wtorek, 22 października 2013

Rozdział 8


Nie oceniajmy niczego zbyt pochopnie.

Courtney uniosła głowę, gdy Harry lekko się odsunął. Miał rozchylone wargi i delikatnie się uśmiechał, przez co miała nieodpartą ochotę go pocałować.
Oczywiście nie była w stanie myśleć teraz o tym, że porównał ją do zwierzęcia.
I znów wpatrywali się w swoje oczy.
Ale po raz pierwszy ona go kupiła.
Bo może to był prawdziwy on?

Trzy godziny później wyciągali nowe naczynia z kartonów, które przywiózł Greg. Courtney trwała w jakimś amoku i się nie odzywała, natomiast Harry wesoło nucił coś pod nosem.
- Młody, weź ten! Ciężki jest... - zawołał wujek, kopiąc drzwi i przepychając się przez nie.
Chłopak zerwał się i szybko do niego podbiegł, bo już prawie upuszczał karton. Chwycił go mocno i pewnie i się wyprostował. Courtney spojrzała w ich stronę i zamarła.
Przez koszulkę Harrego widać było każdy możliwy napięty mięsień. Był jakby dziełem sztuki, niecodziennością, czymś wyjątkowym, co zdarza się raz na tysiąc lat.
A ona poczuła się zaszczycona, mogąc to oglądać.
Te plecy, barki, ramiona...
Chłopak z kartonem odwrócił się w jej stronę i zauważył, że mu się przygląda. Puścił jej oczko i ruszył w stronę zaplecza. W jej stronę.
Oblał ją rumieniec, więc spuściła głowę.
O nie, zbliża się...
Zatrzymał się obok niej, delikatnie schylił i wyszeptał :
- Uśmiechnij się, mały zagubiony ptaszku.
Zachłysnęła się powietrzem, biorąc głęboki wdech. Jego głos brzmiał jak najczystsza i najpiękniejsza muzyka.
Odszedł z szerokim uśmiechem na twarzy, a ona kontynuowała wycieranie filiżanek i talerzyków różnej wielkości.
Coś się zmieniło. Coś ruszyło do przodu. Coś w Harrym nagle zaczęło być... dobre.
I miała nadzieję, że tak już będzie trwać.

Gdy zobaczyła Avery u progu swojego domu ubraną w krótką, obcisłą spódnicę i czarną koszulę ze skórzanymi wstawkami zaczęła mieć kompleksy. A gdy spojrzała najpierw na jej szpilki, a później na swoje znoszone Conversy, miała ochotę wbiec na górę i zamknąć się w pokoju.
- Hejka! - uśmiechnęła się rozradowana, gdy brunetka otworzyła jej drzwi.
Ale gdy zmierzyła ją wzrokiem skrzywiła się jakby z litością i pocieszeniem w jednym.
- Ouu... No nic. Wracaj szybciutko do domu i ubieraj coś seksownego. - na twarzy Avery znów zagościł szeroki uśmiech.
- Nie zamierzam się przebierać. - odburknęła Courtney, włożyła telefon do kieszeni spodni i zamknęła za sobą drzwi.
Miała na sobie zwykły, biały t-shirt z jakimś mottem życiowym, po grecku, na to długi sweter w paski i jasne, dość przylegające spodnie.
Blondynka zrobiła oburzoną minę. Już otwierała buzię, by coś powiedzieć, ale gdy Courtney tak po prostu ją wyminęła, uznała, że i tak nie wygra. Tego uparciucha nie tak łatwo do czegoś przekonać.
- No dobra! - krzyknęła Avery i zatrzymała się w miejscu.
Brunetka odwróciła się do niej ze zdziwioną miną i zmarszczonym czołem.
- Dobra! Nie będę ci dogryzać, obiecuję. Fajnie, że masz swój własny styl i nikt w to nie ingeruje, że jesteś sobą i nie interesują cię ludzie, którzy nie tolerują długich swetrów, masz wyjebane, okej, kumam. - mówiła podchodząc do niej, a gdy była już blisko, zatrzymała się. - Ale błagam cię, powiedz mi, co się ostatnio z tobą dzieje. Proszę. - położyła dłoń na jej ramieniu i wpatrywała się w jej reakcje.
Courtney wbiła wzrok w paznokcie przyjaciółki i myślała nad odpowiedzią. Avery jeszcze nigdy nie widziała jej z taką strapioną miną.
- To znaczy? - zapytała po chwili brunetka. - Że co się dzieje?
- No... nie wiem. Ty mi powiedz. Pierwszy raz widzę, żebyś się tak zachowywała.
Przez chwilę trwały w milczeniu. Courtney zastanawiała się, co takiego się w niej zmieniło i doszła do wniosku, że ... nic. Może po prostu powinna powiedzieć jej wszystko o Harrym?
Avery wpatrywała się w oczy przyjaciółki i nagle coś zaświtało jej w mózgu. Zdusiła pisk i zakryła usta dłonią.
- Zakochałaś się?! - krzyknęła z niedowierzaniem.
Courtney gwałtownie podniosła głowę.
- Nie! - zaprzeczyła i wybuchnęła śmiechem. - Aż tak to źle wygląda?
Av wzruszyła ramionami.
- Musiałam się upewnić. - uśmiechnęła się delikatnie. - Ale to o Harrego chodzi, prawda? - zapytała, marszcząc czoło.
Ruszyły w stronę furtki.
- Jest strasznie pogmatwany. - odpowiedziała po chwili Courtney, przegryzając wargę.
- Ale nie ukrywasz, że coś cię do niego ciągnie, co? - brunetka nie musiała wcale podnosić głowy, by dokładnie wyczuć szeroki uśmiech na twarzy Avery.
Zamyśliła się na chwilę i doszła do czegoś, co otworzyło jej oczy. Dopiero otworzyło. Więc dopiero teraz mogła to wszystko zobaczyć. Oczy przyzwyczajały się do światła ... Dopiero teraz mogła określić całą sytuację, ale nie do końca. Nie łatwo jest ocenić coś z góry, coś co ma głębsze dno. I ona o tym wiedziała. Jejuu, jeszcze tyle przed nią ...
- Ukrywam. Przez ten cały czas nie dopuszczałam do siebie tej myśli... Że on ma takie... coś, co mnie intryguje, ale i irytuje, bo nie mogę go rozgryźć. Cały czas chowa gdzieś swoją prawdziwą twarz, a im bardziej ją chowa, tym bardziej chcę ją poznać. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. I szczerze mówiąc, przez to, że nie mogę poznać jego, nie poznaję własnej siebie.
Przez następne kilka chwil żadna z dziewczyn się nie odzywała. Obydwie intensywnie próbowały wymyślić jakieś rozwiązanie, czy sensowny wniosek po wyznaniu Courtney. Była speszona i zawstydzona tym, co zaszło w ciągu ostatnich kilku dni. Ale przede wszystkim byłą przestraszona na samą myśl o dniach następnych.
- Nie dasz sobie z nim spokoju, prawda? - zapytała cicho Avery.
Brunetka zmarszczyła brwi i oceniła swoją własną zawziętość.
- Nie.
- Więc spróbuj coś z tym zrobić. - poradziła blondynka, delikatnie gładząc ramię koleżanki.
I Courtney już wiedziała, że znajomości z Harrym nie zostawi ani szybko, ani łatwo.

Ryk silników i głośne, żywe rozmowy widzów. Jasne światła odbijające się od mokrej nawierzchni starego pasu. Szerokie uśmiechy chłopców pobierających kasę za bilety. W tle grająca jakaś muzyka. Kilka par obmacujących się przy motorach. I dwie osoby. Jedna pewna siebie, druga zagubiona.

Harry dolewał właśnie paliwa do swojej ukochanej zabawki, gdy podszedł do niego jakiś wysoki, krępy chłopak z kapturem na głowie. Nie odzywał się, więc Styles nie wiedział, że ktoś za nim stoi. Dopiero gdy wstał, zauważył nieznajomego. Zmarszczył brwi i wlepił w niego wzrok.
- Pamiętasz naszą umowę? Dasz mu wygrać, dostaniesz forsę. - powiedział zakapturzony.
- Spokojnie, nie jestem schizofrenikiem i nie mam zaburzeń pamięci. - warknął Harry, odkładając kanister kilka metrów od swojego pojazdu.
Gdy się odwrócił, już go nie było.
Poczuł dziwne ukucie w brzuchu, jakby przeczucie, że stanie się coś złego, ale tak szybko jak się pojawiło, tak szybko zniknęło. Albo po prostu je zignorował? Kto to wie, on już sam nie panuje na gaszeniem swoich emocji.
Westchnął, wyciągnął telefon i napisał sms do Courtney. Miał już w głowie cały plan dotyczący tej dziewczyny.


Usłyszał odgłos obcasów uderzających o mokry asfalt. I za chwilę w krąg światła weszła kobieta.
Miała na sobie wysokie szpilki, króciutką spódniczkę, prześwitujący top i skórzaną, krótką kurtkę. Na twarzy miała szeroki i cwany uśmiech.
Harry znów zmarszczył brwi.
Podeszła bliżej i palcami delikatnie przejechała po motorze chłopaka. Rozpoznał ją. Była alfą cheerleaderek i taką jakby przewodniczącą grupy fanek Harrego, które śliniły się na jego widok.
- No no... Harry... niezłą masz maszynę. - powiedziała zalotnym tonem.
Chłopak parsknął śmiechem.
- Na pewno taka lalunia jak ty się na tym zna. - prychnął chłopak. - Odsuń się, bo się pobrudzisz. - machnął na nią ręką, podchodząc do swojego motoru i zaczął go polerować.
Nie odsunęła się, cały czas stojąc blisko, więc musiał przepchnąć się biodrami, by powycierać tył pojazdu. Ona jednak twardo stała na nogach. Harry, wcześniej zgięty w pół, wyprostował się i rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie. Dziewczyna uśmiechnęła się kokieteryjnie i zbliżyła się tak, że dotykała piersiami jego ciała. Owinęła swoje długie szpony wokół jego szyi, a on skrzywił się zdegustowany.
- W takim razie obydwoje będziemy brudni. Brudni i seksowni. - wymruczała, robiąc ze swoich rzęs jakieś wachlarze.
Styles skrzywił się jeszcze bardziej. Powoli nie mógł znieść dotyku dziewczyny. A tym bardziej czuł jak po jego mózgu przemieszcza się tępy nóż, symbolizujący inteligencję cheerleaderki.
Podobny tępy nóż wbijał się między żebra Courtney, która zatrzymała się w pół kroku, kiedy wyszła zza rogu magazynu. Zamarła na chwilę, wpatrując się w obściskującą się parę, stojącą w kręgu światła, przy motorze. Obserwowała ruchy dziewczyny, kiedy powoli przychyliła głowę chłopaka w swoją stronę.
Jej żołądek przypominał teraz ogromną cegłę, która najpierw szybko podeszła do gardła, by opuścić się jak najgwałtowniej w stronę stóp.
Powoli złączyła ich usta ...
Courtney nie mogła dłużej na to patrzeć. Odwróciła się na pięcie i puściła się biegiem.

- Czyli co, prosił mnie żebym przyszła, tylko po to, żeby zobaczyć jak obmacuje się z jakąś dziwką? - prychnęła Courtney. - Daj spokój, idę stąd.
- To ty daj spokój! Skoro już tu jesteś, to chociaż zostań do końca wyścigu. Zobaczysz jak ich rozwalam. - Ethan, jak zwykle wesoły duchem, poruszał szybko brwiami.
Court miała naburmuszoną minę.
Do wyścigu zostało niecałe dziesięć minut i już zdążyła opowiedzieć bratu i przyjaciółce, dlaczego jest taka zdenerwowana.
Co ten cholerny Styles sobie wyobrażał?
- No dobra. Zostanę. Dla Ciebie. - mruknęła Courtney, spuszczając głowę i bawiąc się palcami.
- No! - klasnął w dłonie Ethan i podszedł do siostry.
Pocałował ją w czubek głowy, chwycił swój kask, przybił piątkę Avery i ruszył w stronę swojego motocykla.
- Uważaj na siebie, amatorze! - krzyknęła za nim brunetka, śmiejąc się cicho.

Tłum ludzi ustawił się wokół barierki, głośno wiwatując. Kierowcy byli już na swoich miejscach, gotowi na walkę. Mieli do pokonania niełatwy tor przeszkód, składający się z trzech cykli.
Wszystkich po plecach przeszły dreszcze, gdy prawie naga dziewczyna wyszła na środek pasu, z racami w dłoniach.
Kierowcy podkręcili silniki.
Avery mocno wbijała paznokcie w skórę w swoich policzków, uważnie śledząc każdy najmniejszy ruch Zayna, choć ten był stoicko spokojny.
Courtney natomiast, starała się nie pokazywać swoich emocji, które były bardzo zmieszane. Chciała zepchnąć dwie osoby z tych niebezpiecznych pojazdów. Pierwszą - swojego brata, bo się o niego bała. Drugą - tego pieprzonego Stylesa, który myśli, że skoro dziewczyna się porusza, to już jest jego. Chciała mu w jakiś sposób oddać, upokorzyć go, tak jak on upokorzył ją.
Choć tak na prawdę obydwoje czuli, że krew w ich żyłach płynie całkiem innym torem niż kilka dni temu.
Harry nie był już pewny siebie. Cały czas zastanawiał się, dlaczego zamiast Courtney przyszła ta różowa lafirynda i dlaczego się do niego kleiła. Nie mógł się skupić, dlatego nie usłyszał głośnego dźwięku tuby i spóźnił się ze startem. Dodatkowo ogłuszył go ryk tłumu zmieszany z odgłosem silników.
Dobrze wiedział, że młody Ethan był na prowadzeniu. Ale co z tego, skoro on ścierał się jako przedostatni?
Minęli pierwszy zakręt i udało mu się awansować na pozycję wyżej. Wjeżdżali właśnie w niebezpieczny odcinek ciężarówek, które musieli sprytnie ominąć, kiedy Zayn wysunął się na prowadzenie.
Harry znów minął jednego kierowcę i mknął dalej. Zbliżali się do wirażu.
Nie wiedział kim był dokładnie kierowca w zielonym kasku, i choć podejrzewał, że to Niall, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jeździ jakoś inaczej. Jakby nie jechał dla siebie, po zwycięstwo, ale dla innych, by im przeszkodzić.
Harry przyspieszył. Był na piątej pozycji.
Chłopak w zielonym kasku powoli zbliżał się do Ethana. Jechał wprost za nim i nie zamierzał go wyminąć.
Styles wyprzedził kolejnego motocyklistę zaraz przed wjazdem na wiraż. Brat Courtney w jakiś sposób oddalił się od niebezpiecznego kierowcy, jednak nadal byli blisko siebie.
Zostało jeszcze pół toru, a Zayn był już daleko przed wszystkimi.
Harry, po wyjeździe z zakrętu, znów nie mógł skupić się na sobie. Cały czas obserwował prawdopodobnie Nialla, który zrównał się z Ethanem.
Cień przerażenia przebiegł przez ciało młodego, gdy zdał sobie sprawę z zamierzeń przeciwnika. Na jego szczęście wjeżdżali w odcinek z przeszkodami.
Harry powoli ich doganiał. Kiwnął głową w stronę Ethana, mając nadzieję, że zrozumie jego dobre intencje. Znali ten tor jak własną kieszeń, przecież trenowali tutaj w ciągu ostatnich kilku dni. Dokładnie wiedzieli, że wzdłuż linii ciągną się beczki.
Harry zrównał się z dwójką przeciwników, tak, że Niall był pomiędzy nim a Ethanem. Nim się zorientował, leżał na mokrym asfalcie, poobijany i krwawiący.
Brat Courtney gwałtownie zahamował i machnął ręką w stronę Stylesa, dając mu znak, by jechał.
Maszyna Zayna nie mogła dać z siebie wszystkiego i powoli zwalniała... A Harry był coraz bliżej ...
Ostatnia prosta.
Bez przeszkód.
Bez innych przeciwników.
Tylko ta dwójka.
Courtney nie zdawała sobie sprawy z tego, że krzyczy nazwisko chłopaka z lokami razem z tłumem. Widziała tylko jego, musiał wygrać. Nagle zapomniała o wszystkich krzywdach i rozczarowaniach tej krótkiej znajomości. Zapomniała nawet, że jest przeciw swojej najlepszej przyjaciółce, która kibicowała Zaynowi.
A Harry nabrał pewności siebie i chęci walki. Stał się sobą, czyli Harrym w swoim egocentrycznym świecie.
Docisnął gaz do końca.
Jego przednie koło zrównało się z tylnym kołem Zayna, który przeklinał w duchu, że coś jest nie tak. Cały czas zwalniał.
Stukanie.
Warczenie.
Ogromny obłok szarego dymu.
I maszyna Zayna zgasła i po kilku sekundach już stała.
Harry nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Bez stresu, jednak z szybko bijącym sercem przekroczył linię mety. Tłum wrzeszczał. Niektórzy podpalili race, więc wszędzie było szaro od dymu. Niektórzy poszli już do domu. Można było powiedzieć, że większość. Gdy ściągał kask, dojechał do niego Ethan, który wystawił do niego rękę, po czym zaczął robić jakieś dziwne kółka na swoim motocyklu. Styles przybił mu piątkę i obejrzał się za siebie.
Trzech kierowców właśnie kończyło tor.
Czyli dwie osoby nie ukończyły wyścigu. Zayn, który pchał już swój dymiący się motor, i Niall.
- Boże, ktoś urwał, co nie? - Harry odwrócił się gwałtownie, gdy usłyszał głos blondyna.
Zamarł, gdy twarz Nialla pojawiła się w pełnej okazałości zza szyby kasku. I wtedy go olśniło. Przecież wyprzedził Nialla jako pierwszego. To nie Niall się wywalił. To...
- Mieliśmy umowę, Styles. - usłyszał jakiś ledwo znajomy głos i spojrzał na jakiegoś faceta z kapturem, który położył mu na kolanach jakąś torbę.
Spojrzał na niego uważnie, oczekując jakichś wyjaśnień, ale nieznajomy po prostu odszedł.
Nagle spokojne powietrze przedarł ryk silnika.
Wszystko działo się zbyt szybko, by ktokolwiek, a tym bardziej Harry, mógł to sobie poukładać.
Ethan krzyknął ,,uwaga", a zza dymu z rac wyłonił się kierowca w zielonym kasku, pędząc prosto na Stylesa. Chłopaka trafił jakiś magiczny prąd, przez co każdy osobny mięsień był zamrożony. Nie mógł się poruszyć. Brat Courtney, który jako jedyny miał uruchomiony silnik, zerwał się i docisnął gazu, wysuwając się prosto na zderzenie czołowe. Zajechał drogę tamtemu wariatowi.
Najpierw nastąpił huk, a później pisk Courtney, która biegła już w stronę barierki. Motor młodego zaczął się palić. Nie wiadomo jakim cudem, ale winowajca po kilku stęknięciach, podpierając się, wstał.
Harry ocknął się, zsiadł z motocyklu i puścił się biegiem w stronę Ethana. Przeciągnął go kilka metrów z dala od pożaru.
Sekundę później podbiegła do nich Courtney. Harry miał całe ręce w krwi i tak na prawdę nie wiedział, za co ma się zabierać. Oddychał szybko i ciężko, tak jak Court, po której policzkach ciekły łzy. Obydwoje nie czuli swoich serc, które wręcz zdrętwiały.
A Ethan, leżał nieruchomo, z połamanymi kończynami, krwawiąc i nie oddychając. Styles wziął głęboki oddech, cały czas klęcząc. Courtney się zagotowała.
- Czemu tak siedzisz?! Zadzwoń po karetkę! - krzyknęła wysokim tonem, uderzając chłopaka w ramię.
On rzucił jej pełne mordu spojrzenie.
- Czy ty nie wiesz, gdzie my jesteśmy? - zapytał, robiąc chwilę przerwy. - Właśnie doszło do wypadku na nielegalnych wyścigach motocykli. Czy ty jesteś serio aż tak tępa, każąc mi wzywać karetkę, a co za tym idzie, policję?
Głośno wypuścił powietrze nosem, przeczesując swoje włosy. Dziewczyna patrzyła na niego z otwartą buzią, nie wiedząc jak odpyskować.
- Po prostu zrób coś! On umiera! - pisnęła, a z jej oczu uciekła kolejna fala łez.
Harry myślał gorączkowo, przegryzając wargę.
- Idź do Zayna. Powiedz, żeby rozgonił to towarzystwo. - rzekł rozkazującym tonem i zaczął rozpinać zakrwawioną kurtkę Ethana.
Niall podbiegł z gaśnicą i ugasił wzniecający się pożar.
Courtney poderwała się na nogach i pobiegła w stronę mety, ale Zayna nigdzie nie było. W ogóle jakby zrobiło się mniej ludzi.
Poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu i odwróciła się gwałtownie. Wzięła głęboki oddech, gdy ujrzała zmartwioną twarz Avery.
- Gdzie jest Zayn? Był tu. Muszę z nim porozmawiać. - mówiła szybko i nieskładnie.
Cała się trzęsła.
Co jeśli on umrze? Nie.. nie może odejść, jeszcze całe życie przed nim. Z kim będzie się tak śmiała jak z nim? Komu będzie prasowała koszule? Na kim ma jej zależeć, jeśli go nie będzie? Czy ktoś wypełni tą pustkę po jego stracie?
Jakiej stracie, Courtney! On żyje i musisz się ruszyć, żeby przeżył!
Avery zaprowadziła ją do Zayna, który rozmawiał z kimś przez telefon. Gdy tylko Court do niego podeszła, wyrwała mu komórkę z ręki i rozłączyła połączenie.
- Harry powiedział, że masz kazać im się wynosić. - powiedziała jak maszyna, wskazując ręką za siebie, na kilkunastu ludzi, którzy zostali. - Ma tu nie być nikogo.
Mówiła tym samym rozkazującym tonem, którego używał Styles. Nie było w tym ani krzty prośby.
Zayn popatrzył na nią z góry. Zerknął na Avery, która błagała go wzrokiem.
Wyminął je i ruszył w stronę metalowych barierek.
- Courtney! - krzyknął Harry.
Dziewczyna znów obudziła w sobie jakąś siłę i podbiegła do niego.
Ethan się poruszył, oddychał...
Harry natomiast wyglądał na zmęczonego.
- Poczekaj na mnie. Siedź tu dopóki nie przyjadę. - rzucił i wstał.
Courtney natychmiast rzuciła się na brata. Dotykała go jak najdelikatniej, ale jednocześnie jak najczulej. Jej łzy kapały na jego ramię. Chwyciła jego dłoń i ścisnęła, nie wiedząc, że jest złamana.
Chwilę później obok nich pojawiło się czarne BMW. Wysiadł z niego Harry i Spencer. Złapali Ethana i wciągnęli go na tylne siedzenia, podczas gdy Courtney przypatrywała się temu wszystkiemu w szoku.
- Co-co robicie? - złapała Harrego za ramię przez co odwrócił się w jej stronę.
- Zawiozę go do naszej znajomej.
- Do kogo, do cholery?! Oszalałeś, on potrzebuje opieki lekarskiej... - urwała, kiedy Harry zasłonił jej usta dłonią.
Zbliżył się i popatrzył jej prosto w oczy.
- Wiem czego on potrzebuje, Courtney. Pozwól nam działać. - powiedział cicho i puścił dziewczynę.
Spencer zatrzasnął tylne drzwi.
- Zabierz ją ze sobą. Ja tu ogarnę. - odezwał się, a Styles rzucił mu wdzięczne spojrzenie.
Brunetka cały czas stała nieruchomo, w takiej pozycji, w jakiej zostawił ją Harry.
- Wsiadaj. - rzucił ostrym tonem, co ją trochę wybudziło.
Nie jechali długo, ale to napięcie i cisza sprawiały wrażenie, że jechali kilka tygodni.
Harry pewnie trzymał kierownicę, chociaż nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Musiał pomóc Ethanowi, lubił go. A z resztą co ma sympatia do ratowania życia?
Sprawa z Courtney przesunęła się na drugi plan, chociaż wiedział, że i tak kiedyś będzie musiał ją rozwiązać. Prędzej czy później.
Zatrzymał samochód przed miło i przytulnie wyglądającym domkiem. Wysiadł z niego szybko i podbiegł do drzwi.
Courtney obserwowała z samochodu, jak z domu w szlafroku wychodzi kobieta około czterdziestki i biegnie przez chodnik za Harrym. Brunetka wysiadła z samochodu i otworzyła tylne drzwi.
Trwała w jakimś szoku, bo nie słyszała, o czym kobieta rozmawiała z Harrym. Tępo wpatrywała się w ogromną krwawą dziurę w nogawce brata...
Po jakiejś chwili, po kilku sekundach, a może minutach, Harry delikatnie przesunął Courtney i ostrożnie przeniósł Ethana na nosze.
Chwila... ah, no tak. Musieli się po nie wrócić, kiedy ona nie ogarniała życia.
Ruszyli w stronę domu kobiety, której właściwie nie znała.
Chwyciła dłoń Ethana, kiedy ona badała jego rozległe rany. Przetarła mu twarz chusteczką, która nagle zrobiła się mokra od krwi. Harry stał z boku z ramionami splecionymi na klatce piersiowej i przypatrywał się Courtney.
Po kilku minutach oględzin kobieta podniosłą wzrok na Stylesa.
- Musi zostać na noc. - miała bardzo ciepły ton, co trochę uspokoiło brunetkę.
Harry kiwnął głową. Kobieta spojrzała na Courtney i położyła dłoń na jej ramieniu.
- Wiem, że musisz być w szoku. Nie masz o co się martwić. Zajmę się nim i będzie zdrów jak ryba. - uśmiechnęła się pocieszająco. - Zaopiekuj się nią, Harry. Jest roztrzęsiona. - poleciła kobieta.
Chłopak wziął sobie jej radę do serca i kiwnął głową.

Harry zatrzymał się pod domem Courtney i wyłączył silnik. Dziewczyna niemal natychmiast wyszła z samochodu. Widział, jak niezgrabnie idzie w stronę furtki. Westchnął z frustracją i również wyszedł z auta.
Dogonił ją i chwycił za dłoń, pociągając. Automatycznie odwróciła się w jego stronę, patrząc mu w oczy. Jej twarz świeciła się od łez... Harry uważnie ją skanował, z jakimś dziwnym płomykiem w oku. Może to ,,prędzej czy później" właśnie nadeszło?
- Courtney... wiem, że... nie masz do tego dzisiaj głowy, ale... - przerwał, gorączkowo myśląc, jak to ująć.
Wzrok dziewczyny, którym go obdarzyła wcale mu nie pomagał.
- Po prostu wiem, że.. nie zaczęliśmy najlepiej. I dlatego.. chciałbym to zmienić. Chciałbym naprawić w jakiś sposób naszą znajomość. Chcę, żebyś wiedziała, że możesz mi ufać.
Przypomnę, że cały czas trzymał ją za dłoń.
Courtney szerzej otworzyła oczy i po raz pierwszy od godziny, poczuła jak jej serce z powrotem nadaje jakiś rytm. Uniosła obie dłonie i położyła je na rozgrzanych policzkach chłopaka. Przycisnęła delikatnie i przejechała palcami w dół, uwalniając jego skórę. Wyglądało to tak, jakby zdzierała mu coś z twarzy.
Harry zmarszczył czoło i rzucił jej zdziwione spojrzenie, podczas gdy na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Pod warunkiem, że obiecasz mi, że już nigdy nie założysz żadnej maski w mojej obecności. - powiedziała, uśmiechając się szerzej.
Chłopak zaśmiał się cicho, spuszczając głowę. Było ciemno, ale mogłaby przysiąc, że się zarumienił. Podniósł na nią wzrok i chwilę patrzył się na nią uważnie. Uśmiechnął się uroczo, ukazując swoje najsłodsze dołeczki.
- Obiecuję. - wyszeptał.
Przyciągnął ją do siebie, chowając w swoich silnych ramionach, w których ona po raz pierwszy od długiego czasu poczuła się bezpiecznie.

_______________________________________

Zarwałam nockę, cóż, ale chyba było warto.
Nie no, i tak pewnie znowu ktoś skomentuje : średnio mi się ten rozdział podobał.
