środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 1


Ciężkie krople deszczu bębniły o stary, zardzewiały daszek. Uderzały o niego jak granaty, pragnące zniszczyć jak najwięcej istnień na swej drodze, nawet, jeśli były by martwe. Otulały nieprzyjemnym uściskiem, zimnym jak lód, kującym jak ciernie, uściskiem nie do zniesienia.
Urocze, zakręcone włosy chłopaka o niefrasobliwej urodzie przykleiły się do jego idealnego czoła. Mimo, iż stał pod dachem, chroniącym go przed straszną ulewą, złośliwy wiatr pomagał zimnym kroplom odnaleźć jego ciepłe, umięśnione ciało.
Stał tam, wdychając cicho, moknąc, ale wciąż zażarcie wpatrując się w dziewczynę za szybą. Choć przyjechał do tego miasta zaledwie wczoraj wieczorem i nie znał nikogo, po za najbliższą rodziną, już drugi raz stał pod jej oknem. Pod oknem tajemniczej brunetki, która wzbudzała w nim skrajne emocje.
Chłopak znów westchnął, jednak tym razem przypominało to bardziej warknięcie. Irytowały go te wszystkie, przereklamowane uczucia. Wyciągnął z kieszeni zaciśniętą pięść i uderzył o najbliżej stojący słup. Zardzewiały daszek, pod siłą uderzenia chłopaka, zaskrzypiał i zachwiał się niebezpiecznie, powodując, że ciężkie krople spadły z niego z głośnym dźwiękiem.
Dziewczyna podniosła głowę z nad książki, wpatrując się w szare niebo za szybą. Dostrzegła dziwny ruch pod starą budką na przeciwko jej ukochanego domu. Chłopak szybko zaczerpnął powietrza i cofnął się w cień, nie chcąc zostać odkrytym. Brunetka mrugnęła raz, drugi, trzeci... Odłożyła książkę i przetarła oczy.
Ulewa powoli słabła. Nagle pod dom dziewczyny podjechało czarne auto, aż trzęsące się od wściekłych basów muzyki elektronicznej. Dziewczyna natychmiast podniosła się i zbiegła na dół. Ze sportowego samochodu wysiadł roześmiany chłopak. Głośno pożegnał się z przyjacielem i zatrzasnął drzwi samochodu, które po chwili odjechało z piskiem opon. Wciąż się śmiejąc, wyciągnął z kieszeni bluzy papierosy i zapalniczkę. Sekundy potem, zniknął za szarymi obłokami dymu. Był pijany.
Deszcz przestał padać. Powietrze było już lekkie i łatwo brało się oddech.
Harry zrobił krok poza swoją kryjówkę. Wdepnął w ogromną kałużę i słychać było głośny plusk. Chłopak zacisnął zęby, mając nadzieję, że drugi, ten pijany, nic nie usłyszał. I tak było, bo odgłos spod budki został łatwo zagłuszony przez nadjeżdżające auto.
I kilka rzeczy zdarzyło się w tym samym momencie.
Z samochodu wysiadło trzech napakowanych facetów. Podeszli do chłopaka palącego papierosa i zaczęli do niego krzyczeć, a po chwili się szarpać.
Budka, pod którą wcześniej stał Harry, z głośnym hukiem upadła, co zwróciło uwagę osób stojących po drugiej stronie.
A drzwi do domu zamaszyście otworzyła dziewczyna, patrząc na to wszystko z szeroko otwartymi oczami.
I nagle wszystko ucichło. Harry wstrzymał oddech, podczas gdy wzrok brunetki skanował wszystko po kolei. Od pijanego brata, wycierającego lecącą krew z rozciętej wargi, przez pakujących się szybko do samochodu trzech osiłków, po tajemniczą osobę w cieniu drzewa i zawalonej budki.
Zmarszczyła brwi, ponieważ nigdy nie widziała w tej okolicy kogoś, z tak bujnymi lokami. A Harry stał tam, jak wryty i już wiedział, że w ogóle nie powinien pojawiać się tu tej nocy. Brat brunetki, klnąc pod nosem, wyminął ją i wszedł do domu.
Harry uciekł, nim Courtney zdążyła zobaczyć jego twarz. Oboje wiedzieli, że od dziś... wszystko będzie inaczej.

Nie spała dobrze tej nocy. W głowie cały czas miała pokręcone włosy jakiegoś chłopaka, który, być może, przypadkowo znalazł się wtedy pod jej domem. Więc po co zawraca sobie głowę o kogoś takiego?
Otworzyła oczy, odrzuciła kołdrę i usiadła na łóżku. Wzdychając, przetarła twarz dłońmi. Nie należała do śpiochów, lubiła wstawać rano, by mieć jak najdłuższy dzień i robić coś pożytecznego. Ale dziś było coś w powietrzu, co naciskało na jej barki tak mocno, że trudno było jej się podnieść, choć tak twardo walczyła.
Wstała i podeszła do okna, odsuwając zasłony. Słońce kreśliło już swoją codzienną ścieżkę, pozostawiając pomarańczową łunę za sobą.
Znów westchnęła i spojrzała na biurko, gdzie położyła elegancką sukienkę i marynarkę zeszłego wieczoru.
Powlokła się do łazienki i wzięła szybki prysznic. Wysuszyła włosy, zrobiła delikatny makijaż. Wciągnęła na siebie wcześniej przyszykowane ubrania, założyła zegarek, spakowała notatnik i długopis do torebki.
Ruszyła w stronę pokoju młodszego brata. Doskonale wiedziała, że śpi, więc nawet nie pukała. Po prostu weszła do środka.
-Ethan, wsta... - nie skończyła mówić, bo zorientowała się, że nie ma go w łóżku.
W ogóle nie było go w pokoju, w którym, co jest bardzo dziwne, panował porządek. Zmarszczyła brwi i z cwaną miną otworzyła najbliższą szafkę. Tak jak myślała, wysypała się z niej kupka ubrań i jakichś śmieci. Przewróciła oczami. Cały Ethan.
Zeszła na dół, z torebką w ręce i od razu skierowała swoje kroki do kuchni. Zobaczyła umięśnione plecy bruneta, gdy nalewał sobie kawy. Czarną koszulkę miał przewieszoną przez ramię. Skrzyżowała ręce pod biustem i oparła się o framugę drzwi.
- To jakieś nowe postanowienie na nowy rok szkolny? Wczesne wstawanie? - odezwała się, a on odłożył czajnik z gorącą wodą.
Spojrzał na nią przez ramię i uśmiechnął się tak, jak tylko od potrafił - zadziornie. Courtney dojrzała małego strupa przy ustach Ethana i uniosła brwi. Zrobiła krok w jego stronę, a on szybko się odwrócił. Zabrał filiżankę i ominął ją tak, że nie zobaczyła jego całej twarzy i ruszył w stronę salonu. Był od niej dużo wyższy i masywniejszy, więc nawet to, ze pociągnęła go za ramię, nic nie dało. Fuknęła i poszła za nim do salonu. Usiadła na wygodnej kanapie, zginając kolano i chwytając jego policzki. Odwróciła jego twarz w swoją stronę tak mocno, że aż postrzelało mu kilka kręgów. Skrzywił się, ale nie mógł nic powiedzieć, ze względu na napój, który miał w ustach.
Jej dokładne oględziny skończyły się krótkim westchnięciem.
- Rodzice cię widzieli? - zapytała, patrząc na niego z troską.
On, patrząc się na wprost, byle nie na nią, uśmiechnął się pod nosem i upił łyk kawy. Przełknął i pokręcił głową.
- Jeszcze śpią. A ja byłem biegać. - mówił, patrząc na filiżankę, umieszczoną między kolanami.
- Jadłeś coś? - zapytała z innej beczki, bawiąc się kosmykiem włosów.
Nic nie powiedział. Znów pokręcił głową.
- A koszulę masz wyprasowaną?
Spojrzał na nią i uśmiechnął się tak chłopięco, jakby miał cztery latka. Ona tylko przewróciła oczami i wstała.
- Idź się wykąp, koszulę wyprasowałam ci wczoraj, leży u mnie na biurku. - ruszyła w stronę kuchni. - A ja idę zrobić śniadanie.
On szybko dokończył pić i wstał. Ruszył za Courtney.
- I nie zapomnij zakryć tego strupa. Weź sobie ode mnie jakiś podkład. - mówiła, otwierając lodówkę.
Kiedy ją zamknęła, podskoczyła ze strachu, widząc twarz bruneta na wysokości swojej.
- Ethan! - pisnęła i walnęła go z pięści w ramię.
On zaśmiał się cicho i szybko złapał jej dłoń, zanim powróciła na swoje wcześniejsze miejsce. Przygarnął ją w swoje ramiona i pogłaskał po miękkich włosach.
- Nie jesteś moją prawdziwą siostrą, ale i tak kocham cię nad życie. - mruknął w jej ucho.
- Zgnieciesz jajka. - usłyszał jej odburknięcie.
Faktycznie, dopiero teraz poczuł, że brunetka trzyma coś w dłoniach.
Puścił ją i ze śmiechem ruszył do swojego pokoju.

Część oficjalna rozpoczęcia roku szkolnego trwała wyjątkowo krótko. Co nie było pozytywne, bo oznaczało, że każdy uczeń zobowiązany jest pójść, lub powlec się, na lekcje.
Courtney ściągnęła marynarkę, od której zrobiło jej się gorąco i nadal rysowała dziwaczne wzroki w swoim notatniku. W ogóle nie była skupiona na pani Werniston, która od pół godziny gadała o głoskach i spółgłoskach. Całe szczęście, że angielski to jej ostatnia lekcja, bo, choć to pierwszy dzień, miała go już dość.
Jej ołówek nakreślił kształt bujnych loków...
Z zamyśleń wyrwało ją uderzenie w głowę. Spojrzała na swoją ławkę, na której leżała zwinięta kulka papieru, a następnie w bok, na blondynkę z szaleńczym uśmiechem. Energicznie wskazała palcem na kartkę, zachęcając do przeczytania.
Courtney westchnęła i odwinęła papier.
Spencer robi dziś imprezę. Wbijamy?
Brunetka posłała przyjaciółce sceptyczne spojrzenie. Nie miała ochotę na jakąś imprezę, na której na pewno będą ją namawiać do spożycia jak największej ilości alkoholu. Albo do późnego wyjścia, co skończy się zaspaniem do szkoły. Nie! Nie i koniec.
Ale nie tak łatwo było jej odmówić, kiedy Avery uwiesiła jej się na szyi, gdy lekcja dobiegła końca. W drodze do szafek Courtney co chwilę powtarzała ,,Nie" lub przewracała oczami.
- No ale proszę! Błagam cię, Beverand! - pisnęła jej do ucha blondynka. - Dlaczego nie chcesz iść?
- Bo... Nie mam co na siebie włożyć. - palnęła jakieś pierwsze lepsze kłamstwo.
Wykręciła kod i otworzyła szafkę. Wkładając do niej książki, usłyszała fuknięcie przyjaciółki.
- Akurat! W to nigdy nie uwierzę! - krzyknęła tak głośno, że kilka osób zwróciło na nią swoją uwagę. Spłonęła delikatnym rumieńcem i nachyliła się w stronę brunetki. - A ta czarna koszula, którą tak się ostatnio jarałaś? Jeszcze cię w niej nie widziałam, a mówiłaś, że jest seksowna. - powiedziała, wyraźnie z siebie zadowolona i pewna zwycięstwa.
- Avery... - dziewczyna jęknęła, tupiąc nogą.
- Wiem jak mam na imię. - uniosła brodę w górę. - Chodź. Przecież już schowałaś te rzeczy. - machnęła krótko ręką, zamykając szafkę przyjaciółki i złapała ją za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia.
- Ale ja mam dzisiaj zmianę w kawiarni! - jęknęła Courtney.
- Żaden problem, moja kuzynka może ją wziąć. - powiedziała Avery, nadal twardo uderzając obcasami o szkolną podłogę.
I już było wiadomo, kto przegrał tą bitwę.

Usłyszała pukanie, a później dźwięk otwieranych drzwi. Nawet nie odwróciła się, by zobaczyć kto wszedł. Była spóźniona i w pośpiechu zapinała guziki koszuli.
- Idziesz gdzieś? - zapytał Ethan, opierając się o framugę drzwi. Ugryzł batonik i zaczął głośno chrupać.
- Avery wyciągnęła mnie na jakąś imprezę do Spencera. - mruknęła, nadal nie dowierzając, że dała się tak łatwo namówić.
- Do Spencera Halveya? - zapytał ciekawie brunet, przestając na chwilę chrupać.
- Yep. - potwierdziła Courtney i odwróciła się do swojego młodszego brata. - Jak wyglądam? - zapytała, chwytając rąbek brzoskwiniowej spódnicy.
Ethan wyprostował się i podszedł do brunetki. Chwycił ją za dłoń i obrócił wokół własnej osi.
- Wyglądasz przepięknie. - wyszeptał, trzymając ją za obie dłonie. - Skopiesz im tyłki. - powiedział z szerokim uśmiechem.
Uwielbiała, gdy się tak uśmiechał, miał wtedy taki cudowny błysk w oku.
- Co masz na myśli? - zapytała, nie widząc o co chodzi. Ethan zaśmiał się cicho.
- Złamiesz dzisiaj niejedno serce mała. - mrugnął do niej i uciekł szybko, nim zdążyła mu oddać za ,,małą".
Pokręciła głową i zaśmiała się do samej siebie, przeglądając się w lustrze.

Gdy tylko skręciły na Hope Street i zobaczyła, że z ogromnej willi aż wylewają się ludzie, chciała natychmiast wracać do domu. Zatrzymała się na chwilę i z otwartą buzią załamała barki. Avery również się zatrzymała i pochyliła w stronę przyjaciółki.
- Coś się stało? Już umierasz w tych szpilach? - zapytała, jak zwykle, z sarkastyczną troską.
Courtney rzuciła jej śmiertelne spojrzenie i wyprostowała się.
- Obiecaj mi, że nie wypijesz dużo i że wrócimy przed pierwszą. - uniosła palec wskazujący do góry.
- Ty do mnie mówisz? - blondynka położyła dłoń na swojej klatce piersiowej. - Do mnie? Do wzorowej i zawsze grzecznej uczennicy Hoover High School mówisz?
- Av...
- No wiem wiem, będę grzeczna. - powiedziała na odczepne.
Courtney przewróciła oczami i ruszyły w stronę domu Spencera. Miała dziwne wrażenie, że właśnie ktoś o kręconych włosach tam wszedł...
- Ah, zapomniałabym ci powiedzieć! - Avery palnęła się w czoło. - Dave zaprosił mnie za randkę.
Courtney znów przewróciła oczami. Starała się wyłączyć umysł i tylko potakiwać, gdy blondynka trajkotała o walorach urody Dave'a.
Spencer, wysoki i umięśniony kapitan drużyny baseballowej, stał w drzwiach i witał wszystkich ludzi, nawet, jeśli ich nie znał. I jak zwykle miał ten swój szeroki uśmiech na twarzy.
- Courtney, Avery! Jak miło was widzieć! - cmoknął każdą z dziewcząt w policzek i gestem dłoni zaprosił do środka. - Barek po lewej! - zawołał, gdy dziewczyny weszły.
Muzyka była tak głośna, że Courtney nie słyszała własnych myśli. Obok niej Avery już ruszała ramionami w swoim rytmie. Jak zwykle zadziornie się uśmiechała. Zawsze tak robiła, gdy tylko szły do miejsca, gdzie jest pełno ludzi. Płci męskiej. Wysokich. Przystojnych. I tak dalej...
- Idę do Dave'a! - krzyknęła jej do ucha i już jej nie było.
No pięknie, a przecież przyszła tu dla niej. Westchnęła i, tak jak powiedział Spencer, poszła w lewo, by wziąć coś do picia. A tam ludzi było jeszcze więcej... Boże, jak to możliwe?
- Co chcesz? Przepchnę się... - obok niej pojawił się Harper.
- Oh... coś lekkiego. - uśmiechnęła się przyjaźnie.
Chwilę później siedziała na jakimś kamieniu, nad brzegiem małego jeziorka, pogrążona w niesamowicie nudnej rozmowie z Harperem.
- I tak to było... zostawiła mnie dla innego. - westchnął chłopak, wyrzucając już trzecią butelkę piwa. - A ty? Masz kogoś? - zapytał, patrząc na nią z pijackim pożądaniem.
- Wybacz mi Harper, muszę iść do toalety. - skłamała, ale uśmiechnęła się tak, że bez problemu kupił jej kłamstwo.
- Jasne. - kiwnął głową.
Weszła do domu najszybciej jak mogła. Musiała znaleźć jakieś inne odbicie na tej... imprezie. Choć było po 23, mogła już zobaczyć nawalonych ludzi. Przewróciła oczami i wybrała górne piętro. Musiała odpocząć choć chwilę. Wspięła się po schodach, zdając sobie sprawę, że nie widziała Avery od dłuższego czasu.
Zaglądnęła do pierwszej sypialni, ale znalazła tylko parę nagich, zajętych sobą nastolatków. Najciszej jak mogła zamknęła drzwi i ruszyła dalej. Otworzyła drugie i ku jej zadowoleniu pokój był wolny. Zamknęła drzwi i usiadła na skraju łóżka, tyłem do okna. Odetchnęła cicho.
Nagle usłyszała jakiś ruch i wstrzymała oddech. Przed nią, jak cień, pojawił się chłopak z burzą loków na głowie.
- Ty też się ukrywasz?

_______________________________________

Rozdział II w sobotę? :)
Dziękuję za komentarze! Na prawdę, bardzo dziękuję!
Ale... tu też napiszcie co myślicie, bo nie wiem, czy pisać dalej itp...
I jeszcze raz dzięki! :)


6 komentarzy:

  1. ajjjjjjjjjjjjj *.*
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja cież.
    Zdajesz sobie sprawę z tego, że to pierwszy rozdział, a ja już to kocham?
    Szczerze mówiąc, nie znam jeszcze fabuły, ale naprawdę, podoba mi się to co przeczytałam.
    Myślę, że opowiadanie ma dobry klimat. Brakowało mi właśnie czegoś takiego na mojej liście blogów.
    No i w dodatku, jest Harry!
    A tak w ogóle, to genialnie piszesz i mam wątpliwości, czy to jest taki prosty język, o jakim mówiłaś na początku.

    Wiem, komentarz nie za najlepszy, ale znasz mnie - moje zawsze takie są.
    Kocham to opowiadanie już teraz. No i kocham Ciebie, Wisienko. ;D ;)

    Dawaj szybko następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. BHEHWhjfehhkfjhehf O MATKO *O* G E N I A L N Y ! Jak dodasz drugi rozdział pod moją nieobecność to wiedz że dowiem się gdzie mieszkasz ! :D
    Kurcze, Marta postarałaś się ! Strasznie mi się podoba rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest boski xx ciekawie się zapowiada i jest bardzo tajemniczy :D i do tego narracja 3 osobowa *o*

    nie moge sie doczekac nn xx

    OdpowiedzUsuń
  5. fajnie musi być ;)

    OdpowiedzUsuń