarany, skoro nie jestem winny? Mówiłem już, nie było mnie wtedy tutaj. - rzucił niedbale Harry.
Greg wypuścił powietrze z ust i spojrzał na sufit. Tracił cierpliwość.
- Myślałem, że wyraziłem się jasno. Idę ci na rękę, dzieciaku. - spojrzał na chłopaka z dziwnie spokojnym wzrokiem, jednak jego głos pozostał twardy.
Harry bez życia opuścił ręce tak, że klasnęły o jego uda.
- Nic nie zrobiłem. - mruknął pod nosem, myśląc, że nikt tego nie usłyszy. - Dobra. Nich będzie.
Courtney cały czas miała zmarszczone brwi w zamyśleniu.
Przeanalizujmy to.
Mówi, że nie było go tutaj w poniedziałek o dwudziestej trzeciej, chociaż zarejestrowały go kamery.
Ma jej numer, a Ethan ostrzegał ją, że ktoś skradł dokumentację. No, ale numer mógł wziąć od Spencera, na przykład...
Niall mówił, że widział kogoś z kręconymi włosami w tamtym czasie koło kawiarni.
A on dalej zaprzecza, że tego nie zrobił, jednak bierze winę na siebie.
Czyli albo to zrobił, albo ma jakiś powód, żeby tu pracować. Widzi w tym jakąś korzyść. Ale jaką, do cholery? Co 18-latkowi da praca w kawiarni po szkole?
Coś tu jest nie tak... W tym mieście powoli robi się dziwnie.

Avery, poprawiając ramiączko plecaka, otworzyła drzwi. Fox, jej rudy pies, natychmiast zaczął wesoło szczekać. Kopnęła drzwi, na tyle mocno, że się zatrzasnęły, i pogłaskała zwierzaka. Ściągnęła buty i ruszyła w stronę kuchni.
Jej ukochana mama karmiła jej dwuletniego brata.
- Ceś Av! - krzyknął uradowany chłopiec, na co dziewczyna się uśmiechnęła.
Podeszła i pocałowała obydwie osoby w policzek.
- Jak w szkole? - zapytała troskliwie mama.
- Jutro mamy mieć jakieś testy sprawdzające naszą wiedzę z poprzednich lat w liceum. Nie rozumiem tego, bo nie dość, że mamy testy na koniec to jeszcze na początek. Ygh! - wyrzuciła ręce w powietrze i nalała sobie zupy. - O Boże, mamo! A w ogóle to jakiś wariat spalił dziś szkolne dekoracje.. - ucięła marszcząc brwi.
Tysiąc myśli na sekundę przeszło jej przez głowę.
Dlaczego Courtney od razu pomyślała, że to Harry? Przecież nie tylko on ma ten filmowy, zadziorny uśmieszek.
Jej mama odwróciła głowę w jej stronę, czekając aż córka kontynuuje.
- Coś nie tak? - zapytała, widząc jej zamyśloną minę.
Avery potrząsnęła głową.
Czy tylko jej się wydaje, że coś tu nie gra?
- Mamo... kiedy zamknęli stary pas lotniczy? - zapytała, widząc jak wstaje z krzesła. Skończyła karmić małego Tylera.
- Dobre dwadzieścia lat temu. - wzruszyła ramionami. - Czemu pytasz?
- Z ciekawości... - jej wzrok wbity był w podłogę. - A czy kiedykolwiek coś na nim organizowano? - spojrzała na mamę ze zmarszczonym czołem.
- Słyszałam, że od czasu do czasu organizowali jakieś nielegalne wyścigi.. Ale nie wiem nic na ten temat. - uśmiechnęła się do córki, podchodząc do blatu.
A Avery dalej stała, jakby coś ją poraziło.
- Jadę do Atlanty. Muszę załatwić parę spraw. Zaopiekujesz się Tylerem? Za dwie godziny powinien pójść spać.
Blondynka ocknęła się i spojrzała na mamę. Kiwnęła głową z cieniem uśmiechu.
Ma wolny dom... do wieczora.
Kiedy jej mama wyszła, a Tyler siedział w swoim pokoiku, bawiąc się w wojnę samochodzików, wybrała numer Zayna.

- Te krzesła i te stoły.
- Nigdy w życiu. Tamte krzesła z poprzedniej strony i te stoły.
- Boże, co za bezguście. Dobra. Tamte krzesła, ale te stoły.
- Nie. Nie i koniec kropka. Nie pójdę z tobą na kompromis, Courtney.
- Mój głos jest ważniejszy niż twój, Harry.
- Ale ja chcę te krzesła i te stoły. Daj spokój. Tamte w ogóle nie pasują do wystroju.
- Co ty wiesz na temat stylu, Styles? Nazwisko wcale nie znaczy, że masz dobry gust.
- Czy ty mnie obrażasz?
Cała ich konwersacja wyglądała jak kłótnia małych dzieci. Siedzieli blisko siebie na zapleczu, przy blacie szafki, na dwóch ocalonych krzesłach i pochylali się nad katalogiem. Kilka razy niechcący zderzyli się dłońmi, czy szturchnęli kolanami przez co robiło się niezręcznie. Odsuwali się od siebie wtedy na długi dystans, ale zaraz znów byli blisko siebie.
Aluzja? Nie no, nic nie mówię...
Ale tym razem Harry powiedział to tak niskim tonem i z takim błyskiem w oku, że Courtney trudno było przełknąć ślinę. Zrobiło się poważnie.
Wstała i podeszła do ekspresu, z zamiarem zrobienia kawy dla ich dwojga. Wujek Greg pojechał załatwić kilka spraw, więc siedzieli tu sami od jakiegoś czasu.
Ustawiła ekspres, dotykając biodrami blatu i podstawiła dwie filiżanki. Usłyszała, jak Harry odsuwa krzesło.
Chwilę później wyczuła jego oddech na swojej szyi, kiedy przerzucał jej długie, ciemne włosy na jedną stronę. Robił to najdelikatniej jak mógł i stwierdził, że chciałby mieć jej miękkie włosy cały czas w garści. W ogóle ją całą chciałby mieć już w garści. Ale jeszcze musi trochę poczekać, zbadać teren, nie iść na głęboką wodę...
Rozszerzył ramiona w ten sposób, że Courtney była w pułapce i oparł się o blat. Pochylił się tak, że swoją klatką piersiową lekko dotykał jej pleców i przejechał śmiertelnie powoli nosem po jej szyi. Wyczuł, że cała drżała od jego dotyku. Jej reakcje upewniały go, że powoli ją zdobywa. Powoli.
- Harry... - wyszeptała cicho, kiedy zaczął muskać ustami jej szyję.
Zamknęła oczy, skupiając całą swoją wolę na sercu, żeby przestało tak głośno kołotać. Głośno wypuściła powietrze z płuc i odwróciła się, kładąc otwarte dłonie na jego klatce piersiowej. On dalej był pochylony w jej stronę.
Wciąż miała zamknięte oczy. I dopiero teraz w jej nozdrza uderzył niesamowity zapach. Zapach sekretów i tajemniczości. Zapach zmienności. Zapach jego kilku masek. Zapach czegoś, co ją do niego przyciągało. Zapach Harrego.
Otworzyła oczy i spojrzała na twarz chłopaka. No pewnie, czego mogła się spodziewać, jak nie jego zadziornego uśmieszku?
- Mogę o coś zapytać?
- Już to zrobiłaś, no ale... śmiało. - zachęcił ją skinieniem głowy.
- A odpowiesz mi? - uniosła brwi a przez jej tęczówki przebiegł błysk sprytu.
- Niekoniecznie. - uśmiechnął się szeroko. Widząc, jak przegryzła wargę, dodał. - Zaryzykuj.
- To ty to zniszczyłeś? - zapytała, zabierając ręce.
On wyprostował się, a jego twarz pozostała niezmienna. Wzruszył ramionami.
- Co to znaczy? - zapytała w zmieszaniu.
Harry znów wzruszył ramionami. Przewróciła oczami.
Chłopak zaśmiał się w duchu i zrobił krok w tył, powiększając dystans między nimi. Potarł swoje czoło dłonią.
- Courtney, nie próbuj mnie poznać. Nie jestem taki jak inni. Nie poznasz mnie, nie zakochasz się i nigdy nie będziesz ze mną szczęśliwa. To nie jest słodka komedia romantyczna.
Na te słowa uniosła brwi.
- Po prostu spytałam, czy zniszczyłeś kawiarnię, nie zaproponowałam ci randki. - odcięła się krótkim prychnięciem na końcu.
- Wiem. Ale wiem też, o czym sobie pomyślałaś. Po prostu nie robię ci nadziei, bo zaraz wyrobisz mi opinię łamacza serc. - podszedł do niej i jedną ręką złapał ją za talię, a drugą umieścił w jej włosach. - Uwierz, że już takową mam. - wyszeptał jej do ucha, a po jej ciele przeszedł dreszcz.
Odsunął się od niej ze śmiechem.
- Nie lubię cię. - powiedziała Courtney, splatając ręce pod biustem.
- Oh, jak mi przykro. - odrzekł Harry z udawaną zbolałą miną. W tych słowach było tyle sarkazmu...
Stanął obok Courtney i wziął do ręki filiżankę z gotową kawą. Uniósł ją do ust.
- Jesteś aroganckim i zbyt pewnym siebie dupkiem. A tak na prawdę jak ktoś wyrządzi ci krzywdę, to mały Harry płacze w poduszkę, a później znów udaje twardziela i wyżywa się na pierwszym lepszym przedmiocie. Jesteś słaby.
Chłopak tak szybko odłożył filiżankę i stanął na przeciw niej, znów opierając się o blat, że myślała, że zrobił to z nadprzyrodzoną szybkością.
Ich twarze były zaskakująco blisko siebie. Dziewczyna pochylała się jak najbardziej w tył, wbijając w siebie drewno tak mocno, że bolały ją już plecy. Chłopak natomiast pochylał się jak najbardziej do przodu. Jego wzrok powoli mierzył całą jej twarz, od brody, aż po czoło. A jej ciężko było złapać oddech. Znów ją przeraził.
Zmrużył oczy i mruknął coś z zamkniętymi ustami. Tak strasznie go intrygowała.
- Jesteś okropnie pyskata, Courtney. Ale ja nie jestem słaby. Mam nadzieję, że to zapamiętasz. - wyszeptał prosto w jej usta.
Wbił swoje spojrzenie w jej oczy. A ona dosłownie rozpuszczała się między jego ramionami.
- Zrozumiałaś? - zapytał ostrym tonem, a dziewczyna drgnęła.
Nerwowo pokiwała głową, a chłopak odetchnął. Odsunął się od niej i spojrzał na nią z góry.
- Nie rozumiem dlaczego się mnie boisz... - powiedział cicho, marszcząc brwi.
- Nie rozumiem dlaczego robisz tak, że się ciebie boję. - wycedziła niemal przez zęby Courtney.
Harry już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale usłyszeli trzask drzwi.
Courtney westchnęła, nie spuszczając wzroku z chłopaka.
Kiedy on w końcu zacznie być sobą?

