Oceniamy swoje otoczenie negatywnie, choć sami pragniemy być oceniani jak najlepiej.
- Mój pępek ma własną duszę! - wrzasnęła Avery, skacząc po kanapie.
Niall i Louis zasłonili twarz rękami, nie chcieli, by ktokolwiek widział ich łzy. Trudno było złapać im oddech, śmiech przejął panowanie nad ich ciałami.
Dziewczyna zeskoczyła z kanapy i podbiegła do Zayna, rzucając mu się w ramiona.
- Zbudujmy wodospad. - powiedziała szybko, uśmiechając się szeroko.
Mulat parsknął śmiechem, opuszczając głowę w dół.
- Jak chcesz zbud...
- No dawaj. Wiesz ile hajsu dostaniemy za coś takiego? - mówiła z podekscytowaniem.
Zayn znów się zaśmiał i popatrzył na nią z powagą.
- Avery, uspokój się. Jadłaś coś? - zapytał, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Nie, a co, nakarmisz mnie?
Brunet westchnął, patrząc w jej niebieskie, błyszczące oczy. Miał ochotę rozbiec się i uderzyć głową w ścianę, bo przez niego ona doprowadziła się do takiego stanu. Głupota ludzka przychodzi do człowieka w najmniej odpowiednich momentach.
A ona patrzyła na niego jakby był najbardziej interesującą rzeczą na całej ziemi. Jakby dotykając go, dotykała spełnień swoich marzeń. I zalewało ją uczucie spokoju i przyjemności, kiedy złapała go za przedramię i uśmiechnęła się. Niby pocieszająco, bo wiedziała, że martwi się jej stanem, ale też w podziękowaniu za troskę.
Spuściła wzrok na swoje stopy, a uśmiech z jej twarzy zniknął.
- Bo wiesz... jak budować wodospad to tylko z tobą... - wyszeptała cichutko.
Brzmiało to jak wyznanie miłości i lojalności do końca życia. Jak obietnica troski i opiekowania się drugą osobą. Brzmiało to jak wyróżnienie największe ze wszystkich wyróżnień.
Uniosła głowę i spotkało ją zszokowane spojrzenie Zayna.
A jej oczy błyszczały jeszcze bardziej.
Niall i Louis zasłonili twarz rękami, nie chcieli, by ktokolwiek widział ich łzy. Trudno było złapać im oddech, śmiech przejął panowanie nad ich ciałami.
Dziewczyna zeskoczyła z kanapy i podbiegła do Zayna, rzucając mu się w ramiona.
- Zbudujmy wodospad. - powiedziała szybko, uśmiechając się szeroko.
Mulat parsknął śmiechem, opuszczając głowę w dół.
- Jak chcesz zbud...
- No dawaj. Wiesz ile hajsu dostaniemy za coś takiego? - mówiła z podekscytowaniem.
Zayn znów się zaśmiał i popatrzył na nią z powagą.
- Avery, uspokój się. Jadłaś coś? - zapytał, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Nie, a co, nakarmisz mnie?
Brunet westchnął, patrząc w jej niebieskie, błyszczące oczy. Miał ochotę rozbiec się i uderzyć głową w ścianę, bo przez niego ona doprowadziła się do takiego stanu. Głupota ludzka przychodzi do człowieka w najmniej odpowiednich momentach.
A ona patrzyła na niego jakby był najbardziej interesującą rzeczą na całej ziemi. Jakby dotykając go, dotykała spełnień swoich marzeń. I zalewało ją uczucie spokoju i przyjemności, kiedy złapała go za przedramię i uśmiechnęła się. Niby pocieszająco, bo wiedziała, że martwi się jej stanem, ale też w podziękowaniu za troskę.
Spuściła wzrok na swoje stopy, a uśmiech z jej twarzy zniknął.
- Bo wiesz... jak budować wodospad to tylko z tobą... - wyszeptała cichutko.
Brzmiało to jak wyznanie miłości i lojalności do końca życia. Jak obietnica troski i opiekowania się drugą osobą. Brzmiało to jak wyróżnienie największe ze wszystkich wyróżnień.
Uniosła głowę i spotkało ją zszokowane spojrzenie Zayna.
A jej oczy błyszczały jeszcze bardziej.
Harry przeklął pod nosem i szybko wstał z krzesła, rozglądając się za dziewczyną. Akurat znikała za rogiem kawiarni. Rzucił banknot na blat obok wazonu z kwiatami. Zerwał się i ruszył natychmiast, zwinnie omijając krzesła i stoliki. Wybiegł z lokalu i zobaczył, jak Courtney stoi na krawężniku, wzywając taksówkę. Żółty samochód akurat się zatrzymywał. Puścił się biegiem.
- Court! - krzyknął, ale dziewczyna już otwierała drzwi.
Przyspieszył, robiąc już ostatnie kroki i zatrzasnął samochód przed nosem brunetki.
- Co ty robisz?! - warknęła, rzucając mu wściekłe spojrzenie.
- Poczekaj, po co się tak zaraz denerwujesz? Nie ma potrzeby, żebyś jechała taksówką, zawiozę cię. - powiedział i chwycił ją za nadgarstek, chcąc przyciągnąć ją do siebie.
Dziewczyna jednak stawiała opór.
- Ja nie chcę, żebyś mnie zawoził. - rzuciła lodowatym tonem.
- A ja nie chcę, żebyś mi teraz wymyślała. Chodź. - znów ją pociągnął, tym razem mocniej.
- Harry, daj mi spokój, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - zaparła się nogami, wyrywając swoją rękę.
Chłopak zwrócił się w jej stronę całym ciałem, górując nad nią, rzucając cień. Zbliżył się, nachylił się ku niej. Minę miał kamienną.
