środa, 26 października 2016

Rozdział 12

Czasem warto zamilknąć na chwilę i posłuchać, co ma do powiedzenia nasze serce.
Niedziela minęła tak szybko, że Courtney miała ochotę usiąść w kącie i płakać. Nastał znienawidzony przez wszystkich poniedziałek, i wszystko byłoby w miarę w porządku, gdyby nie te przeklęte testy z matmy.
Miała ochotę wpakować sobie kulkę w łeb.
Nienawidziła tego rozbierającego ją stresu.
- Proszę pochować zbędne książki, piórniki i telefony. – powiedział głośno Tapkins.
Courtney spojrzała na swoją przyjaciółkę i cicho parsknęła śmiechem, kiedy Avery przewróciła oczami.
Jednak nie było jej do śmiechu, kiedy nauczyciel położył przed nią kartkę z zadaniami. Westchnęła głośno i zabrała się do pracy.
Minęło pół godziny, większość uczniów zrobiła po dwa zadania i smacznie drzemała na swojej ławce. Pozostali albo siedzieli i wpatrywali się tępo w okno, albo, jak Courtney, zawzięcie liczyli zadanie na szóstkę.
Była w połowie obliczeń, kiedy telefon w jej torbie zaczął nieustannie brzęczeć. Rzuciła długie spojrzenie na Tapkinsa, który spacerował teraz po przeciwległej stronie klasy i zanurkowała szybko dłonią do torby. Wyłowiła swoją komórkę i umieściła ją między nogami, wciąż uważnie zerkając na nauczyciela.
Dostała esemesa.
Zmarszczyła brwi.
Od: Harry
Jak się trzyma moja mała ptaszyna?
Dziewczyna przegryzła wargę, czując dziwne mrowienie w brzuchu.
Do: Harry
Mam test z matmy, później odpiszę.
Wrzuciła telefon do torby najciszej jak mogła i znów zabrała się za obliczanie.
- Kończymy!
Oh nie! Zostały jej jeszcze dwa słupki!
Tapkins na całe szczęście zaczął zbierać kartki z drugiej strony klasy, więc kiedy podszedł do niej, skrobała już tylko wynik.
- No no, Panno Beverand. Jak zwykle reprezentuje pani wysoki poziom. – skomentował nauczyciel i puścił jej oczko.
Courtney odetchnęła głęboko, kiedy wyszła z klasy i skierowała się w stronę stołówki. Szła akurat po coś do picia, kiedy dogoniła ją Avery.
- No, będzie trzy, będzie pięknie. – powiedziała i wrzuciła monety do automatu.
Brunetka prychnęła.
- Jesteś najbardziej ambitną osobą jaką znam.
- Ej, bez takich niemiłych sarkazmów. – ostrzegła ją palcem przyjaciółka.
Usiadły przy jednym z wolnych stolików, przy grupce cheerleaderek i zaczęły jeść.
Zobaczyły jak do stolika obok podchodzi ich alfa – jak ona się nazywała? Sam? Clover? Alex? Nieważne.
- Nigdzie nie mogę go znaleźć! – zapiszczała swoim skrzeczącym głosem i tupnęła nogą.
- Kogo? – zapytała któraś z nich.
- No Stylesa! Muszę mu zrobić zdjęcie na kontakt! – machnęła ręką jak ostatnia diva i usiadła między koleżankami, a Courtney i Avery wymieniły znaczące spojrzenia.
- Ojejciu, masz jego numer? – zapytała następna i zasłoniła usta wypielęgnowaną dłonią.
- Tak! – zapiszczała alfa i zaczęła skakać jak pięciolatka, która dostała ulubionego lizaka.
Avery wydała z siebie dziwny dźwięk, jakby wymiotowała, więc Courtney szybko na nią spojrzała i wybuchła śmiechem.
- Masakra, chyba brak mi na to komentarza.
- Jeżeli moja córka będzie chciała zostać cheerleaderką to wyrzucę ją przez okno zanim nawet dokończy mi o tym mówić. – oznajmiła Courtney i zabrała się za jedzenie.
- Apropo Pana Stylesa… odzywał się? – zapytała Avery, a Courtney wbiła wzrok w stół.
Siet.
- No, pisał do mnie jak miałyśmy testy, cholera… - brunetka przestała jeść i sięgnęła do torby po telefon.
Do: Harry
Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że jedziesz do Holiłudu? Chcesz zostać gwiazdą?