Avery szybko zbiegła z góry, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Przekręciła zamek i otworzyła drewnianą powłokę, a jej oczom ukazał się przystojny Mulat. Miał splecione ręce za sobą i uśmiechał się delikatnie.
- Cześć. - przywitał się.
- Cześć. - dziewczyna przegryzła wargę, starając się nie uśmiechnąć zbyt szeroko. - Wejdziesz? - stanęła bokiem i zaprosiła go gestem ręki.
- Chcesz siedzieć w domu? - Zayn uniósł brwi.
Av, wiedząc, że wcześniej padało, zrobiła krok w jego stronę, wychylając się i patrząc do przodu. Na dworze było już ciepło i nie zanosiło się na deszcz.
- A co będziemy robić? - zapytała, wpatrując się w bruneta.
On uśmiechnął się cwanie i wyciągnął rękę w jej stronę. Avery znów przegryzła wargę.
- Muszę zostać w domu. Mój brat śpi. - powiedziała, zerkając to na niego, to na jego rękę.
- No właśnie - śpi. Daj spokój, coś ci pokażę i wrócimy. - machnął ręką, żeby do niego podeszła.
I co biedna Avery, tak oczarowana przystojnym Zaynem miała zrobić? Jego uśmiech był taki przekonujący ...
Ubrała buty, zamknęła dom i poszła za Mulatem. Zawahała się, kiedy podeszli do jego motoru, a on ubrał kask, następnie podając jej drugi.
- Eem... - i znów przegryzła wargę.
- Co? W jeżdżeniu też jesteś świeżakiem? - zaśmiał się cicho, patrząc na nią niepewnie.
Kiwnęła głową, obracając kask w rękach.
Podszedł do niej i zabrał od niej tą ochronę życia. Uśmiechnął się, jakby pocieszająco, dając znak, że nic jej nie będzie. Zaufała mu do granic.
Uniósł kask i najdelikatniej jak potrafił, włożył jej na głowę.
- No proszę, do twarzy ci. - mrugnął do niej okiem i obrócił się w stronę pojazdu, wsiadając na niego pewnie.
Avery znów się zawahała, ale kiedy Zayn spojrzał na nią przez ramię, nabrała pewności siebie i usiadła za chłopakiem.
Z początku nie wiedziała, czego ma się trzymać, ale kiedy Mulat uruchomił silnik, a maszyna zaryczała i zaczęła się trząść, odruchowo przytuliła się do pleców Zayna.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i zmusił pojazd do wydania następnego ryku. Avery zdusiła jęknięcie.
- Nie bój się. - powiedział chłopak przez ramię.
- Okej... - odpowiedziała niepewnie blondynka.
Gdy ruszyli, Avery kurczowo złapała się skórzanej kurtki Zayna.
Wolność. To właśnie poczuła, kiedy mknęli przez ulice, a wokół roznosiły się gęste, kolorowe lasy. Oparła głowę na ramieniu chłopaka, a jej oczy chwytały coraz to nowe, piękniejsze obrazy. Słońce przebijające się przez złote już liście. Wiatr, który muskał jej włosy, szyję i policzki. I zapach. Zapach spalin i papierosów - zapach Zayna. Zmieszany ze świeżą, leśną nutą.
Nie bała się. Już nie. Dlatego delikatnie poluzowała uścisk i uniosła głowę, wpatrując się przed siebie. Miała na twarzy uśmiech szaleńca, pogrzebanego w swych niemożliwych myślach. W oddali zauważyła most, a chłopak zaczął zwalniać.
Zatrzymali się. Avery zdjęła kask i podeszła do barierki. Słońce odbijało się od tafli wody tak jak i złoto-liściaste drzewa , a wiatr targał jej włosy. Wzięła głęboki oddech. I znów to poczuła... wolność. Była nią oczarowana.
Zayn stanął obok niej i wpatrywał się w przepiękny widok.
- O czym myślisz, kiedy tak jedziesz? - zapytała i wlepiła w niego swój wzrok.
Mulat uśmiechnął się pod nosem.
- Teraz myślałem tylko o tym, żeby nic nam się nie stało. Starałam się skupić jedynie na bezpiecznym prowadzeniu. - oparł łokcie o barierkę i odwrócił głowę w stronę blondynki.
- A gdy jesteś sam? - znów zapytała i przegryzła wargę.
- Czuję, że... życie tak na prawdę nie ma granic. To tylko nasza podświadomość produkuje jakieś problemy, buduje mury, przez co czujemy się ograniczeni. Kiedy wsiadam na motor i jadę gdziekolwiek, nie mając celu, myślę, że jedyną granicą jesteśmy my. I to, jak daleko jesteśmy zdolni się posunąć. - mówił chłopak, wbijając wzrok w taflę wody.
- Pokonałeś tą granicę? - zapytała cicho dziewczyna.
Zayn spojrzał na nią i się wyprostował. Zrobił krok w jej stronę i już byli blisko siebie. Był od niej wyższy o głowę, ale nie patrzył na nią z góry. Spuścił głowę i chłonął jej całą twarz wzrokiem. Powoli uniósł dłoń i dotknął jej policzka, pocierając go kciukiem.
- Jeszcze nie. - wyszeptał.

____________________________________________

Haha, lubię tą aplikację Google xd
Taki do niczego ten rozdział... I obiecuję, że za kilka rozdziałów akcja nabierze tempa, bo na razie to same flaki z olejem.
I wiem, że na Początku napisałam, że Avery jest jedynaczką, no ale... właśnie się to zmieniło :D
W tym tygodniu będę miała sporo roboty... Dlatego nie wiem, kiedy następny rozdział. Może za tydzień?
I proszę, wszelkie pytania zadawajcie na asku, bo nie chcę robić zamętu w komentarzach, odpowiadając na nie. :)
I uśmiecham się, bo to słodkie, ale... na prawdę, niektóre osoby subtelnie komentują po kilka razy w ciągu pięciu minut xd
To może tym razem dobijemy do 20? :D
Dziękuję i kocham was!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 5


Gdy tylko zadzwonił dzwonek na przerwę, zgarnęła torbę, książki i jak najszybciej wyszła z klasy. Tak jak powiedziała wczoraj - uciekała przed nim. Ale nie chciała zostać złapana.
Ostatnią jej lekcją był wf. I dokładnie wiedziała, że Fischer będzie kazał im biegać na długi dystans.
Aż warknęła pod nosem ze złości, kiedy brała swoje sportowe buty z szafki. Trzasnęła drzwiczkami i już odwróciła się, żeby ruszyć w stronę hali gimnastycznej. Ale odbiła się od czyjegoś brzucha.
Fak, znów ją złapał.
- Coś nie tak? - zapytał troskliwym tonem i mogłaby powiedzieć, że troskę i opiekuńczość miał wypisaną na twarzy.
Zauważyła, że się od niego odbiła, a on nawet nie drgnął, gdy na niego wpadła. Znów warknęła i spojrzała w jego oczy. Błysk zieleni wpłynął na nią kojąco.
- Daj mi spokój, Harry. - a chciała brzmieć tak odważnie! Niestety pisnęła jak wystraszona polna mysz...
Chciała go wyminąć, ale on zrobił krok w bok. Pochylił głowę i wpatrywał się w nią intensywnym spojrzeniem. Courtney westchnęła.
- Czego chcesz? - splotła swoje ręce pod biustem.
Miała masę innych pytań w głowie, ale gdy tylko rzuciła okiem na jego posturę, miała nieodpartą ochotę coś mu zrobić...
- Nic. - wzruszył ramionami i znów zobaczyła ten jego zadziorny uśmiech. - Co robisz w ten piątek? - zapytał, a ona myślała, że ma coś ze słuchem. Uniosła brwi do góry.
- Co proszę?
- Pytałem co robisz w ten piątek. - powtórzył twardym tonem.
Linia jego szczęki wyraźnie się zarysowała. Nie mogła w to uwierzyć, ale miała wrażanie, że chłopak się denerwuje. Splótł swoje ręce z tyłu i spojrzał na nią z góry.
- Nic, chyba... Pracuję do 19. - wymamrotała, skupiając swój wzrok na jakiejś szafce, byle nie na nim.
- Świetnie. - skwitował krótko. - Chcę, żebyś o 20 przyszła na stary pas lotniczy. Najlepiej sama. Chyba, że twoja przyjaciółka też zdecyduje się przyjść.
Co, do cholery? Jak to ,,chcę"? Czy on jej właśnie rozkazał? Co on sobie wyobraża?
- Chcesz, żebym przyszła na stary pas lotniczy o 20 w piątek? - jej brew uniosła się jeszcze wyżej.
- Czy ja wyrażam się nie jasno, czy masz może problem z przetwarzaniem informacji?
No co za dupek! Chamski, wredny, seksowny, manipulacyjny, arogancki dupek!
Courtney prychnęła.
- Bądź pewny, że nie przyjdę. - rzuciła pewnym siebie tonem i znów chciała go wyminąć.
Tym razem znów zrobił krok w bok, ale dodatkowo złapał ją za ramiona. Uniósł głowę i zamknął oczy, jakby prosił Boga o cierpliwość. Jego linia szczęki jeszcze bardziej się zarysowała. Teraz była pewna, że jest wkurzony. Ups, co za szkoda, że popsuła mu humor.
- Zrobisz to, co powiedziałem Courtney. - wycedził przez zęby, opuszczając głowę.
- Kim ty jesteś, żeby mówić mi co mam robić? - oburzyła się. - Powiedziałam : nie przyjdę. - powiedziała powoli i chwyciła za jego przedramię, żeby się uwolnić.
Zepchnęła jego dłonie ze swoich ramion i teraz na dobre go wyminęła. I była zadowolona, że tym razem jej nie powstrzymał.
- Więc nie chcesz zobaczyć, jak twój brat jeździ? - usłyszała za sobą głos Harrego.
Zatrzymała się w pół kroku i szybko odwróciła. Chłopak stał do niej plecami, przez co jeszcze bardziej miała mu ochotę coś zrobić. Był jak magnez, przyciągający do siebie i mieszający jej w umyśle.
Odwrócił się do niej powoli i zauważyła, że jego twarz była bez wyrazu. Dopiero gdy dostrzegł jej zdziwienie, zrobił minę pełną triumfu.
Czuła, że będzie tego żałowała przez całe życie. Ale bez ryzyka nie ma zabawy. Tym bardziej, jeśli chodzi o jej brata. Musi isć.
- Przyjdę. - powiedziała cicho, odwróciła się i pomaszerowała w stronę hali gimnastycznej.
Nie dostrzegła szczerego uśmiechu na twarzy Harrego, który tak rzadko pokazywał.

- Przyśpieszcie!
- Jeszcze raz to powie, a obiecuję, że mu zarypię! - warknęła Avery, która i tak byłą jedną z najszybszych biegających.
Courtney zaśmiała się pod nosem i przyspieszyła tempa, żeby dorównać blondynce.
- Idziesz dzisiaj do kawiarni, prawda? - zapytała, zerkając to na bieżnię to na brunetkę.
- Jep. Pójdę tylko do domu zostawić torbę. Idziesz ze mną?
- Ostatnie okrążenie! - zawołał Fischer.
- Dzięki Bogu! Może później do ciebie wpadnę, bo zaraz po szkole... Jezu, czy oni są normalni? - Avery zatrzymała się i zakryła dłonią usta.
Wzrok Courtney podążył za głośnym dźwiękiem silnika.
Ktoś w czarnej skórze, czarnym kasku i na czarnym motorze wjechał na teren boiska. Było ich dwóch.
W miejscu gdzie zatrzymały się przyjaciółki, stanęła reszta żeńskiej części klasy.
- Jak zniszczy dekoracje na sobotni pokaz to nie wiem co mu zrobię! - pisnęła Debby.
Court przewróciła oczami. Ta to jak zwykle przewrażliwiona na punkcie pracy dla szkoły.
Motocyklista zrobił jedno, pełne okrążenie i , tak jak obawiała się Deb, zniszczył dekorację, podjeżdżając do niej, i rzucając coś w stylu podpalonej butelki.
Kilka dziewczyn pisnęło. Niektóre zaczęły uciekać. Wszystko zajęło się ogniem. Czarny motor przejechał tuż obok dziewcząt i rzucił w nie jakimiś kartkami. Courtney doskonale widziała zadziorny uśmieszek chłopaka siedzącego z tyłu, przez niezakrywający do końca kask. Nie spuszczała go z oczu. Nawet jak już wyjechał z terenu szkoły, jej wzrok i tak był martwy.
- Court, zobacz. - usłyszała głos Avery.
Odwróciła się, a blondynka wręczyła jej czarną kartkę - ulotkę.


