sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 6


Courtney odwróciła się i jedyne co zobaczyła to zaciśnięte pięści Harrego i jego wściekłość wypisana na twarzy. Bała się, że zaraz chwyci jakieś połamane krzesło i rzuci nim o ścianę. Albo, że rzuci się na jej wujka.
Wyglądał, jakby miał kogoś za chwilę zamordować. Nie było nawet cienia tego miłego chłopaka, który przed chwilą otworzył brunetce drzwi.
Przerażał ją. Po raz drugi odkąd go spotkała.
- To nie ja. - warknął, marszcząc brwi w złości.
Rzuciła wzrok w stronę wujka Grega, który stał z splecionymi rękami na piersi i wpatrywał się w Stylesa z czystą ignorancją i niedowierzaniem.
- Słuchaj, młody... Na prawdę nie masz po co się stawiać. Kamery cię zarejestrowały. W poniedziałek około dwudziestej trzeciej. Ale...
- Nie było mnie tutaj. - odpowiedział Harry. - I proszę mi niczego nie zarzu...
- ALE... - nacisnął Greg ostro. - Nie zamierzam wzywać policji czy czegokolwiek takiego. Możemy się dogadać. - powiedział łagodniejszym tonem.
Spojrzała na chłopaka z burzą loków na głowie. Wyglądał jakby to po nim spłynęło i teraz to on splótł ręce na piersi.
- Zatrudnię cię tutaj. Courtney nie daje sobie rady sama. Pomożesz jej... nam. A ja niczego nie zgłoszę.
Chwila, co? Dziewczyna rzuciła na wujka wzrok pełen oburzenia. Zauważył to, więc tylko skinął głową w jej stronę, mając na celu ją uspokoić.
- Dlaczego mam być ukarany, skoro nie jestem winny? Mówiłem już, nie było mnie wtedy tutaj. - rzucił niedbale Harry.
Greg wypuścił powietrze z ust i spojrzał na sufit. Tracił cierpliwość.
- Myślałem, że wyraziłem się jasno. Idę ci na rękę, dzieciaku. - spojrzał na chłopaka z dziwnie spokojnym wzrokiem, jednak jego głos pozostał twardy.
Harry bez życia opuścił ręce tak, że klasnęły o jego uda.
- Nic nie zrobiłem. - mruknął pod nosem, myśląc, że nikt tego nie usłyszy. - Dobra. Nich będzie.
Courtney cały czas miała zmarszczone brwi w zamyśleniu.
Przeanalizujmy to.
Mówi, że nie było go tutaj w poniedziałek o dwudziestej trzeciej, chociaż zarejestrowały go kamery.
Ma jej numer, a Ethan ostrzegał ją, że ktoś skradł dokumentację. No, ale numer mógł wziąć od Spencera, na przykład...
Niall mówił, że widział kogoś z kręconymi włosami w tamtym czasie koło kawiarni.
A on dalej zaprzecza, że tego nie zrobił, jednak bierze winę na siebie.
Czyli albo to zrobił, albo ma jakiś powód, żeby tu pracować. Widzi w tym jakąś korzyść. Ale jaką, do cholery? Co 18-latkowi da praca w kawiarni po szkole?
Coś tu jest nie tak... W tym mieście powoli robi się dziwnie.

Avery, poprawiając ramiączko plecaka, otworzyła drzwi. Fox, jej rudy pies, natychmiast zaczął wesoło szczekać. Kopnęła drzwi, na tyle mocno, że się zatrzasnęły, i pogłaskała zwierzaka. Ściągnęła buty i ruszyła w stronę kuchni.
Jej ukochana mama karmiła jej dwuletniego brata.
- Ceś Av! - krzyknął uradowany chłopiec, na co dziewczyna się uśmiechnęła.
Podeszła i pocałowała obydwie osoby w policzek.
- Jak w szkole? - zapytała troskliwie mama.
- Jutro mamy mieć jakieś testy sprawdzające naszą wiedzę z poprzednich lat w liceum. Nie rozumiem tego, bo nie dość, że mamy testy na koniec to jeszcze na początek. Ygh! - wyrzuciła ręce w powietrze i nalała sobie zupy. - O Boże, mamo! A w ogóle to jakiś wariat spalił dziś szkolne dekoracje.. - ucięła marszcząc brwi.
Tysiąc myśli na sekundę przeszło jej przez głowę.
Dlaczego Courtney od razu pomyślała, że to Harry? Przecież nie tylko on ma ten filmowy, zadziorny uśmieszek.
Jej mama odwróciła głowę w jej stronę, czekając aż córka kontynuuje.
- Coś nie tak? - zapytała, widząc jej zamyśloną minę.
Avery potrząsnęła głową.
Czy tylko jej się wydaje, że coś tu nie gra?
- Mamo... kiedy zamknęli stary pas lotniczy? - zapytała, widząc jak wstaje z krzesła. Skończyła karmić małego Tylera.
- Dobre dwadzieścia lat temu. - wzruszyła ramionami. - Czemu pytasz?
- Z ciekawości... - jej wzrok wbity był w podłogę. - A czy kiedykolwiek coś na nim organizowano? - spojrzała na mamę ze zmarszczonym czołem.
- Słyszałam, że od czasu do czasu organizowali jakieś nielegalne wyścigi.. Ale nie wiem nic na ten temat. - uśmiechnęła się do córki, podchodząc do blatu.
A Avery dalej stała, jakby coś ją poraziło.
- Jadę do Atlanty. Muszę załatwić parę spraw. Zaopiekujesz się Tylerem? Za dwie godziny powinien pójść spać.
Blondynka ocknęła się i spojrzała na mamę. Kiwnęła głową z cieniem uśmiechu.
Ma wolny dom... do wieczora.
Kiedy jej mama wyszła, a Tyler siedział w swoim pokoiku, bawiąc się w wojnę samochodzików, wybrała numer Zayna.

- Te krzesła i te stoły.
- Nigdy w życiu. Tamte krzesła z poprzedniej strony i te stoły.
- Boże, co za bezguście. Dobra. Tamte krzesła, ale te stoły.
- Nie. Nie i koniec kropka. Nie pójdę z tobą na kompromis, Courtney.
- Mój głos jest ważniejszy niż twój, Harry.
- Ale ja chcę te krzesła i te stoły. Daj spokój. Tamte w ogóle nie pasują do wystroju.
- Co ty wiesz na temat stylu, Styles? Nazwisko wcale nie znaczy, że masz dobry gust.
- Czy ty mnie obrażasz?
Cała ich konwersacja wyglądała jak kłótnia małych dzieci. Siedzieli blisko siebie na zapleczu, przy blacie szafki, na dwóch ocalonych krzesłach i pochylali się nad katalogiem. Kilka razy niechcący zderzyli się dłońmi, czy szturchnęli kolanami przez co robiło się niezręcznie. Odsuwali się od siebie wtedy na długi dystans, ale zaraz znów byli blisko siebie.
Aluzja? Nie no, nic nie mówię...
Ale tym razem Harry powiedział to tak niskim tonem i z takim błyskiem w oku, że Courtney trudno było przełknąć ślinę. Zrobiło się poważnie.
Wstała i podeszła do ekspresu, z zamiarem zrobienia kawy dla ich dwojga. Wujek Greg pojechał załatwić kilka spraw, więc siedzieli tu sami od jakiegoś czasu.
Ustawiła ekspres, dotykając biodrami blatu i podstawiła dwie filiżanki. Usłyszała, jak Harry odsuwa krzesło.
Chwilę później wyczuła jego oddech na swojej szyi, kiedy przerzucał jej długie, ciemne włosy na jedną stronę. Robił to najdelikatniej jak mógł i stwierdził, że chciałby mieć jej miękkie włosy cały czas w garści. W ogóle ją całą chciałby mieć już w garści. Ale jeszcze musi trochę poczekać, zbadać teren, nie iść na głęboką wodę...
Rozszerzył ramiona w ten sposób, że Courtney była w pułapce i oparł się o blat. Pochylił się tak, że swoją klatką piersiową lekko dotykał jej pleców i przejechał śmiertelnie powoli nosem po jej szyi. Wyczuł, że cała drżała od jego dotyku. Jej reakcje upewniały go, że powoli ją zdobywa. Powoli.
- Harry... - wyszeptała cicho, kiedy zaczął muskać ustami jej szyję.
Zamknęła oczy, skupiając całą swoją wolę na sercu, żeby przestało tak głośno kołotać. Głośno wypuściła powietrze z płuc i odwróciła się, kładąc otwarte dłonie na jego klatce piersiowej. On dalej był pochylony w jej stronę.
Wciąż miała zamknięte oczy. I dopiero teraz w jej nozdrza uderzył niesamowity zapach. Zapach sekretów i tajemniczości. Zapach zmienności. Zapach jego kilku masek. Zapach czegoś, co ją do niego przyciągało. Zapach Harrego.
Otworzyła oczy i spojrzała na twarz chłopaka. No pewnie, czego mogła się spodziewać, jak nie jego zadziornego uśmieszku?
- Mogę o coś zapytać?
- Już to zrobiłaś, no ale... śmiało. - zachęcił ją skinieniem głowy.
- A odpowiesz mi? - uniosła brwi a przez jej tęczówki przebiegł błysk sprytu.
- Niekoniecznie. - uśmiechnął się szeroko. Widząc, jak przegryzła wargę, dodał. - Zaryzykuj.
- To ty to zniszczyłeś? - zapytała, zabierając ręce.
On wyprostował się, a jego twarz pozostała niezmienna. Wzruszył ramionami.
- Co to znaczy? - zapytała w zmieszaniu.
Harry znów wzruszył ramionami. Przewróciła oczami.
Chłopak zaśmiał się w duchu i zrobił krok w tył, powiększając dystans między nimi. Potarł swoje czoło dłonią.
- Courtney, nie próbuj mnie poznać. Nie jestem taki jak inni. Nie poznasz mnie, nie zakochasz się i nigdy nie będziesz ze mną szczęśliwa. To nie jest słodka komedia romantyczna.
Na te słowa uniosła brwi.
- Po prostu spytałam, czy zniszczyłeś kawiarnię, nie zaproponowałam ci randki. - odcięła się krótkim prychnięciem na końcu.
- Wiem. Ale wiem też, o czym sobie pomyślałaś. Po prostu nie robię ci nadziei, bo zaraz wyrobisz mi opinię łamacza serc. - podszedł do niej i jedną ręką złapał ją za talię, a drugą umieścił w jej włosach. - Uwierz, że już takową mam. - wyszeptał jej do ucha, a po jej ciele przeszedł dreszcz.
Odsunął się od niej ze śmiechem.
- Nie lubię cię. - powiedziała Courtney, splatając ręce pod biustem.
- Oh, jak mi przykro. - odrzekł Harry z udawaną zbolałą miną. W tych słowach było tyle sarkazmu...
Stanął obok Courtney i wziął do ręki filiżankę z gotową kawą. Uniósł ją do ust.
- Jesteś aroganckim i zbyt pewnym siebie dupkiem. A tak na prawdę jak ktoś wyrządzi ci krzywdę, to mały Harry płacze w poduszkę, a później znów udaje twardziela i wyżywa się na pierwszym lepszym przedmiocie. Jesteś słaby.
Chłopak tak szybko odłożył filiżankę i stanął na przeciw niej, znów opierając się o blat, że myślała, że zrobił to z nadprzyrodzoną szybkością.
Ich twarze były zaskakująco blisko siebie. Dziewczyna pochylała się jak najbardziej w tył, wbijając w siebie drewno tak mocno, że bolały ją już plecy. Chłopak natomiast pochylał się jak najbardziej do przodu. Jego wzrok powoli mierzył całą jej twarz, od brody, aż po czoło. A jej ciężko było złapać oddech. Znów ją przeraził.
Zmrużył oczy i mruknął coś z zamkniętymi ustami. Tak strasznie go intrygowała.
- Jesteś okropnie pyskata, Courtney. Ale ja nie jestem słaby. Mam nadzieję, że to zapamiętasz. - wyszeptał prosto w jej usta.
Wbił swoje spojrzenie w jej oczy. A ona dosłownie rozpuszczała się między jego ramionami.
- Zrozumiałaś? - zapytał ostrym tonem, a dziewczyna drgnęła.
Nerwowo pokiwała głową, a chłopak odetchnął. Odsunął się od niej i spojrzał na nią z góry.
- Nie rozumiem dlaczego się mnie boisz... - powiedział cicho, marszcząc brwi.
- Nie rozumiem dlaczego robisz tak, że się ciebie boję. - wycedziła niemal przez zęby Courtney.
Harry już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale usłyszeli trzask drzwi.
Courtney westchnęła, nie spuszczając wzroku z chłopaka.
Kiedy on w końcu zacznie być sobą?

Avery szybko zbiegła z góry, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Przekręciła zamek i otworzyła drewnianą powłokę, a jej oczom ukazał się przystojny Mulat. Miał splecione ręce za sobą i uśmiechał się delikatnie.
- Cześć. - przywitał się.
- Cześć. - dziewczyna przegryzła wargę, starając się nie uśmiechnąć zbyt szeroko. - Wejdziesz? - stanęła bokiem i zaprosiła go gestem ręki.
- Chcesz siedzieć w domu? - Zayn uniósł brwi.
Av, wiedząc, że wcześniej padało, zrobiła krok w jego stronę, wychylając się i patrząc do przodu. Na dworze było już ciepło i nie zanosiło się na deszcz.
- A co będziemy robić? - zapytała, wpatrując się w bruneta.
On uśmiechnął się cwanie i wyciągnął rękę w jej stronę. Avery znów przegryzła wargę.
- Muszę zostać w domu. Mój brat śpi. - powiedziała, zerkając to na niego, to na jego rękę.
- No właśnie - śpi. Daj spokój, coś ci pokażę i wrócimy. - machnął ręką, żeby do niego podeszła.
I co biedna Avery, tak oczarowana przystojnym Zaynem miała zrobić? Jego uśmiech był taki przekonujący ...
Ubrała buty, zamknęła dom i poszła za Mulatem. Zawahała się, kiedy podeszli do jego motoru, a on ubrał kask, następnie podając jej drugi.
- Eem... - i znów przegryzła wargę.
- Co? W jeżdżeniu też jesteś świeżakiem? - zaśmiał się cicho, patrząc na nią niepewnie.
Kiwnęła głową, obracając kask w rękach.
Podszedł do niej i zabrał od niej tą ochronę życia. Uśmiechnął się, jakby pocieszająco, dając znak, że nic jej nie będzie. Zaufała mu do granic.
Uniósł kask i najdelikatniej jak potrafił, włożył jej na głowę.
- No proszę, do twarzy ci. - mrugnął do niej okiem i obrócił się w stronę pojazdu, wsiadając na niego pewnie.
Avery znów się zawahała, ale kiedy Zayn spojrzał na nią przez ramię, nabrała pewności siebie i usiadła za chłopakiem.
Z początku nie wiedziała, czego ma się trzymać, ale kiedy Mulat uruchomił silnik, a maszyna zaryczała i zaczęła się trząść, odruchowo przytuliła się do pleców Zayna.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i zmusił pojazd do wydania następnego ryku. Avery zdusiła jęknięcie.
- Nie bój się. - powiedział chłopak przez ramię.
- Okej... - odpowiedziała niepewnie blondynka.
Gdy ruszyli, Avery kurczowo złapała się skórzanej kurtki Zayna.
Wolność. To właśnie poczuła, kiedy mknęli przez ulice, a wokół roznosiły się gęste, kolorowe lasy. Oparła głowę na ramieniu chłopaka, a jej oczy chwytały coraz to nowe, piękniejsze obrazy. Słońce przebijające się przez złote już liście. Wiatr, który muskał jej włosy, szyję i policzki. I zapach. Zapach spalin i papierosów - zapach Zayna. Zmieszany ze świeżą, leśną nutą.
Nie bała się. Już nie. Dlatego delikatnie poluzowała uścisk i uniosła głowę, wpatrując się przed siebie. Miała na twarzy uśmiech szaleńca, pogrzebanego w swych niemożliwych myślach. W oddali zauważyła most, a chłopak zaczął zwalniać.
Zatrzymali się. Avery zdjęła kask i podeszła do barierki. Słońce odbijało się od tafli wody tak jak i złoto-liściaste drzewa , a wiatr targał jej włosy. Wzięła głęboki oddech. I znów to poczuła... wolność. Była nią oczarowana.
Zayn stanął obok niej i wpatrywał się w przepiękny widok.
- O czym myślisz, kiedy tak jedziesz? - zapytała i wlepiła w niego swój wzrok.
Mulat uśmiechnął się pod nosem.
- Teraz myślałem tylko o tym, żeby nic nam się nie stało. Starałam się skupić jedynie na bezpiecznym prowadzeniu. - oparł łokcie o barierkę i odwrócił głowę w stronę blondynki.
- A gdy jesteś sam? - znów zapytała i przegryzła wargę.
- Czuję, że... życie tak na prawdę nie ma granic. To tylko nasza podświadomość produkuje jakieś problemy, buduje mury, przez co czujemy się ograniczeni. Kiedy wsiadam na motor i jadę gdziekolwiek, nie mając celu, myślę, że jedyną granicą jesteśmy my. I to, jak daleko jesteśmy zdolni się posunąć. - mówił chłopak, wbijając wzrok w taflę wody.
- Pokonałeś tą granicę? - zapytała cicho dziewczyna.
Zayn spojrzał na nią i się wyprostował. Zrobił krok w jej stronę i już byli blisko siebie. Był od niej wyższy o głowę, ale nie patrzył na nią z góry. Spuścił głowę i chłonął jej całą twarz wzrokiem. Powoli uniósł dłoń i dotknął jej policzka, pocierając go kciukiem.
- Jeszcze nie. - wyszeptał.

____________________________________________

Haha, lubię tą aplikację Google xd
Taki do niczego ten rozdział... I obiecuję, że za kilka rozdziałów akcja nabierze tempa, bo na razie to same flaki z olejem.
I wiem, że na Początku napisałam, że Avery jest jedynaczką, no ale... właśnie się to zmieniło :D
W tym tygodniu będę miała sporo roboty... Dlatego nie wiem, kiedy następny rozdział. Może za tydzień?
I proszę, wszelkie pytania zadawajcie na asku, bo nie chcę robić zamętu w komentarzach, odpowiadając na nie. :)
I uśmiecham się, bo to słodkie, ale... na prawdę, niektóre osoby subtelnie komentują po kilka razy w ciągu pięciu minut xd
To może tym razem dobijemy do 20? :D
Dziękuję i kocham was!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 5


Gdy tylko zadzwonił dzwonek na przerwę, zgarnęła torbę, książki i jak najszybciej wyszła z klasy. Tak jak powiedziała wczoraj - uciekała przed nim. Ale nie chciała zostać złapana.
Ostatnią jej lekcją był wf. I dokładnie wiedziała, że Fischer będzie kazał im biegać na długi dystans.
Aż warknęła pod nosem ze złości, kiedy brała swoje sportowe buty z szafki. Trzasnęła drzwiczkami i już odwróciła się, żeby ruszyć w stronę hali gimnastycznej. Ale odbiła się od czyjegoś brzucha.
Fak, znów ją złapał.
- Coś nie tak? - zapytał troskliwym tonem i mogłaby powiedzieć, że troskę i opiekuńczość miał wypisaną na twarzy.
Zauważyła, że się od niego odbiła, a on nawet nie drgnął, gdy na niego wpadła. Znów warknęła i spojrzała w jego oczy. Błysk zieleni wpłynął na nią kojąco.
- Daj mi spokój, Harry. - a chciała brzmieć tak odważnie! Niestety pisnęła jak wystraszona polna mysz...
Chciała go wyminąć, ale on zrobił krok w bok. Pochylił głowę i wpatrywał się w nią intensywnym spojrzeniem. Courtney westchnęła.
- Czego chcesz? - splotła swoje ręce pod biustem.
Miała masę innych pytań w głowie, ale gdy tylko rzuciła okiem na jego posturę, miała nieodpartą ochotę coś mu zrobić...
- Nic. - wzruszył ramionami i znów zobaczyła ten jego zadziorny uśmiech. - Co robisz w ten piątek? - zapytał, a ona myślała, że ma coś ze słuchem. Uniosła brwi do góry.
- Co proszę?
- Pytałem co robisz w ten piątek. - powtórzył twardym tonem.
Linia jego szczęki wyraźnie się zarysowała. Nie mogła w to uwierzyć, ale miała wrażanie, że chłopak się denerwuje. Splótł swoje ręce z tyłu i spojrzał na nią z góry.
- Nic, chyba... Pracuję do 19. - wymamrotała, skupiając swój wzrok na jakiejś szafce, byle nie na nim.
- Świetnie. - skwitował krótko. - Chcę, żebyś o 20 przyszła na stary pas lotniczy. Najlepiej sama. Chyba, że twoja przyjaciółka też zdecyduje się przyjść.
Co, do cholery? Jak to ,,chcę"? Czy on jej właśnie rozkazał? Co on sobie wyobraża?
- Chcesz, żebym przyszła na stary pas lotniczy o 20 w piątek? - jej brew uniosła się jeszcze wyżej.
- Czy ja wyrażam się nie jasno, czy masz może problem z przetwarzaniem informacji?
No co za dupek! Chamski, wredny, seksowny, manipulacyjny, arogancki dupek!
Courtney prychnęła.
- Bądź pewny, że nie przyjdę. - rzuciła pewnym siebie tonem i znów chciała go wyminąć.
Tym razem znów zrobił krok w bok, ale dodatkowo złapał ją za ramiona. Uniósł głowę i zamknął oczy, jakby prosił Boga o cierpliwość. Jego linia szczęki jeszcze bardziej się zarysowała. Teraz była pewna, że jest wkurzony. Ups, co za szkoda, że popsuła mu humor.
- Zrobisz to, co powiedziałem Courtney. - wycedził przez zęby, opuszczając głowę.
- Kim ty jesteś, żeby mówić mi co mam robić? - oburzyła się. - Powiedziałam : nie przyjdę. - powiedziała powoli i chwyciła za jego przedramię, żeby się uwolnić.
Zepchnęła jego dłonie ze swoich ramion i teraz na dobre go wyminęła. I była zadowolona, że tym razem jej nie powstrzymał.
- Więc nie chcesz zobaczyć, jak twój brat jeździ? - usłyszała za sobą głos Harrego.
Zatrzymała się w pół kroku i szybko odwróciła. Chłopak stał do niej plecami, przez co jeszcze bardziej miała mu ochotę coś zrobić. Był jak magnez, przyciągający do siebie i mieszający jej w umyśle.
Odwrócił się do niej powoli i zauważyła, że jego twarz była bez wyrazu. Dopiero gdy dostrzegł jej zdziwienie, zrobił minę pełną triumfu.
Czuła, że będzie tego żałowała przez całe życie. Ale bez ryzyka nie ma zabawy. Tym bardziej, jeśli chodzi o jej brata. Musi isć.
- Przyjdę. - powiedziała cicho, odwróciła się i pomaszerowała w stronę hali gimnastycznej.
Nie dostrzegła szczerego uśmiechu na twarzy Harrego, który tak rzadko pokazywał.

- Przyśpieszcie!
- Jeszcze raz to powie, a obiecuję, że mu zarypię! - warknęła Avery, która i tak byłą jedną z najszybszych biegających.
Courtney zaśmiała się pod nosem i przyspieszyła tempa, żeby dorównać blondynce.
- Idziesz dzisiaj do kawiarni, prawda? - zapytała, zerkając to na bieżnię to na brunetkę.
- Jep. Pójdę tylko do domu zostawić torbę. Idziesz ze mną?
- Ostatnie okrążenie! - zawołał Fischer.
- Dzięki Bogu! Może później do ciebie wpadnę, bo zaraz po szkole... Jezu, czy oni są normalni? - Avery zatrzymała się i zakryła dłonią usta.
Wzrok Courtney podążył za głośnym dźwiękiem silnika.
Ktoś w czarnej skórze, czarnym kasku i na czarnym motorze wjechał na teren boiska. Było ich dwóch.
W miejscu gdzie zatrzymały się przyjaciółki, stanęła reszta żeńskiej części klasy.
- Jak zniszczy dekoracje na sobotni pokaz to nie wiem co mu zrobię! - pisnęła Debby.
Court przewróciła oczami. Ta to jak zwykle przewrażliwiona na punkcie pracy dla szkoły.
Motocyklista zrobił jedno, pełne okrążenie i , tak jak obawiała się Deb, zniszczył dekorację, podjeżdżając do niej, i rzucając coś w stylu podpalonej butelki.
Kilka dziewczyn pisnęło. Niektóre zaczęły uciekać. Wszystko zajęło się ogniem. Czarny motor przejechał tuż obok dziewcząt i rzucił w nie jakimiś kartkami. Courtney doskonale widziała zadziorny uśmieszek chłopaka siedzącego z tyłu, przez niezakrywający do końca kask. Nie spuszczała go z oczu. Nawet jak już wyjechał z terenu szkoły, jej wzrok i tak był martwy.
- Court, zobacz. - usłyszała głos Avery.
Odwróciła się, a blondynka wręczyła jej czarną kartkę - ulotkę.


Courtney po przeczytaniu podniosłą głowę na Avery.
- Chcesz pójść? - zapytała cicho, podczas gdy reszta dziewczyn pośpiechem udawała się do szatni.
Blondynka mruknęła coś, co brzmiało jak zgoda.
- Widziałaś to? - wskazała palcem na prawy dolny róg ulotki.
Brunetka bliżej przyjrzała się kartce. Ktoś napisał to długopisem.
Warknęła i zgniotła ulotkę w pięści.
- To wszystko powoli zaczyna mnie wkurzać. - wycedziła przez zęby i szybkim krokiem ruszyła w stronę szatni.
- Jak myślisz, kto to był? - zapytała zdawkowo Av.
- Jak to kto? Oczywiście, że Harry. Stoi pod moim domem, śledzi mnie na imprezie, robi wszystko, byle by tylko na mnie wpaść, dziwnie zagaduje... I za każdym razem jest inny. To jakiś psychopata. Albo jest bipolarny.
- Nie sądzę, że jest bipolarny, spotkałybyśmy go w klinice osiem lat temu. - westchnęła Avery, otwierając torbę i wyciągając z niej świeżą koszulkę.
- Najgorszy okres mojego życia. - mruknęła Courtney, ściągając krótkie spodenki.
- Ej! A ja to co? - oburzyła się ze śmiechem blondynka.
- Poznanie ciebie było największym błędem w moim życiu. - brunetka zaśmiała się głośno, ale zaraz przestała, gdy dostała butem w ramię.
Nawet po godzinach płaczu, złości czy po dramatycznych przemyśleniach... Nadchodzi moment śmiechu i czujemy, że jednak warto żyć. Nawet jeśli chodzi o ten jedyny moment, kiedy uśmiechamy się z błahego powodu.

- Cześć! - zawołała Av i cmoknęła Mulata w policzek, na co się uśmiechnął. - Gdzie idziemy?
- Do parku. - odpowiedział z jakąś nieznajomą nutką w głosie.
- Coś cię wkurzyło? - zapytała, marszcząc brwi.
Liam zaśmiał się pod nosem.
- Stary Moriss dał mu popalić.
- To też. - mruknął Zayn. - Ale jakiś dupek spalił szkolne dekoracje i z racji tego, że jeżdżę na motorze, jestem w głównym kręgu podejrzanych.
- Ja bym raczej podejrzewała Stylesa. Courtney mówiła, że jest jakiś dziwny. - wzruszyłam ramionami blondynka.
Przeszli przez ulicę i już byli w parku.
- Taaa, Harry Styles zachowuje się, jakby coś ukrywał. - powiedział Liam.
- A gdzie Niall? - zapytała Av.
- Opiekuje się bratankiem. - westchnął Zayn i zatrzymał się przy pierwszej ławce.
Wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę, częstując Liama. Ciało Avery spięło się w zakłopotaniu, gdy Mulat wyciągnął ku niej dłoń i nią potrząsnął.
- Ja... - wymamrotała blondynka.
- Oh, ktoś tu jest świeżakiem. - zaśmiał się Liam. - Weź. Nauczymy cię. - uśmiechnął się zachęcająco.
Avery przełknęła ślinę i drżącą dłonią wyciągnęła papierosa.
- Jak moja mama się o tym dowie...

- Jestem! - krzyknęła Courtney, zamykając za sobą drzwi.
- Nałożyć ci obiadu? - usłyszała głos mamy z kuchni.
Ściągnęła buty i szybko tam ruszyła.
- Cześć. - powiedziała, cmokając mamę w policzek.
- Jak w szkole? - zapytała, podając córce talerz.
- Jakoś.. w miarę. - wzruszyła ramionami i usiadła przy stole.
Jadła i obserwowała ruchy swojej matki. Od razu poznała, że jest przemęczona.
- Masz dzisiaj wolne? - zapytała Courtney.
- Nie, idę normalnie na siedemnastą. - odpowiedziała i odwróciła się w stronę córki.
- Przydałby ci się urlop... Na prawdę mamo. - dziewczyna zostawiła talerz, wstała i podeszła do starszej kobiety.
Przytuliła ją do siebie mocno i zamknęła oczy. Martwiła się. Na tym też polega miłość. Na martwieniu się o dobro i szczęście drugiej osoby.
- Dam radę. - wyszeptała mama.
Odsunęły się od siebie i uśmiechnęły pocieszająco.
- Court... wiesz, że zbliża się termin kontroli w klinice?
Dziewczyna zamarła.
- Jak to? Myślałam, że to zamknięta sprawa... Że skoro jestem zdrowa, nie muszę się już o nic martwić. - wymamrotała, opierając się o blat.
Matka westchnęła.
- Wiem, że to trudne, ale musimy to skontrolować... Mogło wrócić. - spojrzała na córkę z troską w oczach.
Tym razem to Courtney westchnęła. Jej mózg wyglądał teraz jak wielki poplątany kłąb jakiejś nitki. Miała tyle myśli na jedną sekundę, że rozbolała ją głowa.
Przecież już było dobrze...

Nad Hapeville pojawiły się ciemne chmury. Deszcz mógł lunąć lada chwila, dlatego przyspieszyła kroku. Już widziała róg, na którym znajdowała się kawiarnia. Wystarczyło tylko przejść przez ulicę.
Czekała na zielone światło na przejściu dla pieszych, rozglądając się to na lewo to na prawo. Samochodów było mnóstwo. Nawet nie zorientowała się, że czarny motor jedzie w jej stronę.
Zmarszczyła brwi, kiedy zatrzymał się na krawężniku obok niej. Motocyklista zdjął kask i rzucił jej zalotne spojrzenie. Poprawił swoje loki i zszedł z pojazdu. Dziewczyna nie odrywała od niego wzroku. Miał na twarzy na prawdę szeroki uśmiech.
Podszedł do niej, rozpinając swoją skórzaną kurtkę.
- Co tam Courtney? - zapytał na prawdę miłym tonem.
Spojrzała mu w oczy i nie wyczuła żadnego sarkazmu. Tym razem, miał tą sympatyczna maskę. Co jeszcze bardziej ją do niego przekonywało.
- Nic, Harry. - uśmiechnęła się. - Idę do pracy. - machnęła ręką w stronę kawiarni.
I właśnie wtedy zaświeciło się zielone.
- Odprowadzę cię. - zaoferował się i ruszyli na drugą stronę. - Pracujesz w tamtej kawiarni? - zapytał, chłonąc ją wzrokiem.
Aż przeszły ją ciarki po karku, gdy poczuła na sobie jego wzrok.
- To lokal mojego wujka. Pomagam mu i przy tym zarabiam. - wskoczyła na krawężnik i popatrzyła na chłopaka, który szedł nieco wolniejszym krokiem.
- Przyjemne z pożytecznym. - Matko Maryjo, czy on musi się tak zabójczo uśmiechać?
Jeszcze tylko jedna prosta, jeszcze tylko kilka metrów i się rozstaną... Courtney nie chciała, by ten moment nastąpił.
- Jep. - złączyła usta w cienką linię. - Zaprosiłabym cię na kawę, ale po tym włamaniu...
- Oh, nie ma problemu... chyba, że mógłbym w czymś pomóc. Obiecuję nie przeszkadzać. - złapał się prawą ręką za serce i odwrócił głowę w jej stronę.
Brunetka zaśmiała się krótko.
Przeszło jej przez myśl, że może właśnie sprzedaje jej maskę miłego i czarującego chłopca, a ona kupuje ją, jak tablet za złotówkę. Przecież dzisiaj po południu był chamski...
Otworzył przed nią drzwi, jak prawdziwy dżentelmen, a ona miała ochotę ściągnąć nagle wszystkie ubrania, bo zrobiło jej się gorąco. Nie nie, nie przez temperaturę powietrza, tylko przez niego.
Ale szybko zakryła dłonią usta, gdy zobaczyła, że z kawiarni zostały praktycznie zgliszcza. Kto mógł zrobić coś takiego? Przecież odnowa będzie kosztować fortunę...
- Wujku? - zawołała, robiąc krok do przodu.
Starszy facet, około czterdziestki wysunął najpierw głowę, a później całe ciało zza zaplecza.
- Courtney! - zawołał wesoło i żwawo ruszył do dziewczyny.
Ale zatrzymał się w pół kroku, kiedy dostrzegł Harrego.
- Oh, widzę, że złapałaś naszego małego dowcipnisia. Przyszedłeś przeprosić i zapłacić? - zapytał wujek, splatając ramion na piersi.
Courtney spojrzała ze zdziwieniem na Stylesa. Nie mogła w to uwierzyć, ale on był jeszcze bardziej zdziwiony. Nie sztucznie, ale naturalnie. Na prawdę coś nim wstrząsnęło.
I wtedy jakaś żaróweczka zaświeciła się w głowie brunetki.
No tak... skąd on mógł mieć jej numer, jak nie ze skradzionej dokumentacji?
________________________________

Nie śmiejcie się z tej ulotki, wiem, że moje zdolności grafika są bardzo .... no.
Pojawia się coraz więcej jakichś pytań, sugestii czy coś tam. Dlatego założyłam aska. I prosiłabym, żebyście tam pytali mnie o wszystko, co wam fala przyniesie. http://ask.fm/CherryHTB
Ale tutaj chciałabym coś wyjaśnić. 
Podstawy tego opowiadania napisałam szmat czasu temu. Przed Coldem, Darkiem, Dangerem itd itd itd. Więc proszę mi nie zarzucać, że robię plagiat. Bo jeśli to opowiadanie przypomina Colda, to ja żyję na Marsie.
Dziękuję :)
Czyli umowa jest taka : im więcej komentarzy, tym rozdział szybciej? :D

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 4


Czasami nie wiemy, czy jest sens wstać rano. Czy jest sens iść do szkoły, robić te wszystkie szare, codzienne, monotonne rzeczy i znów kłaść się spać. Czasami szukamy wskazówek, by sens odnaleźć. Ale często przy tym gubimy samych siebie.
Wyskoczyła z łóżka jak rakieta, prosto do toalety. To był prawdopodobnie jej najszybszy prysznic w życiu. Nie wysuszyła do końca włosów, dlatego spięła je w byle jakiego koka. Wskoczyła w pierwsze lepsze ciuchy i zabierając torbę, zbiegła na dół.
Ethan ubierał już buty w przedpokoju.
- Poczekasz na mnie? - spytała, zatrzymując się na ostatnim schodku.
Brunet kiwnął głową i wstał.
Wzięła jakąś pierwszą lepszą bagietkę i ruszyła za bratem do garażu.
Dziś wszystko było pierwsze lepsze i byle jak. Takie konsekwencje spóźnienia.
- Wiadomo coś już o tym włamaniu? - zapytała, zapinając pas.
- Nie. Wiemy tylko, że był sam. I zabrał całą dokumentację. Więc może mieć twój numer. - ostrzegł ją spojrzeniem.
Po plecach Courtney przeszły ciarki. Będzie miała dziś dużo roboty...
Nie odzywali się całą drogę. Dopiero gdy wysiadali z samochodu brunetka znów zadała pytanie.
- Długo wczoraj tam byłeś?
- Tylko na chwilę. Widziałem, że poznałaś już Styles'a. - rzekł zadziornie.
Dziewczyna uniosła brew.
- Kogo?
- Court! - usłyszała głos za sobą.
Cały czas jednak wpatrywała się w brata, który zabierając plecak i zamykając samochód wciąż miał zadziorny uśmiech na twarzy. Poczuła szarpanie za ramię, więc musiała się odwrócić.
- Cześć! - krzyknęła Avery, całując ją w policzek.
Kątem okna zauważyła, że jej brat odchodzi.
- Ethan! - zawołała za nim.
Nawet się nie odwrócił, nic nie powiedział. Uniósł tylko dłoń w geście pożegnania. Westchnęła i przeniosła wzrok na przyjaciółkę.
- Jak tam? - zapytała, a na twarzy blondynki natychmiast wyrósł promienny uśmiech.
- O matko, wczoraj było BO-SKO! - uniosła wzrok do góry, a jej ton był przepełniony zachwytem.
Ruszyły w stronę szkoły.
- A co się stało z Dave'em ? - Courtney uniosła brew.
- Boże, zasrany gówniarz, nic więcej. - Avery przewróciła oczami.
Ich uwagę przykuły chichoty i głośne szepty sprzed szkoły. Zwarta drużyna cheerleaderek wskazywała palcami na jeden z samochodów na parkingu. Courtney i Avery podążyły wzrokiem w tamto miejsce.
Blondynka szerzej otworzyła oczy z zachwytu. Brunetka natomiast uniosła brwi w zdziwieniu.
Z czarnego samochodu wysiadł Harry. Miał na sobie czarne spodnie, biały t-shirt, a na ramieniu przewieszoną czarną bluzę. Założył czarne okulary przeciwsłoneczne na nos, zabrał czarna torbę z tylnego siedzenia i ruszył w stronę szkoły.
Ileż tej czerni nieprawdaż?
Cheerleaderki natychmiast zaczęły poprawiać włosy i spódniczki. Zadzwonił dzwonek, ale najwyraźniej go zignorowały, bo cały czas wpatrywały się w nadchodzącego chłopaka. On, nic nie robiąc sobie z tego, że jest tak adorowany, przeszedł między nimi i wszedł do budynku. Dziewczyny pobiegły za nim.
Courtney i Avery popatrzyły na siebie znaczącym wzrokiem i poszły na lekcje.

Na każdej lekcji, na każdej przerwie, na boisku szkolnym, na stołówce, na sali gimnastycznej, na każdym korytarzu, na dziedzińcu szkolnym... Dosłownie zawsze i wszędzie można było usłyszeć jakąś plotkę dotyczącą Harrego Stylesa.
A on siedział z dala od wszystkich, sam, lub ze swoim kuzynem Spencerem, żuł gumę i mogłoby się wydawać, że swoją sytuację traktuje jak przedstawienie i ma z niego niezły ubaw.
- Co masz teraz? - zapytała Courtney, chowając książkę od matematyki do szafki.
- Geografię. - westchnęła Avery, opierając głowę o metal. - A ty?
- Historię. - odpowiedziała brunetka.
Zamknęła szafkę i ruszyły na popołudniowy lunch.
- Słyszałam, że Pan Wielkie Ciacho ma teraz historię. Katy podejrzała jego plan lekcji na angielskim.
- Robią z niego jakiegoś Boga. - Courtney przewróciła oczami.
Nawet nie wspominała Avery, że spędziła z nim trochę czasu wczorajszego wieczoru. Stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby. Avery mogło by odbić, tak jak reszcie. Swoją drogą i tak było widać, że ma ochotę polizać mu rękę, czy cokolwiek.
- Usiądziemy z Zaynem? Ma cały wolny stolik.- zapytała Av, szeroko się uśmiechając i wpatrując w chłopaka.
- Czemu nie... - Courtney wzruszyła ramionami.
Dziewczyny wzięły tace i nałożyły sobie po hamburgerze.
- Czy wy... utrzymujecie ze sobą jakiś kontakt? - zapytała ostrożnie Courtney, gdy ruszyły po coś do picia.
- Z Zaynem? Oh, tak, piszemy ze sobą. - powiedziała pewnie blondynka.
- Wiesz, może jednak... usiądę z Ethanem, nie będę wam przeszkadzać.- brunetka uśmiechnęła się niezręcznie, gdy odeszły od lady.
- Daj spokój! Liam i Niall już tam siedzą. Poznasz ich. - pociągnęła ją za rękę, więc nie miała wyboru.
- Nie skończyłaś mi opowiadać co z Dave'em. - przypomniała Court.
- Spójrz w prawo. - rzekła Avery z grymasem. - Cześć chłopaki!
Głowa brunetki obróciła się w przeciwną stronę od swojego stolika.
Przystojny chłopak właśnie karmił betę cheerleaderek.
Auć.
Obróciła się do swojego stolika i poczuła jak jej taca ucieka z rąk. Wpadła na kogoś.
- Mało brakowało, niezdaro. - usłyszała znajomy głos.
Uniosła głowę i spotkała się z bujnymi lokami Harrego. Jego twarz była bez wyrazu, a ton przerażająco zimny.
Ile ten człowiek ma masek?
Chłopak wcisnął jej tacę w ręce i wyminął ją, nie rzucając w jej stronę choćby spojrzenia.
A jej zabrakło tchu w piersiach, więc nawet nie dała rady przeprosić.
Westchnęła i usiadła obok Avery.
- Cześć. - przywitała się ze skrępowanym uśmiechem
- Court, to jest Zayn, Liam i Niall. - wskazała po kolei mulata, ćpuna i blondyna. - Chłopaki, to jest Courtney. - przedstawiła ją Avery.
Patrząc na Liama przypomniała sobie, że się wczoraj z nim zderzyła. To znaczy... On ją z kimś pomylił.
Swoją drogą... to trochę dziwne, że ludzi ze swojego roku poznaje się dopiero w ostatniej klasie, no ale... taki urok amerykańskiego liceum.
- Ethan to twój brat, zgadza się? - zainteresował się Zayn.
- Tak. - odpowiedziała i ugryzła hamburgera.
A tak na prawdę miała ochotę ugryźć jego, bo był cholernym ciachem...
Czy ona właśnie wyraziła chęć ugryzienia go?
Boże, Courtney, opanuj hormony dziewczyno.
- Zna się na rzeczy. - odezwał się Niall.
Zdezorientowany wzrok brunetki przenosił się to z Zayna to na Nialla. Obydwoje mieli na twarzach szerokie uśmiechy.
- To znaczy?
- To ty nie wiesz, że twój brat to najlepszy motocyklista w okolicy?
Courtney zadławiła się hamburgerem. Avery troskliwie poklepała ją po plecach.
- Co takiego?! - wydusiła, gdy już do siebie doszła.
- Ethan McFray? Żartujesz? Znam go od piaskownicy! - wtrąciła się Avery.
- Ale ostatnio pojechał, co nie? Adams do tej pory nie pozbierał się po takiej porażce.
Do stolika dosiadł się jakiś nowy chłopak. Miał sweter w paski i grzywkę zaczesaną do góry.
- To Louis. - szepnęła Avery na ucho Courtney.
Skąd tu się nagle wzięło tylu przystojniaków? A jak trzeba znaleźć partnera na szkolną imprezę, to nie ma nikogo...
- Kiedy następny wyścig? - zapytała Courtney, przerywając żywą dyskusję chłopców, której nie słuchała.
- W ten piątek. - odpowiedział energicznie Louis.
- Czy któryś z was jeździ? - jej wzrok skakał po każdym z nich.
- Ja i Niall. - odpowiedział Zayn.
Wpatrywał się w nią wzrokiem pełnym tajemniczości.
Już otworzyła buzię, by zadać kolejne pytanie, ale zabrzmiał dzwonek.
- Kurde, muszę iść, mam historię. - powiedziała zrezygnowanym tonem brunetka i wstała.
- Z Kadisem? - zapytał blondyn.
Zerknęła na niego i również mogła powiedzieć, że ma tajemniczy wzrok. Tylko trochę bardziej cieplejszy niż Zayn.
Kiwnęła głową w odpowiedzi.
- Ja też. - powiedział z promiennym uśmiechem.
Kątem oka zobaczyła, jak Zayn nachyla się ku Avery i szepcze jej coś na ucho. Blondynka kiwnęła głową i przeniosła wzrok na Courtney. Pomachały sobie i rozeszły się w swoje strony. Zayn, Niall i Courtney w jedną, do południowego skrzydła. Liam, Louis i Avery w drugą, na zachodnią stronę.
- Wiadomo już coś w sprawie tego włamania w Corner Caffe? - zapytał Zayn, zwracając głowę ku idącej obok niego Courtney.
- Tylko tyle, że włamywacz był jeden i nie ukradł pieniędzy. Tylko wszystkie segregatory z dokumentacją.
- Mieszkam niedaleko i wróciłem od Spencera wcześniej, ale i tak nie widziałem, żeby coś się działo. To znaczy... kręcił się tam taki jeden, ale...
- Widziałeś kogoś? - zapytała szybko Courtney blondyna.
Niall westchnął. Nachylił się ku brunetce.
- Mógłbym śmiało powiedzieć, że to był...
- Zapraszam do klasy. - zza drzwi wyłonił się nauczyciel, podnosząc głowę wysoko, by z nosa nie spadły mu okulary.
No Jezu!
- Lecę na biologię, trzymajcie się. - powiedział Zayn, gdy do klasy uformował się mały ogonek.
Courtney, po mruknięciu czegoś na pożegnanie, stanęła na samym końcu, zaraz za Niallem.
I nagle poczuła jak czyjeś duże dłonie ściskają jej obydwa pośladki.
Głośno zaczerpnęła powietrza i usłyszała szept przy swoim uchu.
- Zerżnął bym cię tak, że nie wstałabyś przez rok.
Po jej ciele przeszedł ciepły prąd, który był następstwem gęsiej skórki. Zamknęła oczy.
Chłopak oderwał swoje dłonie a ona miała ochotę krzyczeć, by jej nie puszczał. Nagle ogarnęło ją zimne powietrze, a po ciepłym prądzie prawie nic nie zostało. Prawie, bo czuła to TAM.
Boże.
Odwróciła się i ujrzała zadziorny uśmieszek Harrego. Miała ochotę go odwzajemnić i najlepiej zabrać go do jakiegoś schowka na miotły, by zrobił to, co powiedział, ale... powstrzymując się, wyszedł jej jakiś krzywy grymas. Ten chłopak był taki wysoki...
- Nie rób tak.- powiedziała cicho.
Harry uniósł jedną brew, wciąż się uśmiechając.
- Panno Beverand, serdecznie zapraszam. - usłyszała przesiąknięty sarkazmem głos nauczyciela.
Odwróciła się szybko, zawstydzona do szpiku kości i mrucząc ,,Dzień dobry", weszła do klasy. Usiadła w ostatniej ławce rzędu pod ścianą. W równoległym rzędzie i w ławce na tej samej wysokości usiadł Harry, którego zadziorny uśmieszek nie opuszczał ani na chwilę.
Co z nim jest nie tak?
Najpierw był przerażający, później miły i czarujący, w taki sposób, że miło się ochotę spędzać z nim całe dnie, nawet, jeśli rozmawiało się z nim od kilku minut. Pokazał też swoją arogancką i narcystyczną stronę. To, jak wielbi siebie i wie, że przyciąga kobiety jak magnez. I to, jak traktuje je przedmiotowo, bez szacunku. No wiecie, coś w stylu... na pierwszej przerwie zaliczę Ashley, to może na drugiej... hm... Courtney? Czemu by nie, i tak mam w czym wybierać.
Boże, nie znosiła takich typów!
Ale nie potrafiła wytłumaczyć tego, co działo się z jej ciałem, gdy jej dotknął. Takie łaskoczące, przyjemne ciepło rodziło się w jej brzuchu a później rozchodziło się po całej skórze. I gdy tylko go widziała, miała ochotę się uśmiechnąć. I mogłaby patrzeć w te oczy godzinami.
A najchętniej to w ogóle wskoczyła by mu teraz na kolana, bo siedzi na tym krześle jakby serio na coś czekał.
Jezu, Courtney!
Otrząsnęła się i zdała sobie sprawę, że wpatrywała się w niego dobre pięć minut. Nie zapisała tematu lekcji, nie wyciągnęła podręcznika... Nienawidziła być rozkojarzoną, tym bardziej na historii, z której była na prawdę dobra.
A Kadis to ostatni cham, więc... musi uważać.
Grzebiąc w torbie w poszukiwaniu długopisu, rzuciła długie spojrzenie na Harrego i zauważyła, że chowa swój telefon do kieszeni. Zerknął na nią dosłownie na sekundę i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
I wtedy poczuła wibracje w kieszeni. Ostrożnie wyciągnęła telefon i zerknęła na nauczyciela, który na całe szczęście zajęty był rozkładaniem mapy Europy.



Ten chłopak jest niemożliwy.

__________________________________
Mam lekki niedosyt po tym rozdziale, przepraszam! :D
Następny powinien się pojawić DO TYGODNIA czasu. Co znaczy, że maksymalnie za tydzień. Bo jeszcze nawet go nie zaczęłam i miałam ostatnio sporo zajęć itd itd...
Chyba że umówimy się tak, że wy dacie mi 10 komentarzy, ja wam dam nowy rozdział jak najszybciej ;>
Wasza decyzja! :)


środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 3


- Kto to był Courtney? - zapytał Ethan. 
Porzucił już cichy ton. Co mogło nim tak wstrząsnąć? 
Ale teraz myślała o czym innym. Albo o kim innym. Najpierw stał pod jej domem, obserwował ją. A dzisiaj rozmawiali...
Brunetka spojrzała na niego z pustką w oczach.
- Nie wiem. - skłamała.
Ethan głośno westchnął, choć było to raczej warknięcie.
- Powiesz mi o co chodzi? - zapytała, unosząc brwi.
- Ktoś próbował wkraść się do kawiarni. To znaczy... wkradł się i zrobił tam dosłownie burdel. - chłopak podrapał się po głowie.
- Burdel? - Courtney uniosła brwi jeszcze wyżej.
- No bałagan, no! - odpowiedział zirytowany. 
- I uciekł?
- Brawo, wygrałaś talon na balon za bystre spostrzeżenie Court. - skwitował krótko brunet.
- Ethan! - fuknęła. - Ten koleś miał loki. I idę znaleźć Avery. - powiedziała szybko i ruszyła w stronę domu, a brunet natychmiast wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer swojego wujka.

Znalazła Avery przypartą do ściany przez jakiegoś bruneta. Skrzywiła się z niesmakiem, bo musiała przerwać im tak upojną chwilę.
- Av... - dotknęła przyjaciółkę w ramię.
Ta odwróciła się i powoli, nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na brunetkę.
- Courtney! - odepchnęła chłopaka i rzuciła się w objęcia dziewczyny. - Jesteś piękna i kocham cię nad życie. I jeśli miałabym skakać z klifu to tylko z tobą. - z jej gardła wydostał się pijacki śmiech. - Ale w tym momencie, wybacz mi... - jej usta były tak blisko jej ucha, że całe je ośliniła. - Ale usta tego chłoptasia są bardziej pociągające niż ty. - wyszeptała gardłowo.
Courtney skrzywiła się i powiększyła dystans między ciałem swoim a przyjaciółki.
- Za godzinę, jeśli nie będziesz w stanie, to wracam sama do domu. Żebyś nie była później zła, że cię zostawiłam. - ostrzegła ją, wyciągając palec.
Avery pokiwała głową z uśmiechem jak małe dziecko.
- Av, proszę, nie schlej się, jutro szkoła... - spojrzała na nią troskliwie, marszcząc brwi.
- Jasne. - zasalutowała krótko.
Courtney przeniosła wzrok na chłopaka. Zdała sobie sprawę, że nie jest aż tak pijany. Na pewno nie bardziej niż Avery.
- Zaopiekujesz się nią? Przypilnujesz, żeby o pierwszej stąd wyszła? - poprosiła brunetka.
Chłopak kiwnął głową.
- Zaaaayn, chodź stąd. - zawyła Avery do ucha chłopaka.
Zayn? Chwila, czy ona nie poszła do Dave'a? Courtney zmarszczyła czoło w zamyśleniu, ale gdy parka odeszła, wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę kuchni. Została jej godzina, może sobie pozwolić na jeszcze jedno piwo.
Przy barku nie było już takiej kolejki. Stało obok kliku chłopaków, których ramiona owinięte były wokół pijanych i rządnych czegoś więcej lasek, ale nie było ich dużo. Wszyscy szukali jakiegoś zacisznego kąta, by móc w spokoju zająć się sobą.
Courtney uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie, jak powiedziała Harremu, że ma ją złapać. Chwyciła butelkę piwa i weszła do ogromnego salonu. Stanęła na palcach i ponad głowami tańczących ludzi wyjrzała przez okno. Zobaczyła, że ktoś z burzą loków na głowie stoi nad jeziorkiem, wpatrując się w blask księżyca. Uśmiechnęła się pod nosem i pociągnęła spory łyk z butelki. Zdecydowała się stanąć pod ścianą, nie chcąc zostać potrąconą przez kogoś pijanego. Mogła śmiało powiedzieć, że każda znajdująca się tutaj osoba nie jest trzeźwa. I gdyby się nad tym zastanowić... ciekawe ile z tych osób chciałoby ją zabić za wezwanie policji. Wybuchnęła śmiechem, który został zagłuszony przez piekielnie głośną muzykę. Nieśmieszny żart.
Zaczęła tupać nogą w rytm muzyki. Dokończyła pić piwo i ruszyła w wir zabawy. Co z tego, że tańczyła sama, ocierając się o innych. Liczyła się tylko ona. Kilka razy zerknęła przez okno, sprawdzając, czy ,,pokręcony" chłopak wciąż tam jest. I każde z zerknięć kończyło się szerokim uśmiechem na jej twarzy.
Poczuła czyjeś ręce na swoich biodrach, więc szybko się odwróciła. Nie lubiła być dotykana.
- Oh, przepraszam. Pomyliłem cię z kimś... - powiedział głośno jakiś brunet.
Miał dwudniowy zarost, czarną bluzę z kapturem na sobie i był cholernie przystojny. Miał też przekrwione i spuchnięte oczy. Nie, nie płakał. Brał coś.
- Nic się nie stało. - Courtney kiwnęła krótko głową i uśmiechnęła się delikatnie.
Chłopak odwzajemnił uśmiech i ruszył dalej.
Dziewczyna znów zerknęła przez okno, ale... nie było go tam. Zmarszczyła czoło i z trudem zaczęła przepychać się przez tańczących ludzi. Wyszła na zewnątrz, gdzie ludzi było mniej, ale wciąż dużo. W końcu odetchnęła świeżym powietrzem. W porównaniu z temperaturami w dzień, teraz na dworze było chłodno. Drzewa, które znajdowały się wokół domu i jeziorka, szumiały głośno przez delikatny wiatr.
Chwyciła jedną z ogromnych poduszek leżących na ziemi i powlokła ją na brzeg. Usiadła na niej i spojrzała w górę. Miliony gwiazd mrugały do niej, sprawiając, że kąciki jej ust drgały. Dodatkowo pełnia księżyca, której blask odbijał się od tafli wody. Mogła się tak wpatrywać godzinami. O niczym innym nie myślała... tylko siedzieć i patrzeć...
Opuściła głowę i rozmasowała sobie kark dłonią. Mimowolnie spojrzała na przeciwny brzeg jeziorka, oddalony o jakieś sześćdziesiąt metrów. Ktoś tam stał. Otworzyła szerzej oczy... Ktoś z burzą loków na głowie.
- Myślę, że cię złapałem. - usłyszała szept przy swoim uchu.
Wstała najszybciej  jak potrafiła i cofnęła się kilka kroków, trzymając się dłonią za serce. Weszła do wody, ale to ją nie obchodziło.
- Harry! Dostałabym zawału! - krzyknęła i powoli starała się uspokoić.
Chłopak miał na ustach zadziorny uśmieszek. Courtney położyła płaską dłoń na czole i zamknęła oczy, oddychając głośno.
- Chodź tu. - odezwał się w taki sposób, że przeszły ją ciarki po plecach. Otworzyła oczy. Wyciągał dłoń w jej stronę. - No wyjdź z wody. - powiedział, zginając i rozprostowując palce.
Uśmiechnęła się podstępnie. Od razu zrozumiał o co jej chodzi.
- Nawet nie próbuj mnie wciągać. I tak jestem silniejszy. - ostrzegł ją, choć to brzmiało niemal jak groźba. - I nie chlap. - dodał.
Westchnęła cicho. Zawahała się, ale po chwili chwyciła jego rękę. Poczuła dziwne ukucie w sercu, rozpływające się po każdej żyle i tętnicy. Pomógł jej wyjść, używając swojej drugiej ręki, ale zaraz ją zabrał, gdy stworzyli między sobą dystans. Jej serce wciąż biło szybko. Szczególnie teraz, gdy twarz Harrego w blasku księżyca wyglądała magicznie pięknie.
Znów się gapisz Courtney!
- Eeeem... Czy ty przed chwilą nie byłeś na tamtym brzegu? - zapytała nieśmiało, jedną ręką łapiąc się za kark, drugą wskazując na linię drzew.
Wzrok chłopaka podążył za jej palcem. Spojrzał na nią nieufnie.
- Cały czas byłem w domu. Z tobą wszystko okej? Dobrze się czujesz? Nie wypiłaś za dużo? - zadawał tyle pytań, że zakręciło jej się w głowie.
Odkręciła ją łatwym przewróceniem oczu.
- Przestań.
- Tylko pytałem.
Dlaczego jego głos brzmi jak jakieś kurewskie ukojenie? Ugh. I dlaczego ta czarna koszula musi się tak opinać?
Jezu, powoli traci głowę dla tego chłopaka.
- Zamierzasz usiąść? - zapytał.
Dziewczyna potrząsnęła głową i zdała sobie sprawę, że na chwilę odpłynęła. Obok niej siedział Harry. Nie widziała, żeby siadał...
Zajęła miejsce obok niego. I znów poczuła to dziwne uczucie. Oboje mieli uniesione głowy i wpatrywali się w gwiazdy.
- O czym myślałaś wcześniej? - zapytał, nie zmieniając pozycji. Ona natomiast spojrzała na niego.
- To znaczy?
- Widziałem, że siedziałaś tu jakiś czas. O czym wcześniej myślałaś? - ponowił pytanie. Dalej na nią nie patrzył.
- O... przeszłości. Wspominałam. - powiedziała cicho i uniosła głowę. Teraz to on spojrzał na nią.
- I jak wspominasz tą przeszłość? - zapytał.
Zamyśliła się na chwilę, a później spuściła głowę, uśmiechając się.
- Niezbyt dobrze. - mruknęła.
- Dlaczego?
- To długa historia.
- Zastrzel mnie. - zaśmiał się, przenosząc wzrok na gwiazdy.
- O przeszłości można myśleć, ale tylko pod kątem wspomnień. Trzeba ją zostawić za sobą i ruszyć dalej, pamiętając o błędach i o rzeczach, których się nauczyło. Nie można myśleć ,,a co by było gdyby" i żałować jakichś chwil. Każda chwila ma swój sens. Każda chwila się liczy. Ale nie opowiem ci mojej historii, Harry. - uniosła głowę i wlepiła wzrok w chłopaka.
Widocznie zrobiła to tak intensywnie, że on też zwrócił się ku niej.
I wpatrywali się w siebie dobre pięć minut.
- Więc opowiedz mi o przyszłości. - niemal wyszeptał.
- Przyszłość jest zapisana w gwiazdach, Harry Potterze. - powiedziała ze śmiechem, wskazując ręką na niebo.
 Chłopak zaśmiał się sztucznie.
- Mało śmieszny żart.
- Tobie się podobał. - powiedziała z dumą.
Choć teraz faktycznie przyszło jej do głowy, że mogła się zamknąć...
- Ty opowiedz mi swoją historię. - powiedziała i usiadła po turecku.
- A co jeśli jej nie mam? - zapytał zgryźliwie.
 Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
- Więc opowiedz mi o przyszłości. - powtórzyła jego słowa.
Spojrzał na nią i po raz pierwszy uśmiechnął się, ukazując swoje białe zęby i urocze dołeczki. Tak bardzo ją to urzekło, że miała ochotę wyciągnąć telefon i zrobić zdjęcie. Po prostu chciała utrwalić tą chwilę. Ten uśmiech...
I znów taką chwilę przerwały wibracje jej telefonu.



Czy dzisiaj jest jakieś święto ,,Gdzie jest Courtney?"
Nagle coś podskoczyło jej w gardle. Już po pierwszej!
- Muszę iść. - powiedziała nerwowo i wstała.
Harry szybko przerzucił wzrok na nią. Zauważyła, że błysk smutku przebiegł mu przez tęczówki. Miała ochotę uśmiechnąć się pocieszająco, ale ... nie mogła.
Harry wstał. Wypadało by się pożegnać.
- Znów idziesz się ukryć? - zapytał zadziornie.
- Tym razem wracam do domu. Jutro szkoła. - powiedziała bezbarwnie.
I zapadła cisza. Żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć.
Chłopak wziął głęboki oddech i nachylił się w jej stronę. Myślał, że się odsunie, ale nie zrobiła tego. Najwolniej i najczulej jak mógł cmoknął ją w policzek.
A ona myślała, że upadnie z wrażenia.
Cofnął się i zauważył, że dziewczyna otwiera oczy. Uśmiechnął się.
- Do zobaczenia Courtney.
- Trzymaj się, Harry. - odpowiedziała i odwróciła się.
Może nie jest taki zły? Może powinna dać mu szansę?
Gdy była już przy w połowie drogi, usłyszała jego zadziorny ton.
- Następnym razem złapię cię szybciej.
Nie... jednak nie.
_______________________

Dzizaz, ile komentarzy! :o
Czyli jednak 10 to na lajcie da radę? :D
Ktoś pytał, więc odpowiadam : Jeśli na prawdę chcesz się dowiedzieć co się stało, to pisz do mnie na gygy czy Tłiterku :D bo nie będę pisała tutaj za co miałam karę :D
Rozdział 4 w sobotę albo niedzielę :)


I chciałabym polecić wam to opowiadanie :) http://threemetersabovethesky-harrystyles.blogspot.com/
Ta Krejzi Dziewczyna też zaczyna, tak jak ja, i też, tak jak ja, potrzebuje wsparcia, tak jak ja. :D

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 2


Patrzył na nią z góry i choć starał się przybrać jak najmilszy wyraz twarzy, wiedział, że wciąż ją przerażał.
- J-ja... - jąkała się.
Choć ona widziała tylko zarys jego postury, on widział ją idealnie całą. I chłonął ją wzrokiem, jakby zaraz miała zniknąć.
Usłyszał jak głośno przełknęła ślinę.
Ona bała się jego.
On bał się, że znów ją przestraszy.
- Ja... musiałam odpocząć. - powiedziała cicho.
Harry podskoczył w duchu z radości. A więc jednak! Odezwała się!
A ona wciąż się go bała. Wytwarzał wokół siebie dziwną aurę, która odpychała. Był zimny, a czoło miał zmarszczone... Był na czymś skupiony. Jakby jego myśli walczyły ze sobą w środku, czy być miłym i ujmującym czy ostrym i wrogim. No i był piekielnie wysoki.
Zastanawiała się, dlaczego widzi go tu po raz pierwszy. Nie widziała go wcześniej. Musi być nowy. Ale tak bardzo bała się zapytać o cokolwiek.. Ale z drugiej strony było tu sporo nieznajomych ludzi. Dlaczego siedzi w pokoju właśnie z nim, zamiast, jak to powiedział Ethan, łamać teraz czyjeś naiwne serce? Niee, przecież to nie jest w jej stylu.
- Przyszłaś sama? - zapytał.
Ona jeszcze bardziej wlepiła w niego swoje piwne oczy. Miał taki charakterystyczny głos! I nie tutejszy akcent...
- Nie... Z przyjaciółką. - powiedziała cicho. Courtney, weź się w garść! Odchrząknęła. - A ty?
Zapytała w taki sposób, że jakimś cudem jego czoło złagodniało, a każdy mięsień w jego ciele się rozluźnił. Uspakajała go, nie wiedząc o tym.
- Spencer to mój kuzyn. - powiedział spokojnym tonem.
- Nie widziałam cię nigdy wcześniej w Hapenville. - odważyła się poruszyć ten temat.
- Może dlatego, że przeprowadziłem się dwa dni temu. - odpowiedział zgryźliwie.
I natychmiast tego pożałował, bo zauważył, jak brunetka mocniej ściska materiał pod jej dłońmi ze zdenerwowania. Przeklął się w duchu i postanowił ratować sytuację.
Uniósł dłoń i przetarł czoło, a następnie usiadł obok niej na łóżku. Ona głośno złapała oddech, gdy poczuła nacisk jego ciała na materac. Cała zesztywniała i wbiła wzrok w szafę na przeciwko niej. On natomiast wlepił swoje spojrzenie w profil jej twarzy. Tak bardzo go intrygowała.
Mrugnął oczami. Harry, nie gap się!
- Przeprowadziłem się z Anglii. - powiedział cicho, starając się brzmieć łagodnie, odwracając wzrok.
Ona, gdy poczuła, ze jest wolna od jego spojrzenia, rozluźniła się trochę i odwróciła głowę w jego stronę.
I zaparło jej dech w piersiach. Wyglądał jak anioł. Słodkie, kręcone włosy, zakrywały jego, jak podejrzewała, idealne czoło. Długie rzęsy były skryciem dla niebywale pięknych, zielonych oczu. Usta, pełne, malinowe... A gdy je delikatnie zagryzł, w momencie, gdy na nie patrzyła, miała ochotę jęknąć z zachwytu. Policzki, które skrywały urocze dołeczki. Podbródek, jako zwieńczenie niesamowicie pięknej twarzy. I ten nos... pomyślała, że musiał być niezwykle słodkim chłopcem, gdy był mały, a dodatkowo, że każdy pstrykał go w jego mały nosek. Ale teraz...
Teraz był piekielnie, niebezpiecznie przystojnym i seksownym mężczyzną.
Zauważyła, że uśmiecha się cwanie, patrząc się na swoje dłonie, którymi się bawił. Poprawka : ogromne dłonie.
Dostrzegła kilka wzorków na jego skórze przedramienia.
- Zakochałaś się już? - zapytał, odwracając głowę w jej stronę i wpatrując się w jej oczy.
Oh... Jaki pewny siebie.
Prychnęła krótko. Narcystyczny, arogancki, przystojny, zadufany w sobie, pewnie kobieciarz, pełen seksapilu, ostry i chamski.
Tak oto Harry został skreślony u Courtney.
- Ile masz lat? - zapytała, unosząc jedną brew. Już nie była nieśmiałą, cichą myszką.
- Osiemnaście. - odpowiedział, wciąż z cwanym uśmieszkiem na twarzy.
Nie zmieniali pozycji, więc dzieliło ich od siebie kilkanaście centymetrów.
- Ostatnia klasa liceum? - Court, dlaczego cały czas zadajesz pytania? Przecież już go nie lubisz, co on cię interesuje?
- Tak. - odpowiedział z delikatnym kiwnięciem głową. - A ty?
- Tak samo. - uśmiechnęła się, szczerze! I sama nie mogła w to uwierzyć.
Boże, co ty wlałeś w tego chłopaka, że tak bardzo przyciąga dziewczyny?!
Myśli Courtney zostały przerwane przez wibrację. Wyciągnęła telefon, rażąc siebie i chłopaka po oczach. No właśnie, wciąż nie wiedziała, jak ma na imię...



Ta wiadomość ją zdziwiła. Zmarszczyła czoło. Czyżby jej przybrany brat tu był?
- Coś się stało? - odezwał się chłopak.
- Niee... - odpowiedziała przeciągle i powoli, wymieniając się sms'ami z bratem.


Schowała telefon do kieszeni jeszcze bardziej zdziwiona. Harry drgnął a ona aż podskoczyła ze strachu. Zapomniała o nim.
- Spokojnie, przecież cię nie zabiję. - powiedział, a jego głos przybrał seksowną chrypkę.
Wzięła głęboki oddech.
- Jak masz na imię? - zapytała, skupiając na nim swój wzrok. Odchrząknął.
- Harry. - powiedział, a imię zadźwięczało jej dziwnie w uszach. - I wciąż nie odpowiedziałaś mi na pytanie Courtney.
Chwila! Przecież nie mówiła, jak ma na imię. Ten chodzący bóg seksu był podejrzany.
- Na jakie pytanie? - zapytała, ze stoickim spokojem.
- Przed kim się chowasz? - ponowił pytanie, a na jego twarzy znów pojawił się cwany uśmieszek. I te dołeczki...
- Od dzisiaj przed tobą. - powiedziała odważnie i wstała.
Zauważyła, że miał na sobie niesamowicie seksowną czarną koszulę, opinającą mięśnie. No dobra, ujmijmy to tak : Czy było w tym chłopaku coś, co nie było pociągające?
Oh, no tak... ten narcyzm.
Harry zmarszczył czoło, kiedy usłyszał taką odpowiedź. Przecież już prawie uratował sytuację! No co jest! Wstał i podszedł do niej tak, że musiała unieść głowę wysoko, by przyjrzeć się jego twarzy. Był niesamowicie blisko.
- Co masz na myśli? - wyszeptał.
Courtney głośno przełknęła ślinę, a jej chwilowy objaw pewności siebie zniknął tak szybko, jak się pojawił. Nie wiedziała co odpowiedzieć.
Harry natomiast miał ogromną ochotę zatopić palce w jej długich, brązowych włosach. Mrużył oczy, przyglądając się każdemu calowi skóry brunetki. Była taka piękna...
- Chcę zobaczyć, czy byłbyś w stanie mnie złapać. - również wyszeptała i obróciła się tak szybko, że jej włosy omiotły jego twarz.
Harry zamknął oczy, biorąc głęboki oddech i napawając się zapachem intrygującej dziewczyny. Zanim się otrząsnął, ona była już prawie na parterze. Postanowił za nią pójść. Co z tego, że wiedział, gdzie mieszka, kto jest jej bratem, gdzie pracują jej rodzice, na jakie zajęcia uczęszcza... Nie miał jej numeru! Jak mógł go nie zdobyć, podczas tej piętnastominutowej rozmowy? Przeklął się w myślach.
Zszedł na dół najszybciej jak mógł. Ale nigdzie nie mógł dojrzeć brązowych włosów brunetki. Ludzi była masa. Skąd się ich tyle wzięło? Zaczął przepychać się łokciami, co było banalne, ze względu na jego wzrost. Praktycznie każdy mu ustępował.
Choć szukał dobre pół godziny, nie znalazł jej. Warknął i walnął pięścią o najbliższą ścianę, a z lampy posypały się drobne iskry.

- Co się stało? - zapytała Courtney, chwytając brata za ramię.
Odwrócił się w jej stronę i odetchnął z ulgą, po krótkim przeskanowaniu jej ciała. Zdziwiła się trochę, ale na jej twarzy pozostały niewzruszone emocje.
- Chodźmy stąd, bo i tak nic nie słychać. - powiedział głośno, chwycił ją za rękę i wyprowadził tylnym wyjściem.
Stanęli na brzegu jeziorka, upewniając się, że nikt ich nie podsłucha. Courtney cały czas wlepiała swój wzrok w przestraszone oczy Ethana.
- Czy ktoś wczoraj kręcił się obok naszego domu? - zapytał, najciszej jak potrafił.
Brunetka uniosła w górę jedną brew.
- Oprócz tych trzech kolesi, od których dostałeś w mordę nie wiadomo za co, to raczej nie. - odpowiedziała, krzyżując ręce pod biustem.
Ethan przewrócił oczami i położył swoją dłoń na jej ramieniu.
- Nie o nich mi chodziło. Błagam, przypomnij sobie dokładnie. - powiedział to tak szybko, że niemal syknął.
Courtney starała się odrzucić wszystkie myśli, które krążyły wokół chwil spędzonych z Harrym i skupiła się na poprzednim wieczorze.
Rodzice byli w pracy, więc sama przygotowała sobie kolację. Wpuściła kota do domu, bo zaczął padać deszcz. Przygotowała sobie ubrania do szkoły i zatopiła się w książce. Czuła, że była obserwowana i nie mogła skupić się na treści. Cały czas zerkała na widok za oknem. Wtedy wrócił Ethan. Pijany. I nastąpiła dziwna sytuacja z tymi trzema, dziwnymi facetami, których... twarzy nie rozpoznała. Ale był ktoś jeszcze.
Jej oddech przyśpieszył.
- Tak, ktoś stał obok budki. - wyszeptała roztrzęsiona.

_______________________________

Mam karę na kompa, telefon i w ogóle na życie, więc nie wiem kiedy następny rozdział. To samo tyczy się Frozena. PRZEPRASZAM :(
I jeśli pod tym rozdziałem nie będzie tak z około 10 komentarzy, to wydaje mi się, że nie mam sensu, zeby to dalej pisać ;)


środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 1


Ciężkie krople deszczu bębniły o stary, zardzewiały daszek. Uderzały o niego jak granaty, pragnące zniszczyć jak najwięcej istnień na swej drodze, nawet, jeśli były by martwe. Otulały nieprzyjemnym uściskiem, zimnym jak lód, kującym jak ciernie, uściskiem nie do zniesienia.
Urocze, zakręcone włosy chłopaka o niefrasobliwej urodzie przykleiły się do jego idealnego czoła. Mimo, iż stał pod dachem, chroniącym go przed straszną ulewą, złośliwy wiatr pomagał zimnym kroplom odnaleźć jego ciepłe, umięśnione ciało.
Stał tam, wdychając cicho, moknąc, ale wciąż zażarcie wpatrując się w dziewczynę za szybą. Choć przyjechał do tego miasta zaledwie wczoraj wieczorem i nie znał nikogo, po za najbliższą rodziną, już drugi raz stał pod jej oknem. Pod oknem tajemniczej brunetki, która wzbudzała w nim skrajne emocje.
Chłopak znów westchnął, jednak tym razem przypominało to bardziej warknięcie. Irytowały go te wszystkie, przereklamowane uczucia. Wyciągnął z kieszeni zaciśniętą pięść i uderzył o najbliżej stojący słup. Zardzewiały daszek, pod siłą uderzenia chłopaka, zaskrzypiał i zachwiał się niebezpiecznie, powodując, że ciężkie krople spadły z niego z głośnym dźwiękiem.
Dziewczyna podniosła głowę z nad książki, wpatrując się w szare niebo za szybą. Dostrzegła dziwny ruch pod starą budką na przeciwko jej ukochanego domu. Chłopak szybko zaczerpnął powietrza i cofnął się w cień, nie chcąc zostać odkrytym. Brunetka mrugnęła raz, drugi, trzeci... Odłożyła książkę i przetarła oczy.
Ulewa powoli słabła. Nagle pod dom dziewczyny podjechało czarne auto, aż trzęsące się od wściekłych basów muzyki elektronicznej. Dziewczyna natychmiast podniosła się i zbiegła na dół. Ze sportowego samochodu wysiadł roześmiany chłopak. Głośno pożegnał się z przyjacielem i zatrzasnął drzwi samochodu, które po chwili odjechało z piskiem opon. Wciąż się śmiejąc, wyciągnął z kieszeni bluzy papierosy i zapalniczkę. Sekundy potem, zniknął za szarymi obłokami dymu. Był pijany.
Deszcz przestał padać. Powietrze było już lekkie i łatwo brało się oddech.
Harry zrobił krok poza swoją kryjówkę. Wdepnął w ogromną kałużę i słychać było głośny plusk. Chłopak zacisnął zęby, mając nadzieję, że drugi, ten pijany, nic nie usłyszał. I tak było, bo odgłos spod budki został łatwo zagłuszony przez nadjeżdżające auto.
I kilka rzeczy zdarzyło się w tym samym momencie.
Z samochodu wysiadło trzech napakowanych facetów. Podeszli do chłopaka palącego papierosa i zaczęli do niego krzyczeć, a po chwili się szarpać.
Budka, pod którą wcześniej stał Harry, z głośnym hukiem upadła, co zwróciło uwagę osób stojących po drugiej stronie.
A drzwi do domu zamaszyście otworzyła dziewczyna, patrząc na to wszystko z szeroko otwartymi oczami.
I nagle wszystko ucichło. Harry wstrzymał oddech, podczas gdy wzrok brunetki skanował wszystko po kolei. Od pijanego brata, wycierającego lecącą krew z rozciętej wargi, przez pakujących się szybko do samochodu trzech osiłków, po tajemniczą osobę w cieniu drzewa i zawalonej budki.
Zmarszczyła brwi, ponieważ nigdy nie widziała w tej okolicy kogoś, z tak bujnymi lokami. A Harry stał tam, jak wryty i już wiedział, że w ogóle nie powinien pojawiać się tu tej nocy. Brat brunetki, klnąc pod nosem, wyminął ją i wszedł do domu.
Harry uciekł, nim Courtney zdążyła zobaczyć jego twarz. Oboje wiedzieli, że od dziś... wszystko będzie inaczej.

Nie spała dobrze tej nocy. W głowie cały czas miała pokręcone włosy jakiegoś chłopaka, który, być może, przypadkowo znalazł się wtedy pod jej domem. Więc po co zawraca sobie głowę o kogoś takiego?
Otworzyła oczy, odrzuciła kołdrę i usiadła na łóżku. Wzdychając, przetarła twarz dłońmi. Nie należała do śpiochów, lubiła wstawać rano, by mieć jak najdłuższy dzień i robić coś pożytecznego. Ale dziś było coś w powietrzu, co naciskało na jej barki tak mocno, że trudno było jej się podnieść, choć tak twardo walczyła.
Wstała i podeszła do okna, odsuwając zasłony. Słońce kreśliło już swoją codzienną ścieżkę, pozostawiając pomarańczową łunę za sobą.
Znów westchnęła i spojrzała na biurko, gdzie położyła elegancką sukienkę i marynarkę zeszłego wieczoru.
Powlokła się do łazienki i wzięła szybki prysznic. Wysuszyła włosy, zrobiła delikatny makijaż. Wciągnęła na siebie wcześniej przyszykowane ubrania, założyła zegarek, spakowała notatnik i długopis do torebki.
Ruszyła w stronę pokoju młodszego brata. Doskonale wiedziała, że śpi, więc nawet nie pukała. Po prostu weszła do środka.
-Ethan, wsta... - nie skończyła mówić, bo zorientowała się, że nie ma go w łóżku.
W ogóle nie było go w pokoju, w którym, co jest bardzo dziwne, panował porządek. Zmarszczyła brwi i z cwaną miną otworzyła najbliższą szafkę. Tak jak myślała, wysypała się z niej kupka ubrań i jakichś śmieci. Przewróciła oczami. Cały Ethan.
Zeszła na dół, z torebką w ręce i od razu skierowała swoje kroki do kuchni. Zobaczyła umięśnione plecy bruneta, gdy nalewał sobie kawy. Czarną koszulkę miał przewieszoną przez ramię. Skrzyżowała ręce pod biustem i oparła się o framugę drzwi.
- To jakieś nowe postanowienie na nowy rok szkolny? Wczesne wstawanie? - odezwała się, a on odłożył czajnik z gorącą wodą.
Spojrzał na nią przez ramię i uśmiechnął się tak, jak tylko od potrafił - zadziornie. Courtney dojrzała małego strupa przy ustach Ethana i uniosła brwi. Zrobiła krok w jego stronę, a on szybko się odwrócił. Zabrał filiżankę i ominął ją tak, że nie zobaczyła jego całej twarzy i ruszył w stronę salonu. Był od niej dużo wyższy i masywniejszy, więc nawet to, ze pociągnęła go za ramię, nic nie dało. Fuknęła i poszła za nim do salonu. Usiadła na wygodnej kanapie, zginając kolano i chwytając jego policzki. Odwróciła jego twarz w swoją stronę tak mocno, że aż postrzelało mu kilka kręgów. Skrzywił się, ale nie mógł nic powiedzieć, ze względu na napój, który miał w ustach.
Jej dokładne oględziny skończyły się krótkim westchnięciem.
- Rodzice cię widzieli? - zapytała, patrząc na niego z troską.
On, patrząc się na wprost, byle nie na nią, uśmiechnął się pod nosem i upił łyk kawy. Przełknął i pokręcił głową.
- Jeszcze śpią. A ja byłem biegać. - mówił, patrząc na filiżankę, umieszczoną między kolanami.
- Jadłeś coś? - zapytała z innej beczki, bawiąc się kosmykiem włosów.
Nic nie powiedział. Znów pokręcił głową.
- A koszulę masz wyprasowaną?
Spojrzał na nią i uśmiechnął się tak chłopięco, jakby miał cztery latka. Ona tylko przewróciła oczami i wstała.
- Idź się wykąp, koszulę wyprasowałam ci wczoraj, leży u mnie na biurku. - ruszyła w stronę kuchni. - A ja idę zrobić śniadanie.
On szybko dokończył pić i wstał. Ruszył za Courtney.
- I nie zapomnij zakryć tego strupa. Weź sobie ode mnie jakiś podkład. - mówiła, otwierając lodówkę.
Kiedy ją zamknęła, podskoczyła ze strachu, widząc twarz bruneta na wysokości swojej.
- Ethan! - pisnęła i walnęła go z pięści w ramię.
On zaśmiał się cicho i szybko złapał jej dłoń, zanim powróciła na swoje wcześniejsze miejsce. Przygarnął ją w swoje ramiona i pogłaskał po miękkich włosach.
- Nie jesteś moją prawdziwą siostrą, ale i tak kocham cię nad życie. - mruknął w jej ucho.
- Zgnieciesz jajka. - usłyszał jej odburknięcie.
Faktycznie, dopiero teraz poczuł, że brunetka trzyma coś w dłoniach.
Puścił ją i ze śmiechem ruszył do swojego pokoju.

Część oficjalna rozpoczęcia roku szkolnego trwała wyjątkowo krótko. Co nie było pozytywne, bo oznaczało, że każdy uczeń zobowiązany jest pójść, lub powlec się, na lekcje.
Courtney ściągnęła marynarkę, od której zrobiło jej się gorąco i nadal rysowała dziwaczne wzroki w swoim notatniku. W ogóle nie była skupiona na pani Werniston, która od pół godziny gadała o głoskach i spółgłoskach. Całe szczęście, że angielski to jej ostatnia lekcja, bo, choć to pierwszy dzień, miała go już dość.
Jej ołówek nakreślił kształt bujnych loków...
Z zamyśleń wyrwało ją uderzenie w głowę. Spojrzała na swoją ławkę, na której leżała zwinięta kulka papieru, a następnie w bok, na blondynkę z szaleńczym uśmiechem. Energicznie wskazała palcem na kartkę, zachęcając do przeczytania.
Courtney westchnęła i odwinęła papier.
Spencer robi dziś imprezę. Wbijamy?
Brunetka posłała przyjaciółce sceptyczne spojrzenie. Nie miała ochotę na jakąś imprezę, na której na pewno będą ją namawiać do spożycia jak największej ilości alkoholu. Albo do późnego wyjścia, co skończy się zaspaniem do szkoły. Nie! Nie i koniec.
Ale nie tak łatwo było jej odmówić, kiedy Avery uwiesiła jej się na szyi, gdy lekcja dobiegła końca. W drodze do szafek Courtney co chwilę powtarzała ,,Nie" lub przewracała oczami.
- No ale proszę! Błagam cię, Beverand! - pisnęła jej do ucha blondynka. - Dlaczego nie chcesz iść?
- Bo... Nie mam co na siebie włożyć. - palnęła jakieś pierwsze lepsze kłamstwo.
Wykręciła kod i otworzyła szafkę. Wkładając do niej książki, usłyszała fuknięcie przyjaciółki.
- Akurat! W to nigdy nie uwierzę! - krzyknęła tak głośno, że kilka osób zwróciło na nią swoją uwagę. Spłonęła delikatnym rumieńcem i nachyliła się w stronę brunetki. - A ta czarna koszula, którą tak się ostatnio jarałaś? Jeszcze cię w niej nie widziałam, a mówiłaś, że jest seksowna. - powiedziała, wyraźnie z siebie zadowolona i pewna zwycięstwa.
- Avery... - dziewczyna jęknęła, tupiąc nogą.
- Wiem jak mam na imię. - uniosła brodę w górę. - Chodź. Przecież już schowałaś te rzeczy. - machnęła krótko ręką, zamykając szafkę przyjaciółki i złapała ją za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia.
- Ale ja mam dzisiaj zmianę w kawiarni! - jęknęła Courtney.
- Żaden problem, moja kuzynka może ją wziąć. - powiedziała Avery, nadal twardo uderzając obcasami o szkolną podłogę.
I już było wiadomo, kto przegrał tą bitwę.

Usłyszała pukanie, a później dźwięk otwieranych drzwi. Nawet nie odwróciła się, by zobaczyć kto wszedł. Była spóźniona i w pośpiechu zapinała guziki koszuli.
- Idziesz gdzieś? - zapytał Ethan, opierając się o framugę drzwi. Ugryzł batonik i zaczął głośno chrupać.
- Avery wyciągnęła mnie na jakąś imprezę do Spencera. - mruknęła, nadal nie dowierzając, że dała się tak łatwo namówić.
- Do Spencera Halveya? - zapytał ciekawie brunet, przestając na chwilę chrupać.
- Yep. - potwierdziła Courtney i odwróciła się do swojego młodszego brata. - Jak wyglądam? - zapytała, chwytając rąbek brzoskwiniowej spódnicy.
Ethan wyprostował się i podszedł do brunetki. Chwycił ją za dłoń i obrócił wokół własnej osi.
- Wyglądasz przepięknie. - wyszeptał, trzymając ją za obie dłonie. - Skopiesz im tyłki. - powiedział z szerokim uśmiechem.
Uwielbiała, gdy się tak uśmiechał, miał wtedy taki cudowny błysk w oku.
- Co masz na myśli? - zapytała, nie widząc o co chodzi. Ethan zaśmiał się cicho.
- Złamiesz dzisiaj niejedno serce mała. - mrugnął do niej i uciekł szybko, nim zdążyła mu oddać za ,,małą".
Pokręciła głową i zaśmiała się do samej siebie, przeglądając się w lustrze.

Gdy tylko skręciły na Hope Street i zobaczyła, że z ogromnej willi aż wylewają się ludzie, chciała natychmiast wracać do domu. Zatrzymała się na chwilę i z otwartą buzią załamała barki. Avery również się zatrzymała i pochyliła w stronę przyjaciółki.
- Coś się stało? Już umierasz w tych szpilach? - zapytała, jak zwykle, z sarkastyczną troską.
Courtney rzuciła jej śmiertelne spojrzenie i wyprostowała się.
- Obiecaj mi, że nie wypijesz dużo i że wrócimy przed pierwszą. - uniosła palec wskazujący do góry.
- Ty do mnie mówisz? - blondynka położyła dłoń na swojej klatce piersiowej. - Do mnie? Do wzorowej i zawsze grzecznej uczennicy Hoover High School mówisz?
- Av...
- No wiem wiem, będę grzeczna. - powiedziała na odczepne.
Courtney przewróciła oczami i ruszyły w stronę domu Spencera. Miała dziwne wrażenie, że właśnie ktoś o kręconych włosach tam wszedł...
- Ah, zapomniałabym ci powiedzieć! - Avery palnęła się w czoło. - Dave zaprosił mnie za randkę.
Courtney znów przewróciła oczami. Starała się wyłączyć umysł i tylko potakiwać, gdy blondynka trajkotała o walorach urody Dave'a.
Spencer, wysoki i umięśniony kapitan drużyny baseballowej, stał w drzwiach i witał wszystkich ludzi, nawet, jeśli ich nie znał. I jak zwykle miał ten swój szeroki uśmiech na twarzy.
- Courtney, Avery! Jak miło was widzieć! - cmoknął każdą z dziewcząt w policzek i gestem dłoni zaprosił do środka. - Barek po lewej! - zawołał, gdy dziewczyny weszły.
Muzyka była tak głośna, że Courtney nie słyszała własnych myśli. Obok niej Avery już ruszała ramionami w swoim rytmie. Jak zwykle zadziornie się uśmiechała. Zawsze tak robiła, gdy tylko szły do miejsca, gdzie jest pełno ludzi. Płci męskiej. Wysokich. Przystojnych. I tak dalej...
- Idę do Dave'a! - krzyknęła jej do ucha i już jej nie było.
No pięknie, a przecież przyszła tu dla niej. Westchnęła i, tak jak powiedział Spencer, poszła w lewo, by wziąć coś do picia. A tam ludzi było jeszcze więcej... Boże, jak to możliwe?
- Co chcesz? Przepchnę się... - obok niej pojawił się Harper.
- Oh... coś lekkiego. - uśmiechnęła się przyjaźnie.
Chwilę później siedziała na jakimś kamieniu, nad brzegiem małego jeziorka, pogrążona w niesamowicie nudnej rozmowie z Harperem.
- I tak to było... zostawiła mnie dla innego. - westchnął chłopak, wyrzucając już trzecią butelkę piwa. - A ty? Masz kogoś? - zapytał, patrząc na nią z pijackim pożądaniem.
- Wybacz mi Harper, muszę iść do toalety. - skłamała, ale uśmiechnęła się tak, że bez problemu kupił jej kłamstwo.
- Jasne. - kiwnął głową.
Weszła do domu najszybciej jak mogła. Musiała znaleźć jakieś inne odbicie na tej... imprezie. Choć było po 23, mogła już zobaczyć nawalonych ludzi. Przewróciła oczami i wybrała górne piętro. Musiała odpocząć choć chwilę. Wspięła się po schodach, zdając sobie sprawę, że nie widziała Avery od dłuższego czasu.
Zaglądnęła do pierwszej sypialni, ale znalazła tylko parę nagich, zajętych sobą nastolatków. Najciszej jak mogła zamknęła drzwi i ruszyła dalej. Otworzyła drugie i ku jej zadowoleniu pokój był wolny. Zamknęła drzwi i usiadła na skraju łóżka, tyłem do okna. Odetchnęła cicho.
Nagle usłyszała jakiś ruch i wstrzymała oddech. Przed nią, jak cień, pojawił się chłopak z burzą loków na głowie.
- Ty też się ukrywasz?

_______________________________________

Rozdział II w sobotę? :)
Dziękuję za komentarze! Na prawdę, bardzo dziękuję!
Ale... tu też napiszcie co myślicie, bo nie wiem, czy pisać dalej itp...
I jeszcze raz dzięki! :)


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Początek

Witam wszystkie dusze bardzo serdecznie!
Mam nadzieję, że czytając to opowiadanie, nie siądzie wam psychika, czy cokolwiek innego. No ale... ostrzegam, tak na wszelki wypadek.
Na pewno nikt się nie domyślił, bo nagłówek jest serio mały - będę tu udostępniać opowiadanie z Harrym w roli głównej.
To mój drugi fanfic i mam nadzieję, że pisanie tego nie zajmie mi roku, tak jak pierwszego. (BOŻE.)
Kilka słów o fabule.
Od razu mówię, że będę pisała językiem prostym, żeby lepiej to pojąć. Ale z czasem i tak wszystko przyjdzie :)
Całą akcja rozgrywa się w Hapeville - małe miasteczko w Stanach.
Mama Courtney i tato Ethana to małżeństwo. Nie są biologicznym rodzeństwem. Ethan ma też brata Bena, który pracuje w LA.
Avery jest jedynaczką.
Rodzice Courtney i Ethana pracują w znajdującym się niedaleko hotelu Hilton, a w domu są praktycznie tylko na noc - dlatego będą się rzadko pojawiać.
Courtney i Ethan są w tym samym wieku! Ale Ethan jest młodszy o kilka miesięcy.
Courtney (już chyba z 10 raz piszę to imię) pracuje w kawiarni swojego wujka (brat ojca Ethana) Corner Caffe.
Zayn, Niall, Liam i Louis nie będą grali jakichś wpływowych roli ;) (chyba, że mi coś odbije)
To chyba tyle... reszty dowiecie się z opowiadania.
Oczywiście, jeśli chcecie, możecie sobie sprawdzić to Hapeville w Google :D
Jeśli chcecie być informowani - proszę podpisać się tutaj.
Jeśli chcecie zobaczyć bohaterów - zapraszam tutaj.
Jeśli chcecie przeczytać fanfic, który tłumaczę - wejdź tutaj.
TUTAJ - moje ulubione słowo od dziś.
Dobra, starczy mojej paplaniny. Mam nadzieję, że zostaniecie do końca! Trzymam za was kciuki.
Wiśnia :D
PS: Jeśli komentarzy pod rozdziałami będzie mało, spodziewajcie się limitu. #sorrynotsorry