- Ojejciu, skąd masz jego numer? – Avery zaczęła naśladować piskliwy głos, a Courtney aż podskoczyła na krześle.
- Jezu, weź nie strasz. – zaśmiała się brunetka i spojrzała na wibrujący telefon.
Od: Harry
Po prostu myślałem, że nie za bardzo cię to interesuje, co robię i gdzie to robię. Przepraszam.
Do: Harry
Ostatnio cały czas mnie przepraszasz. :)
Od: Harry
Nauczyłem się, przyjemna rzecz :) i widzę, że znalazłaś moją niespodziankę. Trafiłem z kwiatami? Nie znam się na tym …
Do: Harry
Czy ty zaczynasz… jak ty to powiedziałeś… „włazić mi w dupę” panie Styles?
Od: Harry
Nie fantazjuj o tym przed snem, proszę.
Courtney parsknęła śmiechem.
- Co? – zapytała Avery. – Oj no weź pokaż, od kiedy ukrywasz przede mną takie rzeczy? – zmarszczyła czoło i wyrwała jej telefon z ręki.
Jej mina niewiele się zmieniła, gdy oddawała przyjaciółce telefon.
- On się zrobił jakiś dziwny. – zmarszczyła nos i ugryzła kanapkę.
- To znaczy? – zapytała skonsternowana Courtney.
- No… gdzie jest ten chamski, intrygujący Brytyjczyk o stu twarzach?
Brunetka napiła się wody i nie odzywała się przez chwilę. Avery miała rację. Coś się zmieniło w tym chłopaku.
- Nie wiem… - odezwała się Courtney.
Do: Harry
Nie będę.
- To z kim ty pójdziesz w piątek na potańcówkę, skoro Harry pojechał? – zapytała Avery, a Courtney zmarszczyła czoło, patrząc na nią uważnie.
- Jaką znowu potańcówkę?
- No lata ’70 bejbe!
O Boże. Tylko nie to…
- Nie wiem, a ty z kim idziesz, skoro Zayn pojechał? – zapytała tym samym tonem, starając się ukryć zirytowanie.
- Louis ma mnie zabrać. Zayn powiedział, że nie mogę iść z nikim niezaufanym. – pochwaliła się Avery.
- A to co ma znaczyć? Co wy, w gangu jesteście? – Courtney uniosła brew.
- Nie, gamonico. Ale mogę ci kogoś załatwić.
- Kogo?
- Nie wiem… Nialla?
Courtney obejrzała się za siebie i chwilę patrzyła na stolik motocyklistów i poczuła dziwną pustkę. Aż trzy miejsca były wolne…
- Nie wiem czy w ogóle pójdę. – burknęła pod nosem.
- Oczywiście, że idziesz.
Courtney obrzuciła ją znaczącym spojrzeniem.
- Od kiedy decydujesz za mnie?
- Od zawsze. – Avery wzruszyła ramionami.
- Jak zwykle pewna siebie. – brunetka pokręciła głową. - Załatw mi kogo chcesz. I tak nie będę tańczyć. A w co się ubierasz? – zapytała, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Avery tępo gapiła się w stół z kanapką w drodze do ust.
- Halo! – Courtney pomachała jej przed twarzą.
Blondynka ocknęła się i odłożyła kanapkę.
- Wiesz co, zdałam sobie ostatnio sprawę, że jestem zwykłym nieudacznikiem. Mam 18 lat i nic w życiu nie osiągnęłam.
Courtney wybuchła śmiechem.
- Ty? No nie wiem, co roku masz najlepszą średnią, dwa razy wygrałaś zawody lekkoatletyczne na szczeblu stanowym, a twoje wiersze wiszą chyba w każdej klasie z angielskiego. Boże, Avery, powieś się, po co światu taki gamoń jak ty. – powiedziała i pokręciła głową, a przyjaciółka spiorunowała ją spojrzeniem.
- Nie mów tak, bo serio tak zrobię. – zastrzegła się blondynka.
- To jesteś głupia. – odezwała się Courtney i wzdrygnęła się, kiedy zabrzmiał dzwonek.
Wstała i zarzuciła torbę na ramię, a Avery dalej siedziała zamyślona. Brunetka poklepała ją po plecach i ruszyła w stronę swojej klasy.
A Avery siedziała dalej, jakby wcale nie zamierzała iść na lekcje.