Courtney po przeczytaniu podniosłą głowę na Avery.
- Chcesz pójść? - zapytała cicho, podczas gdy reszta dziewczyn pośpiechem udawała się do szatni.
Blondynka mruknęła coś, co brzmiało jak zgoda.
- Widziałaś to? - wskazała palcem na prawy dolny róg ulotki.
Brunetka bliżej przyjrzała się kartce. Ktoś napisał to długopisem.
Warknęła i zgniotła ulotkę w pięści.
- To wszystko powoli zaczyna mnie wkurzać. - wycedziła przez zęby i szybkim krokiem ruszyła w stronę szatni.
- Jak myślisz, kto to był? - zapytała zdawkowo Av.
- Jak to kto? Oczywiście, że Harry. Stoi pod moim domem, śledzi mnie na imprezie, robi wszystko, byle by tylko na mnie wpaść, dziwnie zagaduje... I za każdym razem jest inny. To jakiś psychopata. Albo jest bipolarny.
- Nie sądzę, że jest bipolarny, spotkałybyśmy go w klinice osiem lat temu. - westchnęła Avery, otwierając torbę i wyciągając z niej świeżą koszulkę.
- Najgorszy okres mojego życia. - mruknęła Courtney, ściągając krótkie spodenki.
- Ej! A ja to co? - oburzyła się ze śmiechem blondynka.
- Poznanie ciebie było największym błędem w moim życiu. - brunetka zaśmiała się głośno, ale zaraz przestała, gdy dostała butem w ramię.
Nawet po godzinach płaczu, złości czy po dramatycznych przemyśleniach... Nadchodzi moment śmiechu i czujemy, że jednak warto żyć. Nawet jeśli chodzi o ten jedyny moment, kiedy uśmiechamy się z błahego powodu.

- Cześć! - zawołała Av i cmoknęła Mulata w policzek, na co się uśmiechnął. - Gdzie idziemy?
- Do parku. - odpowiedział z jakąś nieznajomą nutką w głosie.
- Coś cię wkurzyło? - zapytała, marszcząc brwi.
Liam zaśmiał się pod nosem.
- Stary Moriss dał mu popalić.
- To też. - mruknął Zayn. - Ale jakiś dupek spalił szkolne dekoracje i z racji tego, że jeżdżę na motorze, jestem w głównym kręgu podejrzanych.
- Ja bym raczej podejrzewała Stylesa. Courtney mówiła, że jest jakiś dziwny. - wzruszyłam ramionami blondynka.
Przeszli przez ulicę i już byli w parku.
- Taaa, Harry Styles zachowuje się, jakby coś ukrywał. - powiedział Liam.
- A gdzie Niall? - zapytała Av.
- Opiekuje się bratankiem. - westchnął Zayn i zatrzymał się przy pierwszej ławce.
Wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę, częstując Liama. Ciało Avery spięło się w zakłopotaniu, gdy Mulat wyciągnął ku niej dłoń i nią potrząsnął.
- Ja... - wymamrotała blondynka.
- Oh, ktoś tu jest świeżakiem. - zaśmiał się Liam. - Weź. Nauczymy cię. - uśmiechnął się zachęcająco.
Avery przełknęła ślinę i drżącą dłonią wyciągnęła papierosa.
- Jak moja mama się o tym dowie...

- Jestem! - krzyknęła Courtney, zamykając za sobą drzwi.
- Nałożyć ci obiadu? - usłyszała głos mamy z kuchni.
Ściągnęła buty i szybko tam ruszyła.
- Cześć. - powiedziała, cmokając mamę w policzek.
- Jak w szkole? - zapytała, podając córce talerz.
- Jakoś.. w miarę. - wzruszyła ramionami i usiadła przy stole.
Jadła i obserwowała ruchy swojej matki. Od razu poznała, że jest przemęczona.
- Masz dzisiaj wolne? - zapytała Courtney.
- Nie, idę normalnie na siedemnastą. - odpowiedziała i odwróciła się w stronę córki.
- Przydałby ci się urlop... Na prawdę mamo. - dziewczyna zostawiła talerz, wstała i podeszła do starszej kobiety.
Przytuliła ją do siebie mocno i zamknęła oczy. Martwiła się. Na tym też polega miłość. Na martwieniu się o dobro i szczęście drugiej osoby.
- Dam radę. - wyszeptała mama.
Odsunęły się od siebie i uśmiechnęły pocieszająco.
- Court... wiesz, że zbliża się termin kontroli w klinice?
Dziewczyna zamarła.
- Jak to? Myślałam, że to zamknięta sprawa... Że skoro jestem zdrowa, nie muszę się już o nic martwić. - wymamrotała, opierając się o blat.
Matka westchnęła.
- Wiem, że to trudne, ale musimy to skontrolować... Mogło wrócić. - spojrzała na córkę z troską w oczach.
Tym razem to Courtney westchnęła. Jej mózg wyglądał teraz jak wielki poplątany kłąb jakiejś nitki. Miała tyle myśli na jedną sekundę, że rozbolała ją głowa.
Przecież już było dobrze...

Nad Hapeville pojawiły się ciemne chmury. Deszcz mógł lunąć lada chwila, dlatego przyspieszyła kroku. Już widziała róg, na którym znajdowała się kawiarnia. Wystarczyło tylko przejść przez ulicę.
Czekała na zielone światło na przejściu dla pieszych, rozglądając się to na lewo to na prawo. Samochodów było mnóstwo. Nawet nie zorientowała się, że czarny motor jedzie w jej stronę.
Zmarszczyła brwi, kiedy zatrzymał się na krawężniku obok niej. Motocyklista zdjął kask i rzucił jej zalotne spojrzenie. Poprawił swoje loki i zszedł z pojazdu. Dziewczyna nie odrywała od niego wzroku. Miał na twarzy na prawdę szeroki uśmiech.
Podszedł do niej, rozpinając swoją skórzaną kurtkę.
- Co tam Courtney? - zapytał na prawdę miłym tonem.
Spojrzała mu w oczy i nie wyczuła żadnego sarkazmu. Tym razem, miał tą sympatyczna maskę. Co jeszcze bardziej ją do niego przekonywało.
- Nic, Harry. - uśmiechnęła się. - Idę do pracy. - machnęła ręką w stronę kawiarni.
I właśnie wtedy zaświeciło się zielone.
- Odprowadzę cię. - zaoferował się i ruszyli na drugą stronę. - Pracujesz w tamtej kawiarni? - zapytał, chłonąc ją wzrokiem.
Aż przeszły ją ciarki po karku, gdy poczuła na sobie jego wzrok.
- To lokal mojego wujka. Pomagam mu i przy tym zarabiam. - wskoczyła na krawężnik i popatrzyła na chłopaka, który szedł nieco wolniejszym krokiem.
- Przyjemne z pożytecznym. - Matko Maryjo, czy on musi się tak zabójczo uśmiechać?
Jeszcze tylko jedna prosta, jeszcze tylko kilka metrów i się rozstaną... Courtney nie chciała, by ten moment nastąpił.
- Jep. - złączyła usta w cienką linię. - Zaprosiłabym cię na kawę, ale po tym włamaniu...
- Oh, nie ma problemu... chyba, że mógłbym w czymś pomóc. Obiecuję nie przeszkadzać. - złapał się prawą ręką za serce i odwrócił głowę w jej stronę.
Brunetka zaśmiała się krótko.
Przeszło jej przez myśl, że może właśnie sprzedaje jej maskę miłego i czarującego chłopca, a ona kupuje ją, jak tablet za złotówkę. Przecież dzisiaj po południu był chamski...
Otworzył przed nią drzwi, jak prawdziwy dżentelmen, a ona miała ochotę ściągnąć nagle wszystkie ubrania, bo zrobiło jej się gorąco. Nie nie, nie przez temperaturę powietrza, tylko przez niego.
Ale szybko zakryła dłonią usta, gdy zobaczyła, że z kawiarni zostały praktycznie zgliszcza. Kto mógł zrobić coś takiego? Przecież odnowa będzie kosztować fortunę...
- Wujku? - zawołała, robiąc krok do przodu.
Starszy facet, około czterdziestki wysunął najpierw głowę, a później całe ciało zza zaplecza.
- Courtney! - zawołał wesoło i żwawo ruszył do dziewczyny.
Ale zatrzymał się w pół kroku, kiedy dostrzegł Harrego.
- Oh, widzę, że złapałaś naszego małego dowcipnisia. Przyszedłeś przeprosić i zapłacić? - zapytał wujek, splatając ramion na piersi.
Courtney spojrzała ze zdziwieniem na Stylesa. Nie mogła w to uwierzyć, ale on był jeszcze bardziej zdziwiony. Nie sztucznie, ale naturalnie. Na prawdę coś nim wstrząsnęło.
I wtedy jakaś żaróweczka zaświeciła się w głowie brunetki.
No tak... skąd on mógł mieć jej numer, jak nie ze skradzionej dokumentacji?
________________________________

Nie śmiejcie się z tej ulotki, wiem, że moje zdolności grafika są bardzo .... no.
Pojawia się coraz więcej jakichś pytań, sugestii czy coś tam. Dlatego założyłam aska. I prosiłabym, żebyście tam pytali mnie o wszystko, co wam fala przyniesie. http://ask.fm/CherryHTB
Ale tutaj chciałabym coś wyjaśnić. 
Podstawy tego opowiadania napisałam szmat czasu temu. Przed Coldem, Darkiem, Dangerem itd itd itd. Więc proszę mi nie zarzucać, że robię plagiat. Bo jeśli to opowiadanie przypomina Colda, to ja żyję na Marsie.
Dziękuję :)
Czyli umowa jest taka : im więcej komentarzy, tym rozdział szybciej? :D

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 4


Czasami nie wiemy, czy jest sens wstać rano. Czy jest sens iść do szkoły, robić te wszystkie szare, codzienne, monotonne rzeczy i znów kłaść się spać. Czasami szukamy wskazówek, by sens odnaleźć. Ale często przy tym gubimy samych siebie.
Wyskoczyła z łóżka jak rakieta, prosto do toalety. To był prawdopodobnie jej najszybszy prysznic w życiu. Nie wysuszyła do końca włosów, dlatego spięła je w byle jakiego koka. Wskoczyła w pierwsze lepsze ciuchy i zabierając torbę, zbiegła na dół.
Ethan ubierał już buty w przedpokoju.
- Poczekasz na mnie? - spytała, zatrzymując się na ostatnim schodku.
Brunet kiwnął głową i wstał.
Wzięła jakąś pierwszą lepszą bagietkę i ruszyła za bratem do garażu.
Dziś wszystko było pierwsze lepsze i byle jak. Takie konsekwencje spóźnienia.
- Wiadomo coś już o tym włamaniu? - zapytała, zapinając pas.
- Nie. Wiemy tylko, że był sam. I zabrał całą dokumentację. Więc może mieć twój numer. - ostrzegł ją spojrzeniem.
Po plecach Courtney przeszły ciarki. Będzie miała dziś dużo roboty...
Nie odzywali się całą drogę. Dopiero gdy wysiadali z samochodu brunetka znów zadała pytanie.
- Długo wczoraj tam byłeś?
- Tylko na chwilę. Widziałem, że poznałaś już Styles'a. - rzekł zadziornie.
Dziewczyna uniosła brew.
- Kogo?
- Court! - usłyszała głos za sobą.
Cały czas jednak wpatrywała się w brata, który zabierając plecak i zamykając samochód wciąż miał zadziorny uśmiech na twarzy. Poczuła szarpanie za ramię, więc musiała się odwrócić.
- Cześć! - krzyknęła Avery, całując ją w policzek.
Kątem okna zauważyła, że jej brat odchodzi.
- Ethan! - zawołała za nim.
Nawet się nie odwrócił, nic nie powiedział. Uniósł tylko dłoń w geście pożegnania. Westchnęła i przeniosła wzrok na przyjaciółkę.
- Jak tam? - zapytała, a na twarzy blondynki natychmiast wyrósł promienny uśmiech.
- O matko, wczoraj było BO-SKO! - uniosła wzrok do góry, a jej ton był przepełniony zachwytem.
Ruszyły w stronę szkoły.
- A co się stało z Dave'em ? - Courtney uniosła brew.
- Boże, zasrany gówniarz, nic więcej. - Avery przewróciła oczami.
Ich uwagę przykuły chichoty i głośne szepty sprzed szkoły. Zwarta drużyna cheerleaderek wskazywała palcami na jeden z samochodów na parkingu. Courtney i Avery podążyły wzrokiem w tamto miejsce.
Blondynka szerzej otworzyła oczy z zachwytu. Brunetka natomiast uniosła brwi w zdziwieniu.
Z czarnego samochodu wysiadł Harry. Miał na sobie czarne spodnie, biały t-shirt, a na ramieniu przewieszoną czarną bluzę. Założył czarne okulary przeciwsłoneczne na nos, zabrał czarna torbę z tylnego siedzenia i ruszył w stronę szkoły.
Ileż tej czerni nieprawdaż?
Cheerleaderki natychmiast zaczęły poprawiać włosy i spódniczki. Zadzwonił dzwonek, ale najwyraźniej go zignorowały, bo cały czas wpatrywały się w nadchodzącego chłopaka. On, nic nie robiąc sobie z tego, że jest tak adorowany, przeszedł między nimi i wszedł do budynku. Dziewczyny pobiegły za nim.
Courtney i Avery popatrzyły na siebie znaczącym wzrokiem i poszły na lekcje.

Na każdej lekcji, na każdej przerwie, na boisku szkolnym, na stołówce, na sali gimnastycznej, na każdym korytarzu, na dziedzińcu szkolnym... Dosłownie zawsze i wszędzie można było usłyszeć jakąś plotkę dotyczącą Harrego Stylesa.
A on siedział z dala od wszystkich, sam, lub ze swoim kuzynem Spencerem, żuł gumę i mogłoby się wydawać, że swoją sytuację traktuje jak przedstawienie i ma z niego niezły ubaw.
- Co masz teraz? - zapytała Courtney, chowając książkę od matematyki do szafki.
- Geografię. - westchnęła Avery, opierając głowę o metal. - A ty?
- Historię. - odpowiedziała brunetka.
Zamknęła szafkę i ruszyły na popołudniowy lunch.
- Słyszałam, że Pan Wielkie Ciacho ma teraz historię. Katy podejrzała jego plan lekcji na angielskim.
- Robią z niego jakiegoś Boga. - Courtney przewróciła oczami.
Nawet nie wspominała Avery, że spędziła z nim trochę czasu wczorajszego wieczoru. Stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby. Avery mogło by odbić, tak jak reszcie. Swoją drogą i tak było widać, że ma ochotę polizać mu rękę, czy cokolwiek.
- Usiądziemy z Zaynem? Ma cały wolny stolik.- zapytała Av, szeroko się uśmiechając i wpatrując w chłopaka.
- Czemu nie... - Courtney wzruszyła ramionami.
Dziewczyny wzięły tace i nałożyły sobie po hamburgerze.
- Czy wy... utrzymujecie ze sobą jakiś kontakt? - zapytała ostrożnie Courtney, gdy ruszyły po coś do picia.
- Z Zaynem? Oh, tak, piszemy ze sobą. - powiedziała pewnie blondynka.
- Wiesz, może jednak... usiądę z Ethanem, nie będę wam przeszkadzać.- brunetka uśmiechnęła się niezręcznie, gdy odeszły od lady.
- Daj spokój! Liam i Niall już tam siedzą. Poznasz ich. - pociągnęła ją za rękę, więc nie miała wyboru.
- Nie skończyłaś mi opowiadać co z Dave'em. - przypomniała Court.
- Spójrz w prawo. - rzekła Avery z grymasem. - Cześć chłopaki!
Głowa brunetki obróciła się w przeciwną stronę od swojego stolika.
Przystojny chłopak właśnie karmił betę cheerleaderek.
Auć.
Obróciła się do swojego stolika i poczuła jak jej taca ucieka z rąk. Wpadła na kogoś.
- Mało brakowało, niezdaro. - usłyszała znajomy głos.
Uniosła głowę i spotkała się z bujnymi lokami Harrego. Jego twarz była bez wyrazu, a ton przerażająco zimny.
Ile ten człowiek ma masek?
Chłopak wcisnął jej tacę w ręce i wyminął ją, nie rzucając w jej stronę choćby spojrzenia.
A jej zabrakło tchu w piersiach, więc nawet nie dała rady przeprosić.
Westchnęła i usiadła obok Avery.
- Cześć. - przywitała się ze skrępowanym uśmiechem
- Court, to jest Zayn, Liam i Niall. - wskazała po kolei mulata, ćpuna i blondyna. - Chłopaki, to jest Courtney. - przedstawiła ją Avery.
Patrząc na Liama przypomniała sobie, że się wczoraj z nim zderzyła. To znaczy... On ją z kimś pomylił.
Swoją drogą... to trochę dziwne, że ludzi ze swojego roku poznaje się dopiero w ostatniej klasie, no ale... taki urok amerykańskiego liceum.
- Ethan to twój brat, zgadza się? - zainteresował się Zayn.
- Tak. - odpowiedziała i ugryzła hamburgera.
A tak na prawdę miała ochotę ugryźć jego, bo był cholernym ciachem...
Czy ona właśnie wyraziła chęć ugryzienia go?
Boże, Courtney, opanuj hormony dziewczyno.
- Zna się na rzeczy. - odezwał się Niall.
Zdezorientowany wzrok brunetki przenosił się to z Zayna to na Nialla. Obydwoje mieli na twarzach szerokie uśmiechy.
- To znaczy?
- To ty nie wiesz, że twój brat to najlepszy motocyklista w okolicy?
Courtney zadławiła się hamburgerem. Avery troskliwie poklepała ją po plecach.
- Co takiego?! - wydusiła, gdy już do siebie doszła.
- Ethan McFray? Żartujesz? Znam go od piaskownicy! - wtrąciła się Avery.
- Ale ostatnio pojechał, co nie? Adams do tej pory nie pozbierał się po takiej porażce.
Do stolika dosiadł się jakiś nowy chłopak. Miał sweter w paski i grzywkę zaczesaną do góry.
- To Louis. - szepnęła Avery na ucho Courtney.
Skąd tu się nagle wzięło tylu przystojniaków? A jak trzeba znaleźć partnera na szkolną imprezę, to nie ma nikogo...
- Kiedy następny wyścig? - zapytała Courtney, przerywając żywą dyskusję chłopców, której nie słuchała.
- W ten piątek. - odpowiedział energicznie Louis.
- Czy któryś z was jeździ? - jej wzrok skakał po każdym z nich.
- Ja i Niall. - odpowiedział Zayn.
Wpatrywał się w nią wzrokiem pełnym tajemniczości.
Już otworzyła buzię, by zadać kolejne pytanie, ale zabrzmiał dzwonek.
- Kurde, muszę iść, mam historię. - powiedziała zrezygnowanym tonem brunetka i wstała.
- Z Kadisem? - zapytał blondyn.
Zerknęła na niego i również mogła powiedzieć, że ma tajemniczy wzrok. Tylko trochę bardziej cieplejszy niż Zayn.
Kiwnęła głową w odpowiedzi.
- Ja też. - powiedział z promiennym uśmiechem.
Kątem oka zobaczyła, jak Zayn nachyla się ku Avery i szepcze jej coś na ucho. Blondynka kiwnęła głową i przeniosła wzrok na Courtney. Pomachały sobie i rozeszły się w swoje strony. Zayn, Niall i Courtney w jedną, do południowego skrzydła. Liam, Louis i Avery w drugą, na zachodnią stronę.
- Wiadomo już coś w sprawie tego włamania w Corner Caffe? - zapytał Zayn, zwracając głowę ku idącej obok niego Courtney.
- Tylko tyle, że włamywacz był jeden i nie ukradł pieniędzy. Tylko wszystkie segregatory z dokumentacją.
- Mieszkam niedaleko i wróciłem od Spencera wcześniej, ale i tak nie widziałem, żeby coś się działo. To znaczy... kręcił się tam taki jeden, ale...
- Widziałeś kogoś? - zapytała szybko Courtney blondyna.
Niall westchnął. Nachylił się ku brunetce.
- Mógłbym śmiało powiedzieć, że to był...
- Zapraszam do klasy. - zza drzwi wyłonił się nauczyciel, podnosząc głowę wysoko, by z nosa nie spadły mu okulary.
No Jezu!
- Lecę na biologię, trzymajcie się. - powiedział Zayn, gdy do klasy uformował się mały ogonek.
Courtney, po mruknięciu czegoś na pożegnanie, stanęła na samym końcu, zaraz za Niallem.
I nagle poczuła jak czyjeś duże dłonie ściskają jej obydwa pośladki.
Głośno zaczerpnęła powietrza i usłyszała szept przy swoim uchu.
- Zerżnął bym cię tak, że nie wstałabyś przez rok.
Po jej ciele przeszedł ciepły prąd, który był następstwem gęsiej skórki. Zamknęła oczy.
Chłopak oderwał swoje dłonie a ona miała ochotę krzyczeć, by jej nie puszczał. Nagle ogarnęło ją zimne powietrze, a po ciepłym prądzie prawie nic nie zostało. Prawie, bo czuła to TAM.
Boże.
Odwróciła się i ujrzała zadziorny uśmieszek Harrego. Miała ochotę go odwzajemnić i najlepiej zabrać go do jakiegoś schowka na miotły, by zrobił to, co powiedział, ale... powstrzymując się, wyszedł jej jakiś krzywy grymas. Ten chłopak był taki wysoki...
- Nie rób tak.- powiedziała cicho.
Harry uniósł jedną brew, wciąż się uśmiechając.
- Panno Beverand, serdecznie zapraszam. - usłyszała przesiąknięty sarkazmem głos nauczyciela.
Odwróciła się szybko, zawstydzona do szpiku kości i mrucząc ,,Dzień dobry", weszła do klasy. Usiadła w ostatniej ławce rzędu pod ścianą. W równoległym rzędzie i w ławce na tej samej wysokości usiadł Harry, którego zadziorny uśmieszek nie opuszczał ani na chwilę.
Co z nim jest nie tak?
Najpierw był przerażający, później miły i czarujący, w taki sposób, że miło się ochotę spędzać z nim całe dnie, nawet, jeśli rozmawiało się z nim od kilku minut. Pokazał też swoją arogancką i narcystyczną stronę. To, jak wielbi siebie i wie, że przyciąga kobiety jak magnez. I to, jak traktuje je przedmiotowo, bez szacunku. No wiecie, coś w stylu... na pierwszej przerwie zaliczę Ashley, to może na drugiej... hm... Courtney? Czemu by nie, i tak mam w czym wybierać.
Boże, nie znosiła takich typów!
Ale nie potrafiła wytłumaczyć tego, co działo się z jej ciałem, gdy jej dotknął. Takie łaskoczące, przyjemne ciepło rodziło się w jej brzuchu a później rozchodziło się po całej skórze. I gdy tylko go widziała, miała ochotę się uśmiechnąć. I mogłaby patrzeć w te oczy godzinami.
A najchętniej to w ogóle wskoczyła by mu teraz na kolana, bo siedzi na tym krześle jakby serio na coś czekał.
Jezu, Courtney!
Otrząsnęła się i zdała sobie sprawę, że wpatrywała się w niego dobre pięć minut. Nie zapisała tematu lekcji, nie wyciągnęła podręcznika... Nienawidziła być rozkojarzoną, tym bardziej na historii, z której była na prawdę dobra.
A Kadis to ostatni cham, więc... musi uważać.
Grzebiąc w torbie w poszukiwaniu długopisu, rzuciła długie spojrzenie na Harrego i zauważyła, że chowa swój telefon do kieszeni. Zerknął na nią dosłownie na sekundę i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
I wtedy poczuła wibracje w kieszeni. Ostrożnie wyciągnęła telefon i zerknęła na nauczyciela, który na całe szczęście zajęty był rozkładaniem mapy Europy.



Ten chłopak jest niemożliwy.

__________________________________
Mam lekki niedosyt po tym rozdziale, przepraszam! :D
Następny powinien się pojawić DO TYGODNIA czasu. Co znaczy, że maksymalnie za tydzień. Bo jeszcze nawet go nie zaczęłam i miałam ostatnio sporo zajęć itd itd...
Chyba że umówimy się tak, że wy dacie mi 10 komentarzy, ja wam dam nowy rozdział jak najszybciej ;>
Wasza decyzja! :)


środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 3


- Kto to był Courtney? - zapytał Ethan. 
Porzucił już cichy ton. Co mogło nim tak wstrząsnąć? 
Ale teraz myślała o czym innym. Albo o kim innym. Najpierw stał pod jej domem, obserwował ją. A dzisiaj rozmawiali...
Brunetka spojrzała na niego z pustką w oczach.
- Nie wiem. - skłamała.
Ethan głośno westchnął, choć było to raczej warknięcie.
- Powiesz mi o co chodzi? - zapytała, unosząc brwi.
- Ktoś próbował wkraść się do kawiarni. To znaczy... wkradł się i zrobił tam dosłownie burdel. - chłopak podrapał się po głowie.
- Burdel? - Courtney uniosła brwi jeszcze wyżej.
- No bałagan, no! - odpowiedział zirytowany. 
- I uciekł?
- Brawo, wygrałaś talon na balon za bystre spostrzeżenie Court. - skwitował krótko brunet.
- Ethan! - fuknęła. - Ten koleś miał loki. I idę znaleźć Avery. - powiedziała szybko i ruszyła w stronę domu, a brunet natychmiast wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer swojego wujka.

Znalazła Avery przypartą do ściany przez jakiegoś bruneta. Skrzywiła się z niesmakiem, bo musiała przerwać im tak upojną chwilę.
- Av... - dotknęła przyjaciółkę w ramię.
Ta odwróciła się i powoli, nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na brunetkę.
- Courtney! - odepchnęła chłopaka i rzuciła się w objęcia dziewczyny. - Jesteś piękna i kocham cię nad życie. I jeśli miałabym skakać z klifu to tylko z tobą. - z jej gardła wydostał się pijacki śmiech. - Ale w tym momencie, wybacz mi... - jej usta były tak blisko jej ucha, że całe je ośliniła. - Ale usta tego chłoptasia są bardziej pociągające niż ty. - wyszeptała gardłowo.
Courtney skrzywiła się i powiększyła dystans między ciałem swoim a przyjaciółki.
- Za godzinę, jeśli nie będziesz w stanie, to wracam sama do domu. Żebyś nie była później zła, że cię zostawiłam. - ostrzegła ją, wyciągając palec.
Avery pokiwała głową z uśmiechem jak małe dziecko.
- Av, proszę, nie schlej się, jutro szkoła... - spojrzała na nią troskliwie, marszcząc brwi.
- Jasne. - zasalutowała krótko.
Courtney przeniosła wzrok na chłopaka. Zdała sobie sprawę, że nie jest aż tak pijany. Na pewno nie bardziej niż Avery.
- Zaopiekujesz się nią? Przypilnujesz, żeby o pierwszej stąd wyszła? - poprosiła brunetka.
Chłopak kiwnął głową.
- Zaaaayn, chodź stąd. - zawyła Avery do ucha chłopaka.
Zayn? Chwila, czy ona nie poszła do Dave'a? Courtney zmarszczyła czoło w zamyśleniu, ale gdy parka odeszła, wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę kuchni. Została jej godzina, może sobie pozwolić na jeszcze jedno piwo.
Przy barku nie było już takiej kolejki. Stało obok kliku chłopaków, których ramiona owinięte były wokół pijanych i rządnych czegoś więcej lasek, ale nie było ich dużo. Wszyscy szukali jakiegoś zacisznego kąta, by móc w spokoju zająć się sobą.
Courtney uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie, jak powiedziała Harremu, że ma ją złapać. Chwyciła butelkę piwa i weszła do ogromnego salonu. Stanęła na palcach i ponad głowami tańczących ludzi wyjrzała przez okno. Zobaczyła, że ktoś z burzą loków na głowie stoi nad jeziorkiem, wpatrując się w blask księżyca. Uśmiechnęła się pod nosem i pociągnęła spory łyk z butelki. Zdecydowała się stanąć pod ścianą, nie chcąc zostać potrąconą przez kogoś pijanego. Mogła śmiało powiedzieć, że każda znajdująca się tutaj osoba nie jest trzeźwa. I gdyby się nad tym zastanowić... ciekawe ile z tych osób chciałoby ją zabić za wezwanie policji. Wybuchnęła śmiechem, który został zagłuszony przez piekielnie głośną muzykę. Nieśmieszny żart.
Zaczęła tupać nogą w rytm muzyki. Dokończyła pić piwo i ruszyła w wir zabawy. Co z tego, że tańczyła sama, ocierając się o innych. Liczyła się tylko ona. Kilka razy zerknęła przez okno, sprawdzając, czy ,,pokręcony" chłopak wciąż tam jest. I każde z zerknięć kończyło się szerokim uśmiechem na jej twarzy.
Poczuła czyjeś ręce na swoich biodrach, więc szybko się odwróciła. Nie lubiła być dotykana.
- Oh, przepraszam. Pomyliłem cię z kimś... - powiedział głośno jakiś brunet.
Miał dwudniowy zarost, czarną bluzę z kapturem na sobie i był cholernie przystojny. Miał też przekrwione i spuchnięte oczy. Nie, nie płakał. Brał coś.
- Nic się nie stało. - Courtney kiwnęła krótko głową i uśmiechnęła się delikatnie.
Chłopak odwzajemnił uśmiech i ruszył dalej.
Dziewczyna znów zerknęła przez okno, ale... nie było go tam. Zmarszczyła czoło i z trudem zaczęła przepychać się przez tańczących ludzi. Wyszła na zewnątrz, gdzie ludzi było mniej, ale wciąż dużo. W końcu odetchnęła świeżym powietrzem. W porównaniu z temperaturami w dzień, teraz na dworze było chłodno. Drzewa, które znajdowały się wokół domu i jeziorka, szumiały głośno przez delikatny wiatr.
Chwyciła jedną z ogromnych poduszek leżących na ziemi i powlokła ją na brzeg. Usiadła na niej i spojrzała w górę. Miliony gwiazd mrugały do niej, sprawiając, że kąciki jej ust drgały. Dodatkowo pełnia księżyca, której blask odbijał się od tafli wody. Mogła się tak wpatrywać godzinami. O niczym innym nie myślała... tylko siedzieć i patrzeć...
Opuściła głowę i rozmasowała sobie kark dłonią. Mimowolnie spojrzała na przeciwny brzeg jeziorka, oddalony o jakieś sześćdziesiąt metrów. Ktoś tam stał. Otworzyła szerzej oczy... Ktoś z burzą loków na głowie.
- Myślę, że cię złapałem. - usłyszała szept przy swoim uchu.
Wstała najszybciej  jak potrafiła i cofnęła się kilka kroków, trzymając się dłonią za serce. Weszła do wody, ale to ją nie obchodziło.
- Harry! Dostałabym zawału! - krzyknęła i powoli starała się uspokoić.
Chłopak miał na ustach zadziorny uśmieszek. Courtney położyła płaską dłoń na czole i zamknęła oczy, oddychając głośno.
- Chodź tu. - odezwał się w taki sposób, że przeszły ją ciarki po plecach. Otworzyła oczy. Wyciągał dłoń w jej stronę. - No wyjdź z wody. - powiedział, zginając i rozprostowując palce.
Uśmiechnęła się podstępnie. Od razu zrozumiał o co jej chodzi.
- Nawet nie próbuj mnie wciągać. I tak jestem silniejszy. - ostrzegł ją, choć to brzmiało niemal jak groźba. - I nie chlap. - dodał.
Westchnęła cicho. Zawahała się, ale po chwili chwyciła jego rękę. Poczuła dziwne ukucie w sercu, rozpływające się po każdej żyle i tętnicy. Pomógł jej wyjść, używając swojej drugiej ręki, ale zaraz ją zabrał, gdy stworzyli między sobą dystans. Jej serce wciąż biło szybko. Szczególnie teraz, gdy twarz Harrego w blasku księżyca wyglądała magicznie pięknie.
Znów się gapisz Courtney!
- Eeeem... Czy ty przed chwilą nie byłeś na tamtym brzegu? - zapytała nieśmiało, jedną ręką łapiąc się za kark, drugą wskazując na linię drzew.
Wzrok chłopaka podążył za jej palcem. Spojrzał na nią nieufnie.
- Cały czas byłem w domu. Z tobą wszystko okej? Dobrze się czujesz? Nie wypiłaś za dużo? - zadawał tyle pytań, że zakręciło jej się w głowie.
Odkręciła ją łatwym przewróceniem oczu.
- Przestań.
- Tylko pytałem.
Dlaczego jego głos brzmi jak jakieś kurewskie ukojenie? Ugh. I dlaczego ta czarna koszula musi się tak opinać?
Jezu, powoli traci głowę dla tego chłopaka.
- Zamierzasz usiąść? - zapytał.
Dziewczyna potrząsnęła głową i zdała sobie sprawę, że na chwilę odpłynęła. Obok niej siedział Harry. Nie widziała, żeby siadał...
Zajęła miejsce obok niego. I znów poczuła to dziwne uczucie. Oboje mieli uniesione głowy i wpatrywali się w gwiazdy.
- O czym myślałaś wcześniej? - zapytał, nie zmieniając pozycji. Ona natomiast spojrzała na niego.
- To znaczy?
- Widziałem, że siedziałaś tu jakiś czas. O czym wcześniej myślałaś? - ponowił pytanie. Dalej na nią nie patrzył.
- O... przeszłości. Wspominałam. - powiedziała cicho i uniosła głowę. Teraz to on spojrzał na nią.
- I jak wspominasz tą przeszłość? - zapytał.
Zamyśliła się na chwilę, a później spuściła głowę, uśmiechając się.
- Niezbyt dobrze. - mruknęła.
- Dlaczego?
- To długa historia.
- Zastrzel mnie. - zaśmiał się, przenosząc wzrok na gwiazdy.
- O przeszłości można myśleć, ale tylko pod kątem wspomnień. Trzeba ją zostawić za sobą i ruszyć dalej, pamiętając o błędach i o rzeczach, których się nauczyło. Nie można myśleć ,,a co by było gdyby" i żałować jakichś chwil. Każda chwila ma swój sens. Każda chwila się liczy. Ale nie opowiem ci mojej historii, Harry. - uniosła głowę i wlepiła wzrok w chłopaka.
Widocznie zrobiła to tak intensywnie, że on też zwrócił się ku niej.
I wpatrywali się w siebie dobre pięć minut.
- Więc opowiedz mi o przyszłości. - niemal wyszeptał.
- Przyszłość jest zapisana w gwiazdach, Harry Potterze. - powiedziała ze śmiechem, wskazując ręką na niebo.
 Chłopak zaśmiał się sztucznie.
- Mało śmieszny żart.
- Tobie się podobał. - powiedziała z dumą.
Choć teraz faktycznie przyszło jej do głowy, że mogła się zamknąć...
- Ty opowiedz mi swoją historię. - powiedziała i usiadła po turecku.
- A co jeśli jej nie mam? - zapytał zgryźliwie.
 Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
- Więc opowiedz mi o przyszłości. - powtórzyła jego słowa.
Spojrzał na nią i po raz pierwszy uśmiechnął się, ukazując swoje białe zęby i urocze dołeczki. Tak bardzo ją to urzekło, że miała ochotę wyciągnąć telefon i zrobić zdjęcie. Po prostu chciała utrwalić tą chwilę. Ten uśmiech...
I znów taką chwilę przerwały wibracje jej telefonu.



Czy dzisiaj jest jakieś święto ,,Gdzie jest Courtney?"
Nagle coś podskoczyło jej w gardle. Już po pierwszej!
- Muszę iść. - powiedziała nerwowo i wstała.
Harry szybko przerzucił wzrok na nią. Zauważyła, że błysk smutku przebiegł mu przez tęczówki. Miała ochotę uśmiechnąć się pocieszająco, ale ... nie mogła.
Harry wstał. Wypadało by się pożegnać.
- Znów idziesz się ukryć? - zapytał zadziornie.
- Tym razem wracam do domu. Jutro szkoła. - powiedziała bezbarwnie.
I zapadła cisza. Żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć.
Chłopak wziął głęboki oddech i nachylił się w jej stronę. Myślał, że się odsunie, ale nie zrobiła tego. Najwolniej i najczulej jak mógł cmoknął ją w policzek.
A ona myślała, że upadnie z wrażenia.
Cofnął się i zauważył, że dziewczyna otwiera oczy. Uśmiechnął się.
- Do zobaczenia Courtney.
- Trzymaj się, Harry. - odpowiedziała i odwróciła się.
Może nie jest taki zły? Może powinna dać mu szansę?
Gdy była już przy w połowie drogi, usłyszała jego zadziorny ton.
- Następnym razem złapię cię szybciej.
Nie... jednak nie.
_______________________

Dzizaz, ile komentarzy! :o
Czyli jednak 10 to na lajcie da radę? :D
Ktoś pytał, więc odpowiadam : Jeśli na prawdę chcesz się dowiedzieć co się stało, to pisz do mnie na gygy czy Tłiterku :D bo nie będę pisała tutaj za co miałam karę :D
Rozdział 4 w sobotę albo niedzielę :)


I chciałabym polecić wam to opowiadanie :) http://threemetersabovethesky-harrystyles.blogspot.com/
Ta Krejzi Dziewczyna też zaczyna, tak jak ja, i też, tak jak ja, potrzebuje wsparcia, tak jak ja. :D