Jego dłoń dotknęła jej przedramienia i powoli zjeżdżając, splotła razem ich palce.
- Trochę już na to za późno. - powiedział cicho, otulając swoim miętowym zapachem jej twarz.
Zamurowało ją.
Chłopak machnął w stronę taksówkarza, dając mu znak, że może jechać.
Zacieśnił ich uścisk i ruszył, ciągnąc za sobą dziewczynę, jak małe dziecko, przedzierając się przez tłum.
- Nie przeszkadza mi to, że wróciłabym taksówką.
- Ale mi tak. - odciął się Harry.
- Niby dlaczego? - zapytała głośniej.
Styles zatrzymał się z niewiarygodną szybkością i przyparł ją do szklanej ściany jakiegoś sklepu.
- Bo zależy mi, żebyś wróciła bezpiecznie do domu. Bo to komuś obiecałem. A ja swoich obietnic dotrzymuję. - mówił szybko, nie odrywając swoich oczu od oczu Court. Jego twarz była tak blisko... - A wałęsanie się samej po Atlancie to jak wejście do basenu rekinów z krwawiącą nogą.
Powiedział do niej tonem, jak do małego dziecka. Odsunął się od niej trochę i chwilę czekał na jej reakcję. Dziewczyna spuściła wzrok i westchnęła. To wystarczyło, żeby móc stwierdzić, że się poddała. Pociągnął już lżej za jej nadgarstek i poprowadził ją do swojego samochodu.
Przed kawiarnią stał duży van z przyczepą, a przed nim kilku facetów ubranych w robocze ciuchy. Harry zaparkował na standardowym miejscu i łapiąc za klamkę, zerknął na Courtney. Ta wpatrywała się uważnym wzrokiem w mężczyzn.
- Kłócą się. - stwierdziła po chwili.
Chłopak przerzucił swoje spojrzenie przed wejście do lokalu. Rzeczywiście, jeden z robotników miał zaciśnięte pięści, a wujek Greg gorączkowo drapał się po skroni. Harry wyskoczył z auta i szybko powędrował do kłócącej się grupki. Za nim jak cień poszła Courtney.
- Nie tknę palcem niczego, dopóki nie dostanę swojej zaliczki. Umawialiśmy się na dzisiaj panie McFray. - rzucił niski, łysy robotnik.
Wujek już otwierał buzię...
- O co chodzi? W czym problem? - wtrącił się Harry, nonszalancko wkładając ręce do kieszeni spodni.
- Ten gość chciał, żebym odremontował mu lokal za darmo. - prychnął łysol. - Nie dostałem zaliczki, nawet na to nie pierdnę.
Styles zmarszczył czoło. Reprezentacja wysokiej kultury osobistej, nie ma co.
- Ile? - zapytał ostrym tonem.
- Co cię to obchodzi smarku? Jesteś tu kimś ważnym, czy jaka cholera? - robotnik zrobił krok w jego stronę z pełnym lekceważenia tonem.
- Ile? - zapytał ponownie przez zaciśnięte zęby, a reszta pracowników łypnęła na niego spod byka, gotowa bronić swego szefa.
- Tysiąc zaliczki. - odrzekł napuszony jak paw łysy facet.
- Ile za całość? - zapytał tracący już cierpliwość Harry.
Robotnik obejrzał się na swoich kumpli.
- Osiem tysięcy. - odpowiedział z cwanym uśmieszkiem.
Styles westchnął.
- Pojutrze dostanie pan wszystkie pieniądze. A teraz proszę stąd jechać, wasza pseudo ciężarówka psuje tutejszy klimat. - warknął Harry i odwrócił się na pięcie.
- Chwila! - krzyknął budowlaniec zanim chłopak zdążył odejść.
Harry odwrócił się w jego stronę i widać było, jak jego zirytowanie wzrasta.
- Chcę to mieć na papierze. - stwierdził arogancko.
Styles szybkim krokiem podszedł do łysego faceta i złapał go za kołnierz, cedząc to do miał do powiedzenia przez zęby.
- Albo zaraz pan stąd odjedzie i w poniedziałek grzecznie wstawi się na robotę, dostając całą stawkę, albo podziękuję pańskim usługom.
Przed kawiarnią stał duży van z przyczepą, a przed nim kilku facetów ubranych w robocze ciuchy. Harry zaparkował na standardowym miejscu i łapiąc za klamkę, zerknął na Courtney. Ta wpatrywała się uważnym wzrokiem w mężczyzn.
- Kłócą się. - stwierdziła po chwili.
Chłopak przerzucił swoje spojrzenie przed wejście do lokalu. Rzeczywiście, jeden z robotników miał zaciśnięte pięści, a wujek Greg gorączkowo drapał się po skroni. Harry wyskoczył z auta i szybko powędrował do kłócącej się grupki. Za nim jak cień poszła Courtney.
- Nie tknę palcem niczego, dopóki nie dostanę swojej zaliczki. Umawialiśmy się na dzisiaj panie McFray. - rzucił niski, łysy robotnik.
Wujek już otwierał buzię...
- O co chodzi? W czym problem? - wtrącił się Harry, nonszalancko wkładając ręce do kieszeni spodni.
- Ten gość chciał, żebym odremontował mu lokal za darmo. - prychnął łysol. - Nie dostałem zaliczki, nawet na to nie pierdnę.
Styles zmarszczył czoło. Reprezentacja wysokiej kultury osobistej, nie ma co.
- Ile? - zapytał ostrym tonem.
- Co cię to obchodzi smarku? Jesteś tu kimś ważnym, czy jaka cholera? - robotnik zrobił krok w jego stronę z pełnym lekceważenia tonem.
- Ile? - zapytał ponownie przez zaciśnięte zęby, a reszta pracowników łypnęła na niego spod byka, gotowa bronić swego szefa.
- Tysiąc zaliczki. - odrzekł napuszony jak paw łysy facet.
- Ile za całość? - zapytał tracący już cierpliwość Harry.
Robotnik obejrzał się na swoich kumpli.
- Osiem tysięcy. - odpowiedział z cwanym uśmieszkiem.
Styles westchnął.
- Pojutrze dostanie pan wszystkie pieniądze. A teraz proszę stąd jechać, wasza pseudo ciężarówka psuje tutejszy klimat. - warknął Harry i odwrócił się na pięcie.
- Chwila! - krzyknął budowlaniec zanim chłopak zdążył odejść.
Harry odwrócił się w jego stronę i widać było, jak jego zirytowanie wzrasta.
- Chcę to mieć na papierze. - stwierdził arogancko.
Styles szybkim krokiem podszedł do łysego faceta i złapał go za kołnierz, cedząc to do miał do powiedzenia przez zęby.
- Albo zaraz pan stąd odjedzie i w poniedziałek grzecznie wstawi się na robotę, dostając całą stawkę, albo podziękuję pańskim usługom.
Na twarzy łysola wymalowało się przerażenie. Wzrok chłopaka był taki zimny, przeszywający. Jakby był pozbawionym uczuć tytanem, nieszczęśliwym od podszewki. Warknął pod nosem i puścił dużo niższego od siebie faceta z pogardą. Odwrócił się i wszedł do lokalu. Wujek Greg wciąż niespokojny, patrzył jak grupa robotników z niezadowolonymi minami pakuje się do dużego vana i odjeżdża. Wszedł do kawiarni razem z nieodzywającą się Courtney.
- Oszalałeś? Skąd ja wezmę na pojutrze osiem tysięcy? Nie dostałem jeszcze pełnego odszkodowania, a do wtorku muszę zapłacić za meble, nie mam nawet...
- Spokojnie, powiedziałem, że dostanie to dostanie. Proszę się nie martwić. - powiedział spokojnym tonem Harry, wyciągając z kartonu zakurzoną, białą filiżankę. Spojrzał na Courtney i uniósł małe naczynie. - Chcesz kawy? - zapytał, wciąż stoicko spokojny.
Wujek Greg popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Skąd weźmiesz na poniedziałek osiem tysięcy? To nie jest mały pieniądz, który można znaleźć na ulicy.
Styles popatrzył na niego znaczącym wzrokiem i nie odpowiedział. Zamiast tego znów popatrzył na brunetkę.
- To chcesz czy nie?
Dziewczyna kiwnęła głową, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Harry wyciągnął z kartonu drugą filiżankę i powędrował na zaplecze. Greg głośno westchnął.
- I tak jesteśmy z robotą jeden dzień w plecy, nie macie po co tu siedzieć. Możecie iść, resztę naczyń rozpakujemy w poniedziałek. - powiedział do Courtney i opadł na krzesło, wyciągając z teczki jakieś faktury.
Dziewczyna nic nie mówiąc, skierowała swoje kroki na zaplecze.
Harry stał do niej plecami, ale nawet ten widok był warty cichego westchnienia. Zajrzał przez ramię, słysząc jak wchodzi i delikatnie się do niej uśmiechnął. Z ekspresu zaczął kapać gorący napój.
- Mogę o coś zapytać? - odezwała się brunetka.
Harry w ciszy wziął filiżanki i usiadł na jednym z dwóch ocalonych krzeseł, kładąc je na stoliku. Gestem zaprosił Courtney, żeby do niego dołączyła.
- Pytaj. - powiedział krótko gdy usiadła, nie spuszczając z niej wzroku.
Powoli zaczął sączyć swoją kawę.
- Skąd masz mój numer? - zapytała bezbarwnym tonem.
Chłopak uśmiechnął się zadziornie. Wewnątrz zdziwiony był, że po dzisiejszej sytuacji ona wciąż chce z nim rozmawiać. Wiedział, że to podchwytliwe pytanie, że brunetka chce, żeby w końcu przyznał się, że to nie on zniszczył kawiarnię, a numeru wcale nie ma ze skradzionej dokumentacji.
Bo tak uparcie wierzyła, że ma w sobie nieodkrytą jeszcze kopalnię dobra, ale tak dobrze chowa ją pod grubą warstwą gruzu.
Przez chwilę wpatrywał się w swoją filiżankę, a uśmiech z jego twarzy nigdzie nie znikał.
- Odpowiesz mi? - zniecierpliwiła się dziewczyna.
Harry powoli, machając swoimi zakręconymi rzęsami, podniósł na nią wzrok i bardzo wyraźnie i wiarygodnie powiedział:
- Załatwiłem sobie od Ethana.
Courtney szerzej otworzyła oczy, a na twarzy chłopaka namalował się jeszcze szerszy, zadziorny i cwany uśmieszek. To co powiedział, niby rozwiewało wszelkie wątpliwości co do jego winy, ale tak na prawdę zrodziło jeszcze więcej pytań.
Oczywiście w żadnym wypadku nie zabrzmiało to jak kłamstwo.
Brunetka już otwierała buzię, by zadać pytanie, które miała na czubku języka.
- A-a-a! - Harry pomachał jej szybko palcem przed nosem. - Nie zadawaj żadnych pytań. Mam serdecznie dość wywiadów z twojej strony na dzisiaj. - mruknął złośliwie i uniósł filiżankę do ust.
Courtney prychnęła i splotła ręce pod piersią. Przypomniała sobie o małym incydencie w Atlancie. Chłopak widząc jej minę miał ochotę parsknąć śmiechem.
- Ahh, jesteś obrażona? - zapytał, zalotnie się uśmiechając. - Oczekujesz przeprosin?
Dziewczyna spojrzała na niego ukradkiem, a w jej tęczówkach kryła się czysta odraza. Harry zaśmiał się cicho.
- Na prawdę cię nie lubię. - warknęła brunetka, sięgając po kawę.
- Na prawdę nie obchodzi mnie to, co do mnie czujesz. - odegrał się chłopak.
Widać, że dobrze bawił się swoim pokazem, którym tylko uświadamiał Courtney, że nie czuje nic poza miłością do motoryzacji, a serce ma z kamienia i najwyraźniej jest z tego dumny. Uświadamiał ją również, że szanse na jego odratowanie są nikłe, albo w ogóle już ich nie ma.
Dziewczyna westchnęła.
Czyli walka o niego samego będzie bardzo trudna i pełna przeszkód.
- Zastanawiam się tylko dlaczego udajesz kogoś, kim nie jesteś.
Harry nie był pewny czy się przesłyszał, dlatego uniósł głowę i zmarszczył czoło. Jej głos odbijał się od ścian jego uszu jak ping pong od stołu. Nie był pewien czy jego podświadomość powiedziała to jej głosem czy na prawdę te słowa należą do niej.
- Co? - zapytał skonsternowany.
- Słyszałeś mnie. - mruknęła, bawiąc się dłońmi.
On jeszcze bardziej zmarszczył czoło i wbił wzrok w jej brązowe, długie włosy, które tak bardzo mu się podobały.
- Nikogo nie udaję, po prostu nie do końca pokazuję siebie. A dlaczego, dowiesz się...
- W swoim czasie. Tak, słyszałam już kilka razy, że dowiem się czegoś w swoim czasie. - zaakcentowała ostatnie słowa, chociaż wszystko co powiedziała, powiedziała z wyrzutem.
Patrzyła prosto w jego zielone tęczówki, oczekując czegoś innego niż chamstwa. Jakiejś innej reakcji. Jakiejkolwiek.
- Oboje stwierdziliśmy, że musimy zacząć budować coś takiego, jak zaufanie. Sam tak powiedziałeś wczoraj wieczorem. Więc ja powiedziałam, że muszę chociaż trochę znać osobę, której chcę zaufać. A ty dalej milczysz na swój temat. Powiedziałeś mi tyle, ile sama zdążyłam wydedukować. Ciekawa jestem, kiedy ten mój czas nadejdzie. Bo wydaje mi się, że kiedy w końcu nadejdzie, może być troszeczkę za późno. - każde jej słowo brzmiało, jakby jej głos przesączony był jadowitością.
Nigdy nie posiadała takiej umiejętności, ale jak widać te kilka godzin spędzonych sam na sam z tą chodzącą górą cyniczności czegoś ją nauczyło.
Harry otworzył i zamknął buzię. Położył dłoń na stoliku i westchnął.
- Nie zrozumiesz. - mruknął.
- Oh, więc teraz gramy w tą grę? - prychnęła brunetka i wstała.
- Nie gramy w żadną grę. - warknął chłopak, patrząc na nią z pod byka.
Courtney machnęła na niego ręką.
- Ta, yhym. Wmawiaj sobie dalej. - sprzątnęła swoją filiżankę ze stołu i wrzuciła ją do zlewu.
Chłopak siedział bez ruchu, obserwował bacznie każdy jej ruch, oddychając głęboko. Odwróciła się w jego stronę, nie zbliżając się ani o krok.
- Wiesz co? Dość mam osoby, za którą się podajesz. Po co w ogóle tak kręcić? Nie włamałeś się do kawiarni, a winę bierzesz na siebie. Nie dajesz mi spokoju, cały czas musisz być przy moim boku jak jakiś pies, chociaż nie wiesz nic o mnie, ani ja o tobie. Grasz cynicznego bad boya, oczekując na milion kobiet w krótkich spódniczkach wokół siebie, a potem nagle robisz zwrot i udajesz, że cię to nic nie obchodzi. Później grasz uroczego chłopca z zajebiście seksownym akcentem, ślepo zakochanego w motorach, patrzysz na mnie tymi swoimi pięknymi, zielonymi oczami i nie wiem, czy czekasz aż ulegnę czy aż ucieknę, kusisz mnie tym swoim zapachem tajemniczości, grasz prawdziwego przyjaciela, wspierającego w trudnych chwilach i kurewsko dobrze ci to wychodzi. - wzięła głęboki oddech, widząc jak chłopak podnosi się ze swojego krzesła i idzie w jej stronę. - A na końcu robisz z siebie złośliwego dupka, i już nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi. - jej ton na samym początku był kłótliwy i głośny, teraz natomiast mówiła cicho.
Przez chwilę wpatrywał się w swoją filiżankę, a uśmiech z jego twarzy nigdzie nie znikał.
- Odpowiesz mi? - zniecierpliwiła się dziewczyna.
Harry powoli, machając swoimi zakręconymi rzęsami, podniósł na nią wzrok i bardzo wyraźnie i wiarygodnie powiedział:
- Załatwiłem sobie od Ethana.
Courtney szerzej otworzyła oczy, a na twarzy chłopaka namalował się jeszcze szerszy, zadziorny i cwany uśmieszek. To co powiedział, niby rozwiewało wszelkie wątpliwości co do jego winy, ale tak na prawdę zrodziło jeszcze więcej pytań.
Oczywiście w żadnym wypadku nie zabrzmiało to jak kłamstwo.
Brunetka już otwierała buzię, by zadać pytanie, które miała na czubku języka.
- A-a-a! - Harry pomachał jej szybko palcem przed nosem. - Nie zadawaj żadnych pytań. Mam serdecznie dość wywiadów z twojej strony na dzisiaj. - mruknął złośliwie i uniósł filiżankę do ust.
Courtney prychnęła i splotła ręce pod piersią. Przypomniała sobie o małym incydencie w Atlancie. Chłopak widząc jej minę miał ochotę parsknąć śmiechem.
- Ahh, jesteś obrażona? - zapytał, zalotnie się uśmiechając. - Oczekujesz przeprosin?
Dziewczyna spojrzała na niego ukradkiem, a w jej tęczówkach kryła się czysta odraza. Harry zaśmiał się cicho.
- Na prawdę cię nie lubię. - warknęła brunetka, sięgając po kawę.
- Na prawdę nie obchodzi mnie to, co do mnie czujesz. - odegrał się chłopak.
Widać, że dobrze bawił się swoim pokazem, którym tylko uświadamiał Courtney, że nie czuje nic poza miłością do motoryzacji, a serce ma z kamienia i najwyraźniej jest z tego dumny. Uświadamiał ją również, że szanse na jego odratowanie są nikłe, albo w ogóle już ich nie ma.
Dziewczyna westchnęła.
Czyli walka o niego samego będzie bardzo trudna i pełna przeszkód.
- Zastanawiam się tylko dlaczego udajesz kogoś, kim nie jesteś.
Harry nie był pewny czy się przesłyszał, dlatego uniósł głowę i zmarszczył czoło. Jej głos odbijał się od ścian jego uszu jak ping pong od stołu. Nie był pewien czy jego podświadomość powiedziała to jej głosem czy na prawdę te słowa należą do niej.
- Co? - zapytał skonsternowany.
- Słyszałeś mnie. - mruknęła, bawiąc się dłońmi.
On jeszcze bardziej zmarszczył czoło i wbił wzrok w jej brązowe, długie włosy, które tak bardzo mu się podobały.
- Nikogo nie udaję, po prostu nie do końca pokazuję siebie. A dlaczego, dowiesz się...
- W swoim czasie. Tak, słyszałam już kilka razy, że dowiem się czegoś w swoim czasie. - zaakcentowała ostatnie słowa, chociaż wszystko co powiedziała, powiedziała z wyrzutem.
Patrzyła prosto w jego zielone tęczówki, oczekując czegoś innego niż chamstwa. Jakiejś innej reakcji. Jakiejkolwiek.
- Oboje stwierdziliśmy, że musimy zacząć budować coś takiego, jak zaufanie. Sam tak powiedziałeś wczoraj wieczorem. Więc ja powiedziałam, że muszę chociaż trochę znać osobę, której chcę zaufać. A ty dalej milczysz na swój temat. Powiedziałeś mi tyle, ile sama zdążyłam wydedukować. Ciekawa jestem, kiedy ten mój czas nadejdzie. Bo wydaje mi się, że kiedy w końcu nadejdzie, może być troszeczkę za późno. - każde jej słowo brzmiało, jakby jej głos przesączony był jadowitością.
Nigdy nie posiadała takiej umiejętności, ale jak widać te kilka godzin spędzonych sam na sam z tą chodzącą górą cyniczności czegoś ją nauczyło.
Harry otworzył i zamknął buzię. Położył dłoń na stoliku i westchnął.
- Nie zrozumiesz. - mruknął.
- Oh, więc teraz gramy w tą grę? - prychnęła brunetka i wstała.
- Nie gramy w żadną grę. - warknął chłopak, patrząc na nią z pod byka.
Courtney machnęła na niego ręką.
- Ta, yhym. Wmawiaj sobie dalej. - sprzątnęła swoją filiżankę ze stołu i wrzuciła ją do zlewu.
Chłopak siedział bez ruchu, obserwował bacznie każdy jej ruch, oddychając głęboko. Odwróciła się w jego stronę, nie zbliżając się ani o krok.
- Wiesz co? Dość mam osoby, za którą się podajesz. Po co w ogóle tak kręcić? Nie włamałeś się do kawiarni, a winę bierzesz na siebie. Nie dajesz mi spokoju, cały czas musisz być przy moim boku jak jakiś pies, chociaż nie wiesz nic o mnie, ani ja o tobie. Grasz cynicznego bad boya, oczekując na milion kobiet w krótkich spódniczkach wokół siebie, a potem nagle robisz zwrot i udajesz, że cię to nic nie obchodzi. Później grasz uroczego chłopca z zajebiście seksownym akcentem, ślepo zakochanego w motorach, patrzysz na mnie tymi swoimi pięknymi, zielonymi oczami i nie wiem, czy czekasz aż ulegnę czy aż ucieknę, kusisz mnie tym swoim zapachem tajemniczości, grasz prawdziwego przyjaciela, wspierającego w trudnych chwilach i kurewsko dobrze ci to wychodzi. - wzięła głęboki oddech, widząc jak chłopak podnosi się ze swojego krzesła i idzie w jej stronę. - A na końcu robisz z siebie złośliwego dupka, i już nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi. - jej ton na samym początku był kłótliwy i głośny, teraz natomiast mówiła cicho.
Harry był tak blisko niej, że powoli traciła oddech. Spróbowała się oddalić, ale jej plecy napotkały drewniany blat. Patrzyła na niego z dołu, obawiając się jego reakcji po swoim monologu, chociaż on wcale nie wyglądał groźnie.
W jego oczach widać było, że nie miał złych zamiarów. Uniósł powoli rękę i odgarnął jej długie włosy do tyłu.
- Zadam ci jedno pytanie i proszę, żebyś się nad nim dobrze zastanowiła. - powiedział wyraźnie, bawiąc się jej włosami.
Nie patrzył jej w oczy, chociaż ona tak uważnie śledziła jego. Był stoicko spokojny. Kiwnęła głową.
- Co byś wybrała? Udawać kogoś innego i być za to kochaną, czy być sobą, i zostać przez to znienawidzona?
Wciąż unikał jej oczu. Jego jedna dłoń zatopiona była w kosmykach jej włosów, a druga jeździła po jej ramieniu, to w górę, to w dół. Dziewczyna przegryzła wargę.
- Udawać kogoś innego, żeby być kochaną. - odpowiedziała po chwili.
Harry uniósł brwi w zdziwieniu i na krótką chwilę spojrzał jej w źrenice. Na chwilę, bo później jego wzrok znów uciekł.
- Aż tak zależy ci na opinii ludzi? - zapytał cicho.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Nie chciałabym rzucać złego światła na rodzinę. - powiedziała, a jej oczy powędrowały ścieżką od jego źrenic do szyi. Podobała jej się jego skóra. Wyglądała na gładką i miała nieodpartą ochotę jej dotknąć.
Ogarnij się Courtney.
Wdech i wydech.
Przecież nie dotkniesz go tak po prostu w szyję, to chore.
Harry pokręcił głową.
- Nie. Odpowiedz mi na to pytanie, biorąc pod uwagę taką sytuację, w której jesteś zdana tylko na siebie. - powiedział, a jego dłoń odpuściła bawienie się jej włosami. Jeździł teraz śmiertelnie powoli palcem po zgłębieniu jej szyi.
No tak, a jemu to można?
Courtney przestała się hamować i uniosła rękę. Zaczęła delikatnie badać palcem jego jabłko Adama.
- Ale chciałabym być kochana... - niemal wyszeptała.
- Chciałabyś być kochana za to kim nie jesteś? Czy to nie sztuczne? - zapytał i pochylił się nieznacznie.
Oł, robi się niebezpiecznie.
Brunetka wzruszyła ramionami. Podobało jej się, jak jego gardło wibruje, gdy coś mówi.
- Wytrzymała byś takie udawanie na dłuższą metę? - znów zapytał, a dziewczyna zatrzymała palec i spojrzała w jego oczy.
- Nie. - powiedziała lekko zachrypniętym głosem.
- Więc co byś w takim razie wybrała?
- Być sobą. Ale to niekoniecznie znaczy, że ludzie znienawidzili by mnie za to, jakim człowiekiem jestem. - powiedziała, pewna swoich słów.
Harry niemal niezauważalnie splótł ich palce i spojrzał jej w oczy, a po ciele obydwojga rozniosły się przyjemne dreszcze.
- Prawdopodobieństwo jest nikłe. Bo widzisz, Courtney, ja mam pewną teorię na ten temat. Uważam, że żeby ludzie cię pokochali, musisz zostać ich marionetką. Ludzie zawsze będą coś od ciebie chcieli, zawsze wystarczająco głęboko wejdą ci w dupę, a potem wytrą się o twoją twarz. Ja nigdy nie dałem im daleko zajść, bo to przeciwne moim zasadom. Dlatego ludzie mnie nie kochają. Bo nie byłem im podatny. Ale przynajmniej nikogo nie udaję.
Słuchała uważnie, chociaż jego poruszające się usta tak bardzo ją rozpraszały. Nie mogła nie wyczuć rosnącego napięcia między ich ciałami.
Oboje czuli jak jakaś dziwna substancja, jakby para, przenika przez ich skórę, trafia do żył, wtapia się w krew i funkcjonuje w ich organizmach perfekcyjnie.
Mówił tak spokojnie jakby bardzo zależało mu na tym, żeby przekazać swoją naukę. A ona natychmiast mu uwierzyła.
- Nie chcę nic od ciebie. Nie oczekuję od ciebie niczego. Nie zmuszam cię do niczego. To dlaczego jesteś wobec mnie taki... nieprzyjemny? - powiedziała po krótkiej chwili, wpatrując się w jego długie rzęsy.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Nieprzyjemny?
- Istnieje dużo innych przymiotników, którymi mogłabym cię opisać, ale nie chcę cię obrażać. - na twarzy Courtney wymalował się dość cwany uśmiech i była zdumiona, że potrafi coś takiego.
Harry napawał się tym widokiem przez krótki moment, a następnie parsknął śmiechem, opuszczając głowę, gapiąc się w swoje buty.
- To dość trudne do wytłumaczenia.
Mówiąc to, spojrzał na nią spod swoich długich rzęs i uśmiechnął się w sposób, który trudno opisać. A serce Courtney zabiło szybciej.
Nastała chwila ciszy, podczas której obydwoje wpatrywali się sobie w oczy.
Nie mogła ocenić, czy kiedykolwiek widziała coś bardziej pięknego od jego zielonych tęczówek. Patrząc w nie, uczyła się jego charakteru i jak go zrozumieć, zinterpretować. Jego oczy ukazywały wszystko co, co tak pieczołowicie skrywał. Trudno było je rozszyfrować, ale wreszcie znalazła sposób, by poznawać go bez słów.
Harry złapał się za kieszeń i marszcząc brwi, wyciągnął z niej wibrujący telefon. Przyłożył słuchawkę do ucha i nagle uroczy chłopak z przed kilku chwil zniknął.
- Co? - warknął.
- Kiedy będziesz? - zapytał Spencer.
Styles westchnął i puścił dłoń Courtney.
- Zaraz. - powiedział, wypuszczając powietrze z płuc i przeczesał swoje włosy palcami.
- To się pospiesz, bo czekamy tylko na ciebie. - ponaglił go kuzyn, a on rozłączył połączenie i schował komórkę.
Głośno nabrał powietrza przez nos, próbując zniżyć swoje ciśnienie i spojrzał na wpatrującą się w niego dziewczynę.
- Muszę jechać. - oznajmił, chociaż dla niej było to już oczywiste.
Kiwnęła głową i odsunęła się od drewnianego blatu, który nadal wbijał jej się w plecy. Harry podszedł do stolika, wypił resztę swojej kawy i zgarnął kluczyki od auta do kieszeni. Zastanawiał się, co powinien powiedzieć... Nie lubił tej dziwnej, gęstej atmosfery niewiedzy jak się zachować. Ale jednocześnie nie mógł obejść się bez jej obecności, bez usłyszenia jej głosu, bez patrzenia na jej długie włosy. Chyba powoli wariował, i chociaż odrzucał wcześniej wszystkie myśli na jej temat, rzeczywistość dochodziła do niego ślimaczym tempem i nic nie mógł na to poradzić.
Włożył filiżankę do zlewu, obok którego stała dziewczyna i stanął bez ruchu. Miał kompletną pustkę w głowie. Marzył o tym, żeby to ona się odezwała.
- Co robisz jutro? - zapytała cicho.
Harry natychmiast odwrócił głowę w jej stronę. Nie mógł powstrzymać zadziornego uśmiechu. Podszedł do niej powoli, stosując idealnie taką samą odległość jak minuty temu.
Znów wtopił palce w jej włosach i badał uważnie całą jej twarz.
- Będę próbować cię złapać. - powiedział cicho z zadziornym uśmieszkiem.
Nachylił się ku niej i gdy wyczuł, że zadrżała, uśmiechnął się jeszcze bardziej. Położył swoje miękkie wargi na jej różowym policzku, a ona głośno wypuściła powietrze z ust. Odsunął się, a ona natychmiast otworzyła wcześniej zaciśnięte powieki. Nie chciała mu dać tej satysfakcji. Jednak z jego twarzy nie schodził ten jego firmowy uśmiech, za który mogłaby nawet zabić.
Mrugnął do niej okiem, odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia, zarzucając skórzaną kurtkę na ramię.
- Do zobaczenia, maleńka. - rzucił nonszalancko i wyszedł.
Courtney zaśmiała się w duchu i pokręciła głową.
W końcu zaczynała docierać do tego chłopaka.
______________________________________
Zero słów ode mnie, mam focha na blogera, bo nie chce mi zmienić mojego super hiper mega zajebistego nagłówka, jejć.
No nic eh... łapcie Harrego ;)
Wciąż unikał jej oczu. Jego jedna dłoń zatopiona była w kosmykach jej włosów, a druga jeździła po jej ramieniu, to w górę, to w dół. Dziewczyna przegryzła wargę.
- Udawać kogoś innego, żeby być kochaną. - odpowiedziała po chwili.
Harry uniósł brwi w zdziwieniu i na krótką chwilę spojrzał jej w źrenice. Na chwilę, bo później jego wzrok znów uciekł.
- Aż tak zależy ci na opinii ludzi? - zapytał cicho.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Nie chciałabym rzucać złego światła na rodzinę. - powiedziała, a jej oczy powędrowały ścieżką od jego źrenic do szyi. Podobała jej się jego skóra. Wyglądała na gładką i miała nieodpartą ochotę jej dotknąć.
Ogarnij się Courtney.
Wdech i wydech.
Przecież nie dotkniesz go tak po prostu w szyję, to chore.
Harry pokręcił głową.
- Nie. Odpowiedz mi na to pytanie, biorąc pod uwagę taką sytuację, w której jesteś zdana tylko na siebie. - powiedział, a jego dłoń odpuściła bawienie się jej włosami. Jeździł teraz śmiertelnie powoli palcem po zgłębieniu jej szyi.
No tak, a jemu to można?
Courtney przestała się hamować i uniosła rękę. Zaczęła delikatnie badać palcem jego jabłko Adama.
- Ale chciałabym być kochana... - niemal wyszeptała.
- Chciałabyś być kochana za to kim nie jesteś? Czy to nie sztuczne? - zapytał i pochylił się nieznacznie.
Oł, robi się niebezpiecznie.
Brunetka wzruszyła ramionami. Podobało jej się, jak jego gardło wibruje, gdy coś mówi.
- Wytrzymała byś takie udawanie na dłuższą metę? - znów zapytał, a dziewczyna zatrzymała palec i spojrzała w jego oczy.
- Nie. - powiedziała lekko zachrypniętym głosem.
- Więc co byś w takim razie wybrała?
- Być sobą. Ale to niekoniecznie znaczy, że ludzie znienawidzili by mnie za to, jakim człowiekiem jestem. - powiedziała, pewna swoich słów.
Harry niemal niezauważalnie splótł ich palce i spojrzał jej w oczy, a po ciele obydwojga rozniosły się przyjemne dreszcze.
- Prawdopodobieństwo jest nikłe. Bo widzisz, Courtney, ja mam pewną teorię na ten temat. Uważam, że żeby ludzie cię pokochali, musisz zostać ich marionetką. Ludzie zawsze będą coś od ciebie chcieli, zawsze wystarczająco głęboko wejdą ci w dupę, a potem wytrą się o twoją twarz. Ja nigdy nie dałem im daleko zajść, bo to przeciwne moim zasadom. Dlatego ludzie mnie nie kochają. Bo nie byłem im podatny. Ale przynajmniej nikogo nie udaję.
Słuchała uważnie, chociaż jego poruszające się usta tak bardzo ją rozpraszały. Nie mogła nie wyczuć rosnącego napięcia między ich ciałami.
Oboje czuli jak jakaś dziwna substancja, jakby para, przenika przez ich skórę, trafia do żył, wtapia się w krew i funkcjonuje w ich organizmach perfekcyjnie.
Mówił tak spokojnie jakby bardzo zależało mu na tym, żeby przekazać swoją naukę. A ona natychmiast mu uwierzyła.
- Nie chcę nic od ciebie. Nie oczekuję od ciebie niczego. Nie zmuszam cię do niczego. To dlaczego jesteś wobec mnie taki... nieprzyjemny? - powiedziała po krótkiej chwili, wpatrując się w jego długie rzęsy.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Nieprzyjemny?
- Istnieje dużo innych przymiotników, którymi mogłabym cię opisać, ale nie chcę cię obrażać. - na twarzy Courtney wymalował się dość cwany uśmiech i była zdumiona, że potrafi coś takiego.
Harry napawał się tym widokiem przez krótki moment, a następnie parsknął śmiechem, opuszczając głowę, gapiąc się w swoje buty.
- To dość trudne do wytłumaczenia.
Mówiąc to, spojrzał na nią spod swoich długich rzęs i uśmiechnął się w sposób, który trudno opisać. A serce Courtney zabiło szybciej.
Nastała chwila ciszy, podczas której obydwoje wpatrywali się sobie w oczy.
Nie mogła ocenić, czy kiedykolwiek widziała coś bardziej pięknego od jego zielonych tęczówek. Patrząc w nie, uczyła się jego charakteru i jak go zrozumieć, zinterpretować. Jego oczy ukazywały wszystko co, co tak pieczołowicie skrywał. Trudno było je rozszyfrować, ale wreszcie znalazła sposób, by poznawać go bez słów.
Harry złapał się za kieszeń i marszcząc brwi, wyciągnął z niej wibrujący telefon. Przyłożył słuchawkę do ucha i nagle uroczy chłopak z przed kilku chwil zniknął.
- Co? - warknął.
- Kiedy będziesz? - zapytał Spencer.
Styles westchnął i puścił dłoń Courtney.
- Zaraz. - powiedział, wypuszczając powietrze z płuc i przeczesał swoje włosy palcami.
- To się pospiesz, bo czekamy tylko na ciebie. - ponaglił go kuzyn, a on rozłączył połączenie i schował komórkę.
Głośno nabrał powietrza przez nos, próbując zniżyć swoje ciśnienie i spojrzał na wpatrującą się w niego dziewczynę.
- Muszę jechać. - oznajmił, chociaż dla niej było to już oczywiste.
Kiwnęła głową i odsunęła się od drewnianego blatu, który nadal wbijał jej się w plecy. Harry podszedł do stolika, wypił resztę swojej kawy i zgarnął kluczyki od auta do kieszeni. Zastanawiał się, co powinien powiedzieć... Nie lubił tej dziwnej, gęstej atmosfery niewiedzy jak się zachować. Ale jednocześnie nie mógł obejść się bez jej obecności, bez usłyszenia jej głosu, bez patrzenia na jej długie włosy. Chyba powoli wariował, i chociaż odrzucał wcześniej wszystkie myśli na jej temat, rzeczywistość dochodziła do niego ślimaczym tempem i nic nie mógł na to poradzić.
Włożył filiżankę do zlewu, obok którego stała dziewczyna i stanął bez ruchu. Miał kompletną pustkę w głowie. Marzył o tym, żeby to ona się odezwała.
- Co robisz jutro? - zapytała cicho.
Harry natychmiast odwrócił głowę w jej stronę. Nie mógł powstrzymać zadziornego uśmiechu. Podszedł do niej powoli, stosując idealnie taką samą odległość jak minuty temu.
Znów wtopił palce w jej włosach i badał uważnie całą jej twarz.
- Będę próbować cię złapać. - powiedział cicho z zadziornym uśmieszkiem.
Nachylił się ku niej i gdy wyczuł, że zadrżała, uśmiechnął się jeszcze bardziej. Położył swoje miękkie wargi na jej różowym policzku, a ona głośno wypuściła powietrze z ust. Odsunął się, a ona natychmiast otworzyła wcześniej zaciśnięte powieki. Nie chciała mu dać tej satysfakcji. Jednak z jego twarzy nie schodził ten jego firmowy uśmiech, za który mogłaby nawet zabić.
Mrugnął do niej okiem, odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia, zarzucając skórzaną kurtkę na ramię.
- Do zobaczenia, maleńka. - rzucił nonszalancko i wyszedł.
Courtney zaśmiała się w duchu i pokręciła głową.
W końcu zaczynała docierać do tego chłopaka.
______________________________________
Zero słów ode mnie, mam focha na blogera, bo nie chce mi zmienić mojego super hiper mega zajebistego nagłówka, jejć.
No nic eh... łapcie Harrego ;)
Na początek - piosenka
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem naprawdę dobrze dobralaś piosenkę do rozdziału. Przyjemnie się czytało i słuchało równocześnie :)
No ale do rzeczy..
Szkoda, że bardziej nie rozwinęłaś sceny z Zaynem i Avery :<
Ale, no cóż mimo wszystko scena była świetna.
Trochę mnie zastanawia to skąd Harry będzie miał tą kasę i mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział i się dowiemy :D
Pisałam Ci już że uwielbiam czytać Twoje opisy? *o* ♥♥♥
KOOOOCHAM KOOCHAM KOOCHAM ♥
"Później grasz uroczego chłopca z zajebiście seksownym akcentem"
jeeejku Marta uwielbiam to zdanie, nie wytlumacze Ci czemu ale uwielbiam :D
( po raz kolejny naszła mnie ochota na kawę)
nie wiem co pisac, straciłam wene do pisania komentarzy.
Musisz częściej dodawać rozdziały :DD
Uwielbiam rozmowy Harrego i Court ♥
Cholernie dobrze to wszystko opisujesz. Pamiętaj jak napiszesz książkę, chcę byc pierwszą osobą, która ją przeczyta! :D
~KREJZI KID ^^