Kiedy stołówka opustoszała podniosła się z miejsca i ruszyła korytarzem w stronę wyjścia ze szkoły. Przeszła parkingiem na tyły budynku i usiadła na murku, machając nogami w powietrzu. Sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej czarną paczkę papierosów i zapalniczkę, którą podarował jej Zayn.
Włożyła cichego zabójcę do ust i podpaliła końcówkę, zaciągając się dymem.
- No proszę, a co tu się tak kopci?
Drgnęła ze strachu, kiedy usłyszała za sobą obcy głos, odwróciła się i zamarła.
- Nie wolno palić na terenie szkoły, panno Shelley. Proszę za mną, do dyrektora.
Woźny machnął ręką w jej stronę, a ona głośno przełknęła ślinę i wyrzuciła peta. Wstała, trzęsąc się ze strachu i ruszyła za panem Figginsem.
Nic nie mogło jej od tego uratować.
Miała oficjalnie przesrane.
I nie wiadomo kiedy – nastał piątek.
Harry nie odezwał się ani słowem od poniedziałku, Avery dalej chodziła jakaś zamyślona, a Ethan zaczął stawiać pierwsze kroki. Jakkolwiek to brzmi.
Nastał piątek, a piątek ma to do siebie, że Courtney zawsze się ciężko wstawało. Tym bardziej, że wróciła wczoraj z zakupów o dosyć późnej porze. Jej włosy w ogóle nie chciały z nią współpracować, tak samo jak jej tusz do rzęs, w lodówce nie zastała mleka, a co najgorsze – nikt nie mógł podwieźć jej do szkoły. Była więc skazana na kilkuminutowe spóźnienie.
Wbiegła zdyszana do szkoły i pobiegła w stronę szafek. Wyciągnęła szybko podręcznik od angielskiego i wpakowała go do torby, ruszając w stronę właściwej klasy.
Zapukała i weszła, z miną zbitego psa, mrucząc cicho przeprosiny.
- Panna Beverand. Tym razem nie wyląduje pani w kozie, ale za karę jest pani pozbawiona wolnego wyboru swojego partnera na następny projekt grupowy. – oznajmił nauczyciel.
Courtney kiwnęła głową i już chciała odwrócić się i odejść do swojej ławki, kiedy głos nauczyciela znów ją zatrzymał.
- Jeżeli panią to interesuje, to będzie pani pracowała z panem Stylesem z tej racji, iż jest w dniu dzisiejszym nieobecny.
Courtney szerzej otworzyła oczy i poczuła jak ciepło płynie do jej policzków ze złości. Zacisnęła pięści i uśmiechnęła się sztucznie.
Usiadła w swojej ławce i odszukała wzrokiem Avery, która cicho się z niej nabijała.
Ten piątek nie mógł zacząć się lepiej.
- Zdecydowałaś się już z kim idziesz? Muszę dać któremuś odpowiedź. – marudziła Avery, kiedy wyszły z klasy.
- Ze Spencerem, nie mówiłam ci? Poprosił mnie w środę. – powiedziała Courtney, kierując się w stronę szafek.
- Co? Dlaczego? – zdziwiła się Avery.
- No a dlaczego nie?
Blondynka nie odpowiedziała, tylko zastanawiała się nad czymś gorączkowo.
- Może Harry go o to poprosił. – mruknęła pod nosem.
- Co? Niby po co? – zapytała skonsternowana Courtney, wyciągając buty z szafki.
- Żeby nikt inny cię nie wyrwał. – uderzyła ją w ramię i zaczęła ruszać brwiami.
Brunetka przewróciła oczami.
- Daj spokój Av. – zamknęła szafkę i ruszyła w stronę hali sportowej. – Jaki masz temat z tego pieprzonego angielskiego? I z kim jesteś? – zapytała przyjaciółkę, omijając jakąś klejącą się do siebie parę.
Fu.
- Z Zaynem i wylosowałam „Romantyczność jako cecha – dar czy przekleństwo”.
- Jezu, ja mam jakieś „O czym mówimy, kiedy mówimy o miłości”. Nigdy tego nie napiszę. A wątpię, żeby Harry chciał się za to zabrać. – marudziła Court.
- No cóż, musi… Idę do toalety. – oznajmiła Avery i zniknęła za drugimi drzwiami w szatni.
Courtney westchnęła i wyciągnęła swój telefon.
Do: Harry
Jesteśmy razem w grupie na projekt z angielskiego, wiem, że skaczesz z radości. Xoxo
I nagle poczuła dziwne zakłopotanie. Tęskniła za jego obecnością i automatycznie robiło jej się głupio na myśl, jeśli on by się o tym dowiedział. Na pewno powiedziałby coś zgryźliwego.
Ale choć robiła wszystko, by temu zaprzeczyć – nie mogła. Nie widziała go prawie tydzień i przez to świat wydawał się nudniejszy. A kiedy myślami wracała do sytuacji, w których ją dotykał, zaczynało jej się kręcić w głowie i czuła, jak przewraca jej się w jelitach.
Tak bardzo chciała by teraz zobaczyć jego piękne oczy…
Wyciągnęła sukienkę i położyła ją na łóżku, przypatrując jej się z małym grymasem na twarzy. Westchnęła i spojrzała na zegarek. Miała jeszcze godzinę.
Wysuszyła włosy i zaczęła kręcić sobie loki, kiedy przyszła Avery.
- Co ty taka melancholijna? – zapytała blondynka po dłuższej chwili.
Courtney wzruszyła ramionami.
- Nie mam na nic ochoty.
- Zauważyłam. Daj mi to. – Av zabrała od niej lokówkę, bo zaczynało się w niej gotować kiedy patrzyła jak jej przyjaciółka to robi.
Siedziały w ciszy, dopóki na z całej głowy Courtney nie opadały loki.
- Av?
- Hmmm?
- Tęsknisz za Zaynem? – zapytała Courtney, zakładając rajtuzy.
Avery zatrzymała się w połowie drogi do półki, na której powinna leżeć lokówka. Odwróciła się powoli i kiwnęła głową.
- No… trochę zaczyna mi go już brakować. Wiesz… ta pustka. Kiedy jesteś do czegoś przywiązany to chcesz mieć to przy sobie cały czas, kiedy ktoś ci to zabierze, to jesteś w czarnej dupie. – powiedziała Avery i odłożyła lokówkę na swoje miejsce.
Courtney zaśmiała się cicho.
- A czemu pytasz? Tęsknisz za Panem Stylesem? – blondynka zaczęła ruszać brwiami i usiadła obok niej.
- Dlaczego do cholery nazywasz go „Pan”? – Court nie mogła zedrzeć z twarzy tego dziwnego uśmieszku, który pojawiał się tam za każdym razem, kiedy mówiła lub tylko myślała o brunecie.
Avery wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Ale wiem, że coś się z tobą dzieje. Ty jakby… promieniejesz. Zachowujesz się, jakbyś była zakochana.
- Ej, co?! „Zakochana” to stanowczo za duże słowo. – pokręciła głową Courtney i wzięła do ręki swoją sukienkę.
Avery zaśmiała się, widząc zakłopotanie swojej przyjaciółki.
- Ściemniaj kogo chcesz. Widać, jak się w tym zatapiasz. – mrugnęła do niej i zniknęła za drzwiami toalety.
A Courtney stała i wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze, starając się zauważyć jakąkolwiek zmianę.
Jeszcze wtedy nie wiedziała, że zmiany nie zachodzą w jej wyglądzie, a w duszy i sercu.
Dotarły na miejsce punktualnie, kiedy jedna z nauczycielek, która organizowała całą zabawę, zaczynała krótkie przemówienie, by oficjalnie otworzyć potańcówkę.
Była prawie cała szkoła.
Przetańczyła kilak piosenek ze Spencerem, usiadła, napiła się, zjadła i znów poszła tańczyć. I tak w kółko. Taniec albo ze Spencerem, Niallem albo Louisem, siedzenie, picie i znów taniec.
Kiedy próbowała złapać oddech i stała przy wielkich misach z ponczem, zauważyła, kiedy ktoś z lokami na głowie wchodzi do sali. Przeszła szybko w tamtą stronę, chowając się za kolumną, bo musiała się upewnić, że jej oczy nie płatają jej figli.
Ale to był on.
Stał tam, ubrany w idealnie skrojony garnitur, z włosami postawionymi do góry.
I kiedy go zobaczyła zdała sobie sprawę, że wszystko było takie same, kiedy nie było go w pobliżu. Wszystko było szare, proste i jałowe, bez jakiegokolwiek poczucia emocji. Kiedy tylko się pojawił zrozumiała, że zmieniał w jej otoczeniu wszystko. Od koloru źdźbła trawy po sposób w jaki uśmiech pojawiał się na jej twarzy. Niebo było jakby piękniejsze i głębsze, pogoda była dużo ładniejsza, było cieplej, choć przed chwilą na jej ciele była jeszcze gęsia skórka. Nawet chodnik nie był neutralny. Nagle jakby zniknęły wszystkie problemy, nagle stała się lekka, niczym się nie przejmowała, jakby nie było czym się przejmować, a żadne problemy nie istniały. 
Liczył się tylko on. Co powie, gdzie pójdzie, w jaki sposób się poruszy, gdzie spojrzy i jak spojrzy.
Czy spojrzy na nią…
Wszystkie jej myśli wypełniał on. Mówili do niej, zaczepiali ją, ale ona nie potrafiła nawet zakodować co to takiego było. Był jedynym, o czym potrafiła myśleć. Nawet jeśli patrzyła gdzie indziej to i tak zastanawiała się, czy w danym momencie patrzy na nią, czy o niej myśli, tak, jak robiła to ona.
Zdała sobie sprawę, że była jedną kępką nerwów i złych decyzji, kiedy nie było go w pobliżu.
Wszystko, co potrafiła wywnioskować po tygodniu jego nieobecności, to to, że bez niego była zagubiona. Nie ważne gdzie był. Ważne, że nie był przy niej.
- Courtney, chodź! – Avery złapała ją za rękę i pociągnęła w stronę toalet.
Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nimi brunetka, trochę mocniej niż planowała, uderzyła w ramię swoją przyjaciółkę.
- Ała! Co ci jest? – chwyciła się za bark i spojrzała na nią ze zmarszczonym czołem.
- Harry tu jest! – w ogóle nie poznała tego podekscytowanego, piskliwego głosu, który wydobył się z jej ust.
- Co? Mieli wrócić w niedzielę… To na pewno on?
- No tak! – Court przewróciła oczami.
Avery uśmiechnęła się krzywo.
- Court, no wiesz… może tak bardzo chciałaś go zobaczyć, że tylko ci się wydawało, że to był on…
Brunetka natychmiast pokręciła głową.
- To był on i idę ci to udowodnić. – powiedziała i odwróciła się na pięcie.

Court pchnęła drzwi od toalet i ruszyła szybkim krokiem w stronę sali. Kiedy przechodziła przez drzwi, skręciła kolumną i na kogoś wpadła. Złapała się ściany by nie upaść, ale ktoś zdążył ją złapać za rękę. To był Spencer.
- Nic ci nie jest? – zapytał, łapiąc ją za ramię.
- Nie, wszystko w porządku. – uśmiechnęła się uprzejmie, wyminęła go i ruszyła dalej.
- Odbijany! – usłyszała gdzieś za sobą i poczuła, jak ktoś ciągnie ją w stronę parkietu.
Nie miała nawet szansy uciec.
Porwał ją jakiś młodszy chłopak, nawet nie znała jego imienia. Trochę mocno ściskał jej nadgarstek i miał fioła na punkcie obrotów, przez co zaczynało jej się robić nie dobrze.
- Odbijany! – krzyknął jej partner i dorwał się do innej dziewczyny, akurat wtedy, kiedy Courtney zaczęła się obracać.
Wpadła w czyjeś ramiona i całe szczęście, bo wywinęła by niezłego orła. Uniosła głowę do góry i zobaczyła ten przepiękny, zadziorny uśmiech, którego tak bardzo jej brakowało.
Zabrakło jej powietrza w płucach.
- Harry… - wyksztusiła, a on chwycił ją za dłoń i pocałował jej wierzch.
- Tęskniłaś? – zapytał, a ten jego firmowy uśmieszek nie schodził mu z ust.
- Jak cholera. – powiedziała, ale sądząc po jego minie, nie dosłyszał.
- Co? – nachylił się ku niej, a ona natychmiast poczuła jego odurzające perfumy.
I poczuła się jak u bram nieba.
- Pytaniem jest, czy to ty za mną tęskniłeś. – Courtney uśmiechnęła się, co Harry natychmiast odwzajemnił.
Złapał ją za talię i szybkim ruchem przyciągnął do siebie. Zjechał dłonią po jej ręce, by złączyć ich palce razem. I zaczął bujać się powolnie, w ogóle nie do rytmu. Nachylił się do jej ucha i wyszeptał :
- Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz