środa, 26 października 2016

Rozdział 17

Czekała od ponad godziny przy furtce swojego domu, ale czarne auto Harrego nadal się nie pojawiało. Usiadła w końcu na murku i schowała dłonie w rozpuszczonych włosach, wzdychając głośno. W końcu zdecydowała się chociaż ruszyć w jego stronę.
Okazało się, że dotarła aż pod jego dom.
Nie oczekiwała, że jego auto będzie zaparkowane idealnie w tym samym miejscu, ale kiedy je ujrzała, zaczęła się powoli denerwować.
Wypuściła głośno powietrze przez nos i ruszyła w stronę drzwi.
Otworzył jej ojciec Spencera, którego, jak się dowiedziała, nie było w domu.
- Oh, ja… przyszłam do Harrego. – uśmiechnęła się niezręcznie, a mężczyzna kiwnął głową i wpuścił ją do domu, wskazując gestem na schody.
- Pewnie jest u siebie.
Courtney podziękowała, ściągnęła buty i ruszyła na górę, a jej kroki maskował puchaty dywan. Pokój Harrego znajdował się na końcu korytarza. Kiedy tylko pokonała ostatni schodek, usłyszała niepokojące dźwięki.
Zmarszczyła czoło, zdając sobie sprawę, że dobiegają zza drzwi do pokoju Harrego.
Pół godziny później, kiedy Courtney wbijała otępiałą głowę w poduszkę, zadzwonił jej telefon.
Jej wzrok, wbity od powrotu w to samo miejsce, nawet nie drgnął, by sprawdzić, kto dzwoni.
Przyłożyła telefon do ucha z taką siłą, że aż plasnął głucho o jej policzek.
- Halo?
- No, moja damo, gdzie jesteś? Czekam na ciebie pod domem.
Zamknęła oczy, i uważnie wzięła głęboki oddech, powstrzymując histeryczny płacz, kiedy usłyszała jego głos.
- Zdajesz sobie sprawę, mój panie, że się spóźniłeś pieprzone półtorej godziny?! – wrzasnęła do słuchawki.
Harry drgnął, kiedy usłyszał z jej ust przekleństwo. Nie często mówiła tak prostym językiem.
- Łoł, serio? – zaśmiał się niezręcznie. – Cóż… Ethan chyba nie ucieknie, co?
- Harry!
- Dobra, dobra, przepraszam. Ale chodź już, proszę.
Dziewczyna rozłączyła się, otwierając w końcu oczy i wstała z łóżka. Podeszła do lustra, poprawiła odrobinę rozwiane włosy i założyła swoje ulubione trampki. Zbiegła na dół, wyszła z domu, a kiedy zamykała furtkę i zmierzała do jego auta, aż szlag ją trafiał, kiedy widziała jego zadziorny uśmieszek. Jego usta były napuchnięte i świeciły się odrobinę, a włosy miały dziwny, jakby spremedytowany nieład. No i miał okulary przeciwsłoneczne.
- Dzień dobry, moja damo.
- Ta, cześć. – mruknęła, zapięła pas i splotła ręce pod biustem, wpatrując się w widok za oknem.
Harry nie ruszał jednak, gapiąc się na nią z nieukrywanym rozbawieniem. Była tak zabawnie naburmuszona i to jeszcze nie wiadomo dlaczego. Przecież to tylko niewinne spóźnienie.
Courtney poirytowana czekaniem, spojrzała w końcu na niego i po raz pierwszy w życiu miała na jego widok dziwny odruch wymiotny. Skrzywiła się jednak, patrząc dziwnie na jego szyję.
- Sorki, ale miałem sprawy do załatwienia, jeśli czekasz na wyjaśnienia, dlaczego się spóźniłem. – powiedział, oderwał od niej wzrok i ruszył.
Courtney tak zawzięcie powstrzymywała swój wybuch, ale ta droga dłużyła się tak niemiłosiernie…
- Wiem doskonale, dlaczego się spóźniłeś. – mruknęła, zerkając na chwilę na jego różową szyję.
On rzucił jej ukradkowe spojrzenie i uśmiechnął się, kompletnie nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Ah tak? A skąd to?
- Bo taki z ciebie palant, że dałeś sobie zrobić tuzin malinek na szyi. – mruknęła z przekąsem, a wymówienie na głos całej prawdy, jakoś dziwnie zaczęło kuć ją w serce.
Uśmiech z jego twarzy zniknął natychmiast. Szybko sięgnął ręką, otwierając lusterko ponad szybą i sprawdzając swoją szyję.
- Taki z ciebie idiota, że nie pomyślałeś, że po godzinie czasu mogę się po prostu przejść do twojego domu i usłyszeć te wszystkie jęki rozkoszy. „Oh, Harry, Harry, tak! Właśnie tak, Harry!” – zaczęła naśladować piskliwy głos, który usłyszała zza jego drzwi.
- Zamknij się. – warknął.
- Brzydzę się tobą, Harry. – wycedziła przez zęby.
Chłopak zatrzymał samochód, bo akurat dojechali na miejsce. Dziewczyna odpięła pas i jak najszybciej wysiadła z samochodu.
- Ej! – usłyszała jego wołanie.
Zacisnęła pięści i odwróciła się na pięcie, widząc jak z pośpiechem idzie w jej stronę.
- Poczekaj, bo czegoś tu nie rozumiem. Jesteś na mnie zła, bo byłem z inną kobietą? – prychnął, ściągając okulary przeciwsłoneczne.
Dziewczyna przewróciła oczami.
- Mam głęboko gdzieś, z iloma dziewczynami się zabawiasz, naprawdę Harry. Mógłbyś być chociaż na tyle przyzwoity, żeby robić to o takich porach, żeby nie spóźniać się na naszą umówioną godzinę!
Harry zmarszczył czoło.
- Tu już nie chodzi o żadną godzinę, mam rację?
Dziewczyna zmarszczyła brwi, czując się odrobinę skołowana.
- Oczywiście, że chodzi, o godzinę. Nie zamierzam dawać ci lekcji wychowania, ale, kurde, przestań być taki… arogancki! Wiesz, że zależało mi, żeby być tu dzisiaj po południu! – krzyknęła i westchnęła cicho, pocierając palcami swoje czoło i patrząc na chodnik. – A po za tym… fakt, przyznaję się, ty i inna kobieta, akurat teraz, kiedy myślałam, że się dogadujemy, to jak rzucenie kłody pod nogi.
Harry prychnął, rozgryzając nagle całą sytuację.
- Dogadujemy się… I co ty sobie myślisz, co? Że tymi swoimi sarnimi oczami dotrzesz do mojej duszy? Że będąc taka delikatna i niewinna, zapięta pod samą szyję, nieprzystępna, dasz mi nauczkę? Czujesz się jak przynęta? Myślisz, że mnie rozumiesz? Myślisz, że jestem dobrym chłopcem, bo jestem zdolny ci pomóc? Rozmarzyłaś się, kiedy tak mówiłem o miłości, i zaczęłaś myśleć, jak by to było, gdybym czuł coś do ciebie? Jak by to było, gdybyśmy się kochali? Gdybyśmy byli parą, ufali sobie, byli ze sobą blisko? Całowali się za każdym razem, kiedy tylko mamy chwilę, przytulali się na łące do gwiazd, chodzili za rękę po ścieżce w lesie? Poddaj się, Courtney, nim będzie za późno. Nie chcę niszczyć twoich uczuć, nie chcę czuć tych głupich wyrzutów sumienia i słuchać w szkole głośnych plotek, o kolejnym złamanym sercu przez Harrego Stylesa. Sama się nadziewasz, Courtney.
Dziewczyna spuściła wzrok, nie mając w głowie ani jednego argumentu.
- Miłość jest do dupy, Courtney. A ja jestem tego idealnym przykładem.
- Jak się czujesz?
Przysunęła stołek do jego łóżka, uśmiechając się pocieszająco.
Wyglądał już dużo lepiej niż poprzednio. Jego skóra nie była taka blada, wręcz przeciwnie, rumienił się odrobinę, jego oczy błyszczały, a siniaki z jego twarzy były prawie niewidocznie. Nie grymasił się z bólu i nie marudził. Ale to był cały Ethan. Zawsze był taki wesoły i pocieszny.
- Dobrze, ale chcę już do domu. – powiedział tonem małego dziecka.
- Możesz chodzić?
Jak na zawołanie chłopak podniósł się z łóżka i dał krótki pokaz swoich umiejętności. Utykał i robił małe kroki, a na jego twarzy widniał duży grymas. Widać było jednak, że brunet cieszy się ze swoich postępów.
- Załatwimy ci jakąś laskę i będzie w porządku.
Courtney odwróciła się na dźwięk głosu Harrego. Stał opierając się o framugę drzwi, ręce miał skrzyżowane na piersi, a kiedy na niego spojrzała, on też rzucił jej ukradkowe spojrzenie. I uśmiechał się, tak zaczepnie jak tylko on potrafi. Dziewczyna natychmiast spojrzała na brata.
- Laskę? – podrapał się po głowie Ethan. – Masz na myśli Hayley Anderson?
Courtney zaśmiała się głośno, a Harry tylko parsknął pod nosem.
- Mam nadzieję, że rodzice kupią twoją bajkę o przedłużonym campingu.

- CAMPING?!
Courtney złapała się za ucho i próbowała powstrzymać śmiech. Specjalnie kręciła się po kuchni, chcąc usłyszeć reakcję rodziców na przyjazd brata.
- Czyś ty zdurniał, do cholery?! – krzyknęła mama i uderzyła go zwiniętą w rulon gazetą prosto w czoło.
Ethan uśmiechał się tylko głupkowato.
- Mamo, jesteśmy w ostatniej klasie, chcieliśmy się trochę zabawić…
- PRZEZ PÓŁTOREJ TYGODNIA?!
Chłopak wzruszył ramionami.
- Były dziewczyny i wiesz…
Courtney parsknęła śmiechem.
- Oh na litość boską, ani mi się waż gadać takich rzeczy! Fajnie, że chcesz wykorzystać swoje lata młodości, żeby potem mieć co wspominać, ale do cholery jasnej, martwiliśmy się!
Wyjrzała przez korytarz do salonu, widząc, jak Ethan przegryza wargę, niby ze zdenerwowania. Tak naprawdę chłopak powstrzymywał się przez wybuchem nieskończonego śmiechu.
- Jeszcze mi powiedz, że tą ranę na nodze też zrobiła ci jakaś dziewczyna.
- Eee… tak w sumie to pra…
- Cisza! Do siebie w tej chwili i módl się o przebaczenie.
Skończyło się na tym, że Ethan dostał szlaban na wychodzenie ze znajomymi przez najbliższe półtorej tygodnia.
To nawet i dobrze. Przecież i tak ledwo co chodził.

Od: Harry
Pamiętasz jak obiecałaś mi pomoc na sprawdzianie z matmy?
Courtey zmarszczyła czoło i rzuciła ukradkowe spojrzenie na chłopaka, który przegryzał wargę.
Do: Harry
?
Od: Harry
Cóż… chyba właśnie nadszedł ten moment.
Do: Harry
Żartujesz sobie? To jest banalne, nawet Avery to ogarnia.
Od: Harry
Tym bardziej wstyd mi pytać Cię o pomoc, aczkolwiek nie wyobrażam sobie spędzić piątkowego popołudnia w kozie.
Courtney westchnęła, a Harry widząc to, uśmiechnął się pod nosem.
Do: Harry
Nie filozofuj, którą masz grupę?
Od: Harry
B.
Do: Harry
Głupi to ma zawsze szczęście. Zwróć na siebie uwagę Tapkinsa, muszę porobić zdjęcia.
Nauczyciel jednak był tak zajęty graniem na telefonie, że nie podnosił głowy przez kilka dobrych minut.
Courtney zdążyła zrobić zdjęcia, wysłać je Harremu i spokojnie schować telefon do torebki.
Oczywiście skończyła jako pierwsza w klasie, dlatego pomogła rozwiązać Avery zadanie na czwórkę, a przez resztę lekcji siedziała i tępym wzrokiem wpatrywała się w okno.
Tapkins zawsze był na tyle bezczelny, że na najłatwiejszym sprawdzianie w całym roku szkolnym nie chodził po klasie i nie przejmował się ściąganiem.
A kiedy test był tak trudny, jak obliczenia samego Einsteina, rzucał oczami po klasie tak często, jakby miał jakąś chorobę.
Zadzwonił dzwonek, a Court, która spakowała się już dawno, podniosła się ze swojego krzesła i wyszła jako pierwsza z klasy.
- Czekaj!
Odwróciła się, będąc już w połowie korytarza i zobaczyła jak w jej stronę biegnie Harry. Jego loki zaczęły podskakiwać, a kiedy się zatrzymał, przeczesał je palcami, co przyprawiło ją o dodatkowe, kosmate myśli.
Uśmiechnął się do niej i nie był to ten arogancki, zadziorny uśmiech.
Uśmiechał się do niej przyjacielsko i serdecznie.
- Ale ci jestem wdzięczny. Mam u ciebie dług. Serio, Courtney, uratowałaś mnie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
Ruszyli w stronę zachodniego skrzydła na literaturę, idąc obok siebie, ramię w ramię.
- Pewnie miałeś zaległości z zeszłego tygodnia, kiedy cię nie było. Ten materiał był naprawdę prosty. – mruknęła, bawiąc się paskiem od torby.
- Może. W każdym razie, jestem ci winien przysługę.
Courtney spojrzała na chłopaka i zmarszczyła brwi, kiedy zobaczyła na jego twarzy ten sam, serdeczny uśmiech.
- Przecież umówiliśmy się, że ty odwalisz projekt u Gamberly’iego, a ja daję ci sprawdziany z matmy.
Harry machnął na to ręką.
- Co jak co, ale ten projekt zrobiliśmy razem. W takim wypadku nasz układ się nie liczy.
- Harry, naprawdę nie trzeb…
- A-a-a! Przestań. – pokiwał na nią palcem. – Jak powiedziałem, że jestem twoim dłużnikiem, to jestem. Możesz to wykorzystać. – spojrzał na nią i poruszał brwiami, a Court wybuchła śmiechem.
Przez chwilę szli w ciszy, co jakiś czas spoglądając przez okna na resztę rówieśników, którzy spędzali przerwę na świeżym powietrzu. Dlatego właśnie korytarze szkolne były takie puste.
- Co robisz dziś wieczorem? – zapytał, przerywając jej myśli.
Wspinali się właśnie po schodach na pierwsze piętro.
- Po szkole muszę zaglądnąć do kawiarni, pomóc wujkowi z kasą fiskalną. A potem to chyba nic.
Harry kiwnął głową.
- Kiedy otwarcie?
Courtney wzruszyła ramionami.
- Może w przyszły piątek. Nie wiem. – powiedziała i ześlizgnęła się plecami po ścianie, by usiąść koło drzwi do klasy.
Chłopak usiadł obok niej i wlepił w nią swoje spojrzenie.
- Cała nasza ekipa idzie dzisiaj do pubu. Miło by było, gdybyś też wpadła.
- Ah tak, Ethan coś mi wspominał. Nie mówiąc już o Avery, która straciła wszystkie darmowe smsy, kiedy namawiała mnie, żeby pójść. – przewróciła oczami.
Harry zaśmiał się głośno.
- To co, wpadniesz?
- Twoja koleżanka też idzie?
Harry zmarszczył brwi. Courtney była jednak na tyle urażona ostatnim incydentem, że musiała mu to wytknąć przy pierwszej lepszej okazji. Nawet jeśli przez cały dzisiejszy dzień był dla niej taki miły. I nawet jeśli zaprosił ją gdzieś w piątek wieczorem.
- Jesteś zazdrosna?
Nie uśmiechał się, a jego spojrzenie było dziwnie zimne.
Tak zimne, że Courtney nagle straciła ochotę na jakiekolwiek docinki.
- Nie. – powiedziała twardo.
Chłopak uniósł brew.
Milczał chwilę, kiedy walczyli na spojrzenia.
Uległ w końcu, wzdychając cicho.
- Wiem, jak to brzmi. Ale to była tylko jednorazowa koleżanka.
Courtney wydała z siebie odruch wymiotny.
Harry zaśmiał się pod nosem.
- Nie masz o kogo być zazdrosna. – powiedział ze spokojem.
- Uwierz, że nie jestem o ciebie zazdrosna, Harry. Serio. – powiedziała, a jej głos brzmiał nad wyraz cynicznie.
- Ostatnio odniosłem inne wrażenie.
Courtney uniosła brew.
- Ciekawe kiedy. – powiedziała wyzywająco.
- Wtedy, kiedy zrobiłaś mi awanturę o to, że się spóźniłem. – był dziwnie spokojny, chociaż podświadomie przeczuwała, że w głębi duszy śmieje się z tej rozmowy.
- Półtorej godziny, na miłość boską. Miałam prawo być zła. – przewróciła oczami i spojrzała gdzieś w dal korytarza.
Zaczęło zbierać się coraz więcej ludzi.
Nie byli już sami.
Aż w końcu, po kilku chwilach, zabrzmiał dzwonek na lekcje.
Dziewczyna podniosła się z miejsca, a zaraz za nią wstał Harry.
Zbliżył się do niej, tak, by tylko ona go słyszała. I słysząc jego szept, zrobiło jej się dziwnie przyjemnie i ciepło na sercu.
A kiedy złapał jej dłoń, dotykając swoimi ciepłymi palcami jej palców, musiała przymknąć oczy, by dokładnie utrwalić ten moment w pamięci.
- Wiem, że to samobójcze. Ale jeśli jeszcze raz wprawię cię w złość, przyrzekam, że strzelę sobie w kolano.
Uniosła głowę do góry, z rozchylonymi ustami wpatrując się w jego zielone oczy, które pierwszy raz błyszczały szczerością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz