Courtney odwróciła się i jedyne co zobaczyła to zaciśnięte pięści Harrego i jego wściekłość wypisana na twarzy. Bała się, że zaraz chwyci jakieś połamane krzesło i rzuci nim o ścianę. Albo, że rzuci się na jej wujka.
Wyglądał, jakby miał kogoś za chwilę zamordować. Nie było nawet cienia tego miłego chłopaka, który przed chwilą otworzył brunetce drzwi.
Przerażał ją. Po raz drugi odkąd go spotkała.
- To nie ja. - warknął, marszcząc brwi w złości.
Rzuciła wzrok w stronę wujka Grega, który stał z splecionymi rękami na piersi i wpatrywał się w Stylesa z czystą ignorancją i niedowierzaniem.
- Słuchaj, młody... Na prawdę nie masz po co się stawiać. Kamery cię zarejestrowały. W poniedziałek około dwudziestej trzeciej. Ale...
- Nie było mnie tutaj. - odpowiedział Harry. - I proszę mi niczego nie zarzu...
- ALE... - nacisnął Greg ostro. - Nie zamierzam wzywać policji czy czegokolwiek takiego. Możemy się dogadać. - powiedział łagodniejszym tonem.
Spojrzała na chłopaka z burzą loków na głowie. Wyglądał jakby to po nim spłynęło i teraz to on splótł ręce na piersi.
- Zatrudnię cię tutaj. Courtney nie daje sobie rady sama. Pomożesz jej... nam. A ja niczego nie zgłoszę.
Chwila, co? Dziewczyna rzuciła na wujka wzrok pełen oburzenia. Zauważył to, więc tylko skinął głową w jej stronę, mając na celu ją uspokoić.
- Dlaczego mam być ukarany, skoro nie jestem winny? Mówiłem już, nie było mnie wtedy tutaj. - rzucił niedbale Harry.
Greg wypuścił powietrze z ust i spojrzał na sufit. Tracił cierpliwość.
- Myślałem, że wyraziłem się jasno. Idę ci na rękę, dzieciaku. - spojrzał na chłopaka z dziwnie spokojnym wzrokiem, jednak jego głos pozostał twardy.
Harry bez życia opuścił ręce tak, że klasnęły o jego uda.
- Nic nie zrobiłem. - mruknął pod nosem, myśląc, że nikt tego nie usłyszy. - Dobra. Nich będzie.
Courtney cały czas miała zmarszczone brwi w zamyśleniu.
Przeanalizujmy to.
Mówi, że nie było go tutaj w poniedziałek o dwudziestej trzeciej, chociaż zarejestrowały go kamery.
Ma jej numer, a Ethan ostrzegał ją, że ktoś skradł dokumentację. No, ale numer mógł wziąć od Spencera, na przykład...
Niall mówił, że widział kogoś z kręconymi włosami w tamtym czasie koło kawiarni.
A on dalej zaprzecza, że tego nie zrobił, jednak bierze winę na siebie.
Czyli albo to zrobił, albo ma jakiś powód, żeby tu pracować. Widzi w tym jakąś korzyść. Ale jaką, do cholery? Co 18-latkowi da praca w kawiarni po szkole?
Coś tu jest nie tak... W tym mieście powoli robi się dziwnie.
Avery, poprawiając ramiączko plecaka, otworzyła drzwi. Fox, jej rudy pies, natychmiast zaczął wesoło szczekać. Kopnęła drzwi, na tyle mocno, że się zatrzasnęły, i pogłaskała zwierzaka. Ściągnęła buty i ruszyła w stronę kuchni.
Jej ukochana mama karmiła jej dwuletniego brata.
- Ceś Av! - krzyknął uradowany chłopiec, na co dziewczyna się uśmiechnęła.
Podeszła i pocałowała obydwie osoby w policzek.
- Jak w szkole? - zapytała troskliwie mama.
- Jutro mamy mieć jakieś testy sprawdzające naszą wiedzę z poprzednich lat w liceum. Nie rozumiem tego, bo nie dość, że mamy testy na koniec to jeszcze na początek. Ygh! - wyrzuciła ręce w powietrze i nalała sobie zupy. - O Boże, mamo! A w ogóle to jakiś wariat spalił dziś szkolne dekoracje.. - ucięła marszcząc brwi.
Tysiąc myśli na sekundę przeszło jej przez głowę.
Dlaczego Courtney od razu pomyślała, że to Harry? Przecież nie tylko on ma ten filmowy, zadziorny uśmieszek.
Jej mama odwróciła głowę w jej stronę, czekając aż córka kontynuuje.
- Coś nie tak? - zapytała, widząc jej zamyśloną minę.
Avery potrząsnęła głową.
Czy tylko jej się wydaje, że coś tu nie gra?
- Mamo... kiedy zamknęli stary pas lotniczy? - zapytała, widząc jak wstaje z krzesła. Skończyła karmić małego Tylera.
- Dobre dwadzieścia lat temu. - wzruszyła ramionami. - Czemu pytasz?
- Z ciekawości... - jej wzrok wbity był w podłogę. - A czy kiedykolwiek coś na nim organizowano? - spojrzała na mamę ze zmarszczonym czołem.
- Słyszałam, że od czasu do czasu organizowali jakieś nielegalne wyścigi.. Ale nie wiem nic na ten temat. - uśmiechnęła się do córki, podchodząc do blatu.
A Avery dalej stała, jakby coś ją poraziło.
- Jadę do Atlanty. Muszę załatwić parę spraw. Zaopiekujesz się Tylerem? Za dwie godziny powinien pójść spać.
Blondynka ocknęła się i spojrzała na mamę. Kiwnęła głową z cieniem uśmiechu.
Ma wolny dom... do wieczora.
Kiedy jej mama wyszła, a Tyler siedział w swoim pokoiku, bawiąc się w wojnę samochodzików, wybrała numer Zayna.
- Te krzesła i te stoły.
- Nigdy w życiu. Tamte krzesła z poprzedniej strony i te stoły.
- Boże, co za bezguście. Dobra. Tamte krzesła, ale te stoły.
- Nie. Nie i koniec kropka. Nie pójdę z tobą na kompromis, Courtney.
- Mój głos jest ważniejszy niż twój, Harry.
- Ale ja chcę te krzesła i te stoły. Daj spokój. Tamte w ogóle nie pasują do wystroju.
- Co ty wiesz na temat stylu, Styles? Nazwisko wcale nie znaczy, że masz dobry gust.
- Czy ty mnie obrażasz?
Cała ich konwersacja wyglądała jak kłótnia małych dzieci. Siedzieli blisko siebie na zapleczu, przy blacie szafki, na dwóch ocalonych krzesłach i pochylali się nad katalogiem. Kilka razy niechcący zderzyli się dłońmi, czy szturchnęli kolanami przez co robiło się niezręcznie. Odsuwali się od siebie wtedy na długi dystans, ale zaraz znów byli blisko siebie.
Aluzja? Nie no, nic nie mówię...
Ale tym razem Harry powiedział to tak niskim tonem i z takim błyskiem w oku, że Courtney trudno było przełknąć ślinę. Zrobiło się poważnie.
Wstała i podeszła do ekspresu, z zamiarem zrobienia kawy dla ich dwojga. Wujek Greg pojechał załatwić kilka spraw, więc siedzieli tu sami od jakiegoś czasu.
Ustawiła ekspres, dotykając biodrami blatu i podstawiła dwie filiżanki. Usłyszała, jak Harry odsuwa krzesło.
Chwilę później wyczuła jego oddech na swojej szyi, kiedy przerzucał jej długie, ciemne włosy na jedną stronę. Robił to najdelikatniej jak mógł i stwierdził, że chciałby mieć jej miękkie włosy cały czas w garści. W ogóle ją całą chciałby mieć już w garści. Ale jeszcze musi trochę poczekać, zbadać teren, nie iść na głęboką wodę...
Rozszerzył ramiona w ten sposób, że Courtney była w pułapce i oparł się o blat. Pochylił się tak, że swoją klatką piersiową lekko dotykał jej pleców i przejechał śmiertelnie powoli nosem po jej szyi. Wyczuł, że cała drżała od jego dotyku. Jej reakcje upewniały go, że powoli ją zdobywa. Powoli.
- Harry... - wyszeptała cicho, kiedy zaczął muskać ustami jej szyję.
Zamknęła oczy, skupiając całą swoją wolę na sercu, żeby przestało tak głośno kołotać. Głośno wypuściła powietrze z płuc i odwróciła się, kładąc otwarte dłonie na jego klatce piersiowej. On dalej był pochylony w jej stronę.
Wciąż miała zamknięte oczy. I dopiero teraz w jej nozdrza uderzył niesamowity zapach. Zapach sekretów i tajemniczości. Zapach zmienności. Zapach jego kilku masek. Zapach czegoś, co ją do niego przyciągało. Zapach Harrego.
Otworzyła oczy i spojrzała na twarz chłopaka. No pewnie, czego mogła się spodziewać, jak nie jego zadziornego uśmieszku?
- Mogę o coś zapytać?
- Już to zrobiłaś, no ale... śmiało. - zachęcił ją skinieniem głowy.
- A odpowiesz mi? - uniosła brwi a przez jej tęczówki przebiegł błysk sprytu.
- Niekoniecznie. - uśmiechnął się szeroko. Widząc, jak przegryzła wargę, dodał. - Zaryzykuj.
- To ty to zniszczyłeś? - zapytała, zabierając ręce.
On wyprostował się, a jego twarz pozostała niezmienna. Wzruszył ramionami.
- Co to znaczy? - zapytała w zmieszaniu.
Harry znów wzruszył ramionami. Przewróciła oczami.
Chłopak zaśmiał się w duchu i zrobił krok w tył, powiększając dystans między nimi. Potarł swoje czoło dłonią.
- Courtney, nie próbuj mnie poznać. Nie jestem taki jak inni. Nie poznasz mnie, nie zakochasz się i nigdy nie będziesz ze mną szczęśliwa. To nie jest słodka komedia romantyczna.
Na te słowa uniosła brwi.
- Po prostu spytałam, czy zniszczyłeś kawiarnię, nie zaproponowałam ci randki. - odcięła się krótkim prychnięciem na końcu.
- Wiem. Ale wiem też, o czym sobie pomyślałaś. Po prostu nie robię ci nadziei, bo zaraz wyrobisz mi opinię łamacza serc. - podszedł do niej i jedną ręką złapał ją za talię, a drugą umieścił w jej włosach. - Uwierz, że już takową mam. - wyszeptał jej do ucha, a po jej ciele przeszedł dreszcz.
Odsunął się od niej ze śmiechem.
- Nie lubię cię. - powiedziała Courtney, splatając ręce pod biustem.
- Oh, jak mi przykro. - odrzekł Harry z udawaną zbolałą miną. W tych słowach było tyle sarkazmu...
Stanął obok Courtney i wziął do ręki filiżankę z gotową kawą. Uniósł ją do ust.
- Jesteś aroganckim i zbyt pewnym siebie dupkiem. A tak na prawdę jak ktoś wyrządzi ci krzywdę, to mały Harry płacze w poduszkę, a później znów udaje twardziela i wyżywa się na pierwszym lepszym przedmiocie. Jesteś słaby.
Chłopak tak szybko odłożył filiżankę i stanął na przeciw niej, znów opierając się o blat, że myślała, że zrobił to z nadprzyrodzoną szybkością.
Ich twarze były zaskakująco blisko siebie. Dziewczyna pochylała się jak najbardziej w tył, wbijając w siebie drewno tak mocno, że bolały ją już plecy. Chłopak natomiast pochylał się jak najbardziej do przodu. Jego wzrok powoli mierzył całą jej twarz, od brody, aż po czoło. A jej ciężko było złapać oddech. Znów ją przeraził.
Zmrużył oczy i mruknął coś z zamkniętymi ustami. Tak strasznie go intrygowała.
- Jesteś okropnie pyskata, Courtney. Ale ja nie jestem słaby. Mam nadzieję, że to zapamiętasz. - wyszeptał prosto w jej usta.
Wbił swoje spojrzenie w jej oczy. A ona dosłownie rozpuszczała się między jego ramionami.
- Zrozumiałaś? - zapytał ostrym tonem, a dziewczyna drgnęła.
Nerwowo pokiwała głową, a chłopak odetchnął. Odsunął się od niej i spojrzał na nią z góry.
- Nie rozumiem dlaczego się mnie boisz... - powiedział cicho, marszcząc brwi.
- Nie rozumiem dlaczego robisz tak, że się ciebie boję. - wycedziła niemal przez zęby Courtney.
Harry już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale usłyszeli trzask drzwi.
Courtney westchnęła, nie spuszczając wzroku z chłopaka.
Kiedy on w końcu zacznie być sobą?
Avery szybko zbiegła z góry, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Przekręciła zamek i otworzyła drewnianą powłokę, a jej oczom ukazał się przystojny Mulat. Miał splecione ręce za sobą i uśmiechał się delikatnie.
- Cześć. - przywitał się.
- Cześć. - dziewczyna przegryzła wargę, starając się nie uśmiechnąć zbyt szeroko. - Wejdziesz? - stanęła bokiem i zaprosiła go gestem ręki.
- Chcesz siedzieć w domu? - Zayn uniósł brwi.
Av, wiedząc, że wcześniej padało, zrobiła krok w jego stronę, wychylając się i patrząc do przodu. Na dworze było już ciepło i nie zanosiło się na deszcz.
- A co będziemy robić? - zapytała, wpatrując się w bruneta.
On uśmiechnął się cwanie i wyciągnął rękę w jej stronę. Avery znów przegryzła wargę.
- Muszę zostać w domu. Mój brat śpi. - powiedziała, zerkając to na niego, to na jego rękę.
- No właśnie - śpi. Daj spokój, coś ci pokażę i wrócimy. - machnął ręką, żeby do niego podeszła.
I co biedna Avery, tak oczarowana przystojnym Zaynem miała zrobić? Jego uśmiech był taki przekonujący ...
Ubrała buty, zamknęła dom i poszła za Mulatem. Zawahała się, kiedy podeszli do jego motoru, a on ubrał kask, następnie podając jej drugi.
- Eem... - i znów przegryzła wargę.
- Co? W jeżdżeniu też jesteś świeżakiem? - zaśmiał się cicho, patrząc na nią niepewnie.
Kiwnęła głową, obracając kask w rękach.
Podszedł do niej i zabrał od niej tą ochronę życia. Uśmiechnął się, jakby pocieszająco, dając znak, że nic jej nie będzie. Zaufała mu do granic.
Uniósł kask i najdelikatniej jak potrafił, włożył jej na głowę.
- No proszę, do twarzy ci. - mrugnął do niej okiem i obrócił się w stronę pojazdu, wsiadając na niego pewnie.
Avery znów się zawahała, ale kiedy Zayn spojrzał na nią przez ramię, nabrała pewności siebie i usiadła za chłopakiem.
Z początku nie wiedziała, czego ma się trzymać, ale kiedy Mulat uruchomił silnik, a maszyna zaryczała i zaczęła się trząść, odruchowo przytuliła się do pleców Zayna.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i zmusił pojazd do wydania następnego ryku. Avery zdusiła jęknięcie.
- Nie bój się. - powiedział chłopak przez ramię.
- Okej... - odpowiedziała niepewnie blondynka.
Gdy ruszyli, Avery kurczowo złapała się skórzanej kurtki Zayna.
Wolność. To właśnie poczuła, kiedy mknęli przez ulice, a wokół roznosiły się gęste, kolorowe lasy. Oparła głowę na ramieniu chłopaka, a jej oczy chwytały coraz to nowe, piękniejsze obrazy. Słońce przebijające się przez złote już liście. Wiatr, który muskał jej włosy, szyję i policzki. I zapach. Zapach spalin i papierosów - zapach Zayna. Zmieszany ze świeżą, leśną nutą.
Nie bała się. Już nie. Dlatego delikatnie poluzowała uścisk i uniosła głowę, wpatrując się przed siebie. Miała na twarzy uśmiech szaleńca, pogrzebanego w swych niemożliwych myślach. W oddali zauważyła most, a chłopak zaczął zwalniać.
Zatrzymali się. Avery zdjęła kask i podeszła do barierki. Słońce odbijało się od tafli wody tak jak i złoto-liściaste drzewa , a wiatr targał jej włosy. Wzięła głęboki oddech. I znów to poczuła... wolność. Była nią oczarowana.
Zayn stanął obok niej i wpatrywał się w przepiękny widok.
- O czym myślisz, kiedy tak jedziesz? - zapytała i wlepiła w niego swój wzrok.
Mulat uśmiechnął się pod nosem.
- Teraz myślałem tylko o tym, żeby nic nam się nie stało. Starałam się skupić jedynie na bezpiecznym prowadzeniu. - oparł łokcie o barierkę i odwrócił głowę w stronę blondynki.
- A gdy jesteś sam? - znów zapytała i przegryzła wargę.
- Czuję, że... życie tak na prawdę nie ma granic. To tylko nasza podświadomość produkuje jakieś problemy, buduje mury, przez co czujemy się ograniczeni. Kiedy wsiadam na motor i jadę gdziekolwiek, nie mając celu, myślę, że jedyną granicą jesteśmy my. I to, jak daleko jesteśmy zdolni się posunąć. - mówił chłopak, wbijając wzrok w taflę wody.
- Pokonałeś tą granicę? - zapytała cicho dziewczyna.
Zayn spojrzał na nią i się wyprostował. Zrobił krok w jej stronę i już byli blisko siebie. Był od niej wyższy o głowę, ale nie patrzył na nią z góry. Spuścił głowę i chłonął jej całą twarz wzrokiem. Powoli uniósł dłoń i dotknął jej policzka, pocierając go kciukiem.
- Jeszcze nie. - wyszeptał.
____________________________________________
Haha, lubię tą aplikację Google xd
Taki do niczego ten rozdział... I obiecuję, że za kilka rozdziałów akcja nabierze tempa, bo na razie to same flaki z olejem.
I wiem, że na Początku napisałam, że Avery jest jedynaczką, no ale... właśnie się to zmieniło :D
W tym tygodniu będę miała sporo roboty... Dlatego nie wiem, kiedy następny rozdział. Może za tydzień?
I proszę, wszelkie pytania zadawajcie na asku, bo nie chcę robić zamętu w komentarzach, odpowiadając na nie. :)
I uśmiecham się, bo to słodkie, ale... na prawdę, niektóre osoby subtelnie komentują po kilka razy w ciągu pięciu minut xd
To może tym razem dobijemy do 20? :D
Dziękuję i kocham was!