Albo w ogóle nikt nie skomentuje. No nic... taki mój los.
Wkurwiłam sie, bo nie mogłam zmienić godziny w tym sms. W ogóle on jest do dupy, bo Harry wysłał taką wiadomość a nie ją dostał.
RZAL mi tych generatorów co mi nie działały.
No nic.
I dałam wam dwie muzyki przez przypadek w sumie, ale nie chce mi się już tego zmieniać, lolz.
Ej, tak po komentarzach zauważyłam, że was trochę tu ubyło, a potem zobaczyłam na wyświetlenia postów i należy wam się klaps w dupe!
Nie no róbta co chceta, wyjebane miejcie, ta jest, dużo tym zyskacie, motto życiowe, brnąć do przodu z wyjebaniem jea!
Nie no, za karę chciałabym wam opowiedzieć mój sen o Zaynie xd
UWAGA.
Więc tak. (pominę wam sceny dla pełnoletnich osób)
Byłam sobie z chłopakiem na zakupach i on poszedł do toalety, a do mnie podszedł Zen, który ogólnie był kolegą tego mojego boya. I on z taką iskierką w oczach, OMG, on mnie błagał, tzn proponował mi, żebym podpisała kontrakt seksualny w tajemnicy przed moim bojfriendem. Ja się nie zgodziłam, rozumiecie, wierny pies ze mnie heh, ale po jakimś czasie dostałam zaproszenie na bankiet czy coś w tym stylu. I poszłam z chłopakiem i nie wiem czemu ale moje koleżanki też tam były *wtf*. I wiecie, kameralnie, wszystko pięknie ładnie, oglądam sobie jakąś wystawę świeczek, sama w pomieszczeniu i znowu wychodzi Zen. I znów mi gadał o tym kontrakcie. Bo ten bankiet był w takiej mega wyjebanej willi, i okazało się, że on tam mieszka i pokazał mi, jakby było mi z nim dobrze, czego mogę zaznać, co mi oferuje, że będę jak księżniczka, jeju, nawet BMW mi dał xd Boże, wyglądał tak seksownie w tym garniturze, DZIZAZ FEELS
No ale ten... chyba dalej wam nie będę pisać, bo to już było +18, a mamy początek bloga i nie chcę, żebyście wzięły mnie za kogoś ze zrytą psychiką, nie? xd
Dlatego tyż, najpierw opowiedziałam wam moją zjebaną senną historię, a teraz, przechodząc do meritum...
W czwartek 24.10. wyjeżdżam na miesiąc, powiedzmy, że do pracy, i będę zapierdzielać po 8 godzin czy coś. No i ten, zrozumiecie mnie chyba, jeśli.. no ten... eh. tak mi ciężko to pisać.
Po prostu, obiecuję wam, że wrócę. Skończyłam tamtego bloga, który był mega spontanem, to tym bardziej skończę tego, który jest już w większości zaplanowany. Nie wiem ile to czasu zajmie, ale serio, na Zena wam przysięgam, że go skończę.
CZYTAĆ W TEN SPOSÓB : to jest ostatni rozdział, jak na razie. Napiszę całego bloga i dodam wam normalnie dzień po dniu, ewentualnie po limicie 5 komentów, czy coś, nie ważne, dogadamy sie xd
płakać mi się chce, bo jestem beznadziejna, że tak trudno znaleźć mi czas na zrobienie czegoś, co kocham.
I NIE, Harry nie ma sobowtóra, ani bliźniaka, ani nie jest wampirem czy czymś tam xd idiotki :D
tzn, miałam kiedyś taki pomysł, nie zaprzeczam, ale no... nie, stwierdziłam, że napiszę opowiadanie o wampirze Zaynie, a nie Harrym. Bo jakoś tak tego jego loków we krwi trudno sobie wyobrazić.
Sorki, girls, ale chciałam wam się wygadać, bo nie będę tu nic pisać przez długi czas, i ten tego...
Na poprawę humoru wrzucę wam dwa zdjęcia, przy których miałam ciepło w brzuchu.
Dobra, nie ważne xd
Notka dłuższa niż rozdział, sory :(



ŁUDŹ JU KOMENT DIS PLIS?