- To już jutro!
Courtney wzdrygnęła się, kiedy Avery pisnęła nad jej uchem, wsparła się na jej ramionach i podskoczyła, sprawiając, że brunetka była zmuszona zrobić kilka dodatkowych kroków naprzód.
Court nie pałała dzisiaj dobrym humorem i zawzięcie siliła się na obojętność. Wywróciła więc oczami, ale tylko w myślach i przykleiła na twarz sztuczny uśmiech.
- Co takiego ciekawego i ekscytującego może dziać się w naszej szkole w środku tygodnia? – zapytała, wlepiając swoje spojrzenie w uśmiechniętą przyjaciółkę, który szła tyłem, ciałem zwrócona w jej stronę.
Nachyliła się odrobinę, by nie zdradzać tematu ich rozmowy najbliżej stojącym osobom.
- Wybory przewodniczącego szkoły. Zgadnij, kto ma aspiracje na wygranie tego konkursu. – rzekła, puszczając do niej oczko.
Wszystkie najprostsze odruchy ludzkie, które dla wszystkich były naturalne, w wykonaniu Avery były niczym sztuka. Zawsze wiedziała, jak machnąć dłonią, by wyrazić swoją obojętność, czy z jaką tonacją westchnąć, by ukazać swoje poirytowanie.
Była tak zwyczajnie niezwykła, że Courtney czasami jej tego zazdrościła.
- Czy istnieje jakakolwiek dziedzina, której nie uwielbiasz, albo przynajmniej w której jesteś choć odrobinę nieidealna? – zapytała Court z przekąsem.
Avery przewróciła oczami, zrobiła pełen wdzięku obrót i zrównała się krokiem z przyjaciółką.
- Daj mi spokój, przez ciebie wychodzę na napuszonego zarozumialca, a przecież tak nie jest. – powiedziała, zatrzymując się w przejściu do następnego pomieszczenia.
Courtney przewróciła tylko oczami i rozglądnęła się po auli, w której przebywały prawdopodobnie wszystkie osoby uczęszczające do ostatniej klasy liceum.
Dziewczęta wymieniły spojrzenia i ruszyły przed siebie.
W auli nie było krzeseł, a przy ścianach, dookoła, rozstawione były stanowiska reklamujące wszystkie szkoły wyższe w okolicy. Studenci zabijali się o uwagę zagubionych trzecioklasistów, którzy z konsternacją przyjmowali w dłoń kolejne i kolejne ulotki collegów.
- Panno Beverand.
Courtney odwróciła się na dźwięk głosu swojego nauczyciela od matematyki i uśmiechnęła się, widząc jego zmarszczone czoło, co miał w zwyczaju robić, gdy tylko miał zamiar zrobić coś choć w minimalnym stopniu uprzejmego wobec swojego ucznia.
- Mam nadzieję, że wybierasz się na jakąś dobrą uczelnię. – mruknął, patrząc na nią spod swoich zmarszczonych brwi.
- Oh, jasne. – potwierdziła, dodatkowo kiwając głową.
- Mógłbym wiedzieć, jakie masz zamierzenia? Jacyś faworyci? California, Nowy Jork…
- Oxford. – przerwała uprzejmie, siląc się na uśmiech.- Zawsze marzyłam o Oxfordzie.
Tapkins uniósł brwi, a przez oczy błysnął mu podziw.
- Otóż to… - kiwnął głową i założył ręce za plecami. – Do tego właśnie miałem zamiar cię nakłonić. Mam nadzieję, że ocean nie powstrzyma cię przed wyjazdem. – rzucił jej uważne spojrzenie, i przystąpił z nogi na nogę. – Trzymam kciuki. – skinął głową i odszedł, a Courtney zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu swojej stukniętej przyjaciółki.
Uśmiechnęła się, bo miło jej było z myślą, że ktoś tak zgorzkniały jak Tapkins zainteresował się jej przyszłością.
Znalazła ją przy stoisku uniwersytetu z Atlanty. Obok niej stał Zayn i jego grupka przyjaciół.
- Courtney, jak miło cię widzieć. – odezwał się Niall, uśmiechając się do niej szeroko.
Dziewczyna odwzajemniła gest i przywitała się z resztą chłopaków.
Liam jak zwykle miał podkrążone oczy, a jego tors zdobiła zwyczajna czarna bluza.
- Wybierasz się na uniwersytet? – zagaił Niall, zbliżając się do niej o kilka kroków.
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Myślałam o studiach w Anglii. Chciałabym studiować w Oxfordzie.
Niall uniósł brwi i wypuścił powietrze z ust z delikatnym świstem. Zakołysał się na stopach i wydął dolną wargę.
- Nieźle.
- A ty? – zapytała, opierając się o stojący obok filar i wlepiając w niego spojrzenie.
Wydawało jej się, że poruszyła jakiś drażliwy temat, bo Horan nagle jakby się zdenerwował. A co najmniej zawstydził.
Włożył ręce do tylnych kieszeni spodni i wybił wzrok w podłogę.
- Cóż, ja… - zaśmiał się sztucznie. – Chyba nic oprócz grania klasowego komika nie wychodzi mi zbytnio dobrze.
Dziewczyna zmarszczyła czoło.
- Nie żartuj sobie, na pewno jest coś, w czym jesteś dobry. Na pewno masz jakiś talent.
Chłopak zawahał się przez chwilę.
- Chyba nie ma nic takiego. – powiedział ze zrezygnowaniem.
Oh, daj spokój Niall. Dobrze jeździsz na motorze. Może mógłbyś być mechanikiem? Albo lakiernikiem? Albo instruktorem? Lubisz uczyć ludzi?
- Wiesz co, ja chyba…
- Albo wiem! – wybuchła Courtney, odbijając się od filaru. – Idź do pani Vector. Zrobi ci badanie osobowości. – wskazała palcem na nauczycielkę, która siedziała przy wejściu przy małym stoliczku, przed którym stała niemała kolejka.
Zdaje się, że nie tylko Niall miał problem z wyborem kierunku i nie wiedział, którą drogą pójść, a owy test miał choć odrobinę pomóc. Pani Vector, starsza profesorka chemii, z której cała szkoła śmiała się, że nie goli nóg, spoglądała na uczniów zza swoich ogromnych okularów, marszcząc przy tym nos i otwierając buzię.
Niall spojrzał najpierw na owe stoisko, a potem na swoją koleżankę, po czym obydwoje wybuchli głośnym śmiechem.
Kiedy przestali, Courtney poczuła na sobie czyiś wzrok. Kontynuowała rozmowę z Niallem, ukradkiem rozglądając się po sali.
Aż w końcu jej wzrok spoczął na wyjątkowo atrakcyjnym chłopaku, siedzącym na parapecie, idealnie naprzeciw niej.
Miał na sobie spodnie podarte na kolanach, czarną koszulkę, a w dłoniach trzymał butelkę wody. Żuł gumę, a ruchy jego żuchwy przyprawiły serce Courtney o szybsze bicie.
Wpatrywał się w nią intensywnie spojrzeniem zielonych oczu i była pewna, że gdyby źrenice miały magiczną moc, już dawno miałaby w swoim ciele niemałą dziurę.
Uwolnił jedną rękę i zaczął jeździć kciukiem i palcem wskazującym po swojej dolnej wardze.
I nie znosiła tego uczucia przerażenia i jednocześnie przyjemności, kiedy na niego patrzyła.
Chciała, by do niej podszedł, chciała poczuć jego perfumy i usłyszeć jego głos, ale jednocześnie nie chciała mieć z nim w ogóle do czynienia, ze względu na swój niezbyt dobry humor.
Nie chciała się z nim użerać.
Jaka szkoda, że nie zdawała sobie sprawy, że to on może być lekarstwem na każdy zły dzień.
A wystarczyło tylko, by był w pobliżu.
Puścił do niej oczko, a jej nagle trudno było przełknąć ślinę, chociaż w brzuchu rozpaliło się jakieś samowolne ognisko.
- Courtney?
Otrząsnęła się i spojrzała na blondyna, który trzymał dłoń na jej przedramieniu.
- Przepraszam, odleciałam. O czym mówiłeś?
- Pytałem co u Ethana. – uśmiechnął się pogodnie Niall.
Dziewczyna westchnęła.
- Ma się coraz lepiej, ale niestety, ta kuracja nie wyleczyła go z jego niedomóżdżenia. – westchnęła Courtney, a chłopak zaśmiał się głośno.
Courtney wzdrygnęła się, kiedy Avery pisnęła nad jej uchem, wsparła się na jej ramionach i podskoczyła, sprawiając, że brunetka była zmuszona zrobić kilka dodatkowych kroków naprzód.
Court nie pałała dzisiaj dobrym humorem i zawzięcie siliła się na obojętność. Wywróciła więc oczami, ale tylko w myślach i przykleiła na twarz sztuczny uśmiech.
- Co takiego ciekawego i ekscytującego może dziać się w naszej szkole w środku tygodnia? – zapytała, wlepiając swoje spojrzenie w uśmiechniętą przyjaciółkę, który szła tyłem, ciałem zwrócona w jej stronę.
Nachyliła się odrobinę, by nie zdradzać tematu ich rozmowy najbliżej stojącym osobom.
- Wybory przewodniczącego szkoły. Zgadnij, kto ma aspiracje na wygranie tego konkursu. – rzekła, puszczając do niej oczko.
Wszystkie najprostsze odruchy ludzkie, które dla wszystkich były naturalne, w wykonaniu Avery były niczym sztuka. Zawsze wiedziała, jak machnąć dłonią, by wyrazić swoją obojętność, czy z jaką tonacją westchnąć, by ukazać swoje poirytowanie.
Była tak zwyczajnie niezwykła, że Courtney czasami jej tego zazdrościła.
- Czy istnieje jakakolwiek dziedzina, której nie uwielbiasz, albo przynajmniej w której jesteś choć odrobinę nieidealna? – zapytała Court z przekąsem.
Avery przewróciła oczami, zrobiła pełen wdzięku obrót i zrównała się krokiem z przyjaciółką.
- Daj mi spokój, przez ciebie wychodzę na napuszonego zarozumialca, a przecież tak nie jest. – powiedziała, zatrzymując się w przejściu do następnego pomieszczenia.
Courtney przewróciła tylko oczami i rozglądnęła się po auli, w której przebywały prawdopodobnie wszystkie osoby uczęszczające do ostatniej klasy liceum.
Dziewczęta wymieniły spojrzenia i ruszyły przed siebie.
W auli nie było krzeseł, a przy ścianach, dookoła, rozstawione były stanowiska reklamujące wszystkie szkoły wyższe w okolicy. Studenci zabijali się o uwagę zagubionych trzecioklasistów, którzy z konsternacją przyjmowali w dłoń kolejne i kolejne ulotki collegów.
- Panno Beverand.
Courtney odwróciła się na dźwięk głosu swojego nauczyciela od matematyki i uśmiechnęła się, widząc jego zmarszczone czoło, co miał w zwyczaju robić, gdy tylko miał zamiar zrobić coś choć w minimalnym stopniu uprzejmego wobec swojego ucznia.
- Mam nadzieję, że wybierasz się na jakąś dobrą uczelnię. – mruknął, patrząc na nią spod swoich zmarszczonych brwi.
- Oh, jasne. – potwierdziła, dodatkowo kiwając głową.
- Mógłbym wiedzieć, jakie masz zamierzenia? Jacyś faworyci? California, Nowy Jork…
- Oxford. – przerwała uprzejmie, siląc się na uśmiech.- Zawsze marzyłam o Oxfordzie.
Tapkins uniósł brwi, a przez oczy błysnął mu podziw.
- Otóż to… - kiwnął głową i założył ręce za plecami. – Do tego właśnie miałem zamiar cię nakłonić. Mam nadzieję, że ocean nie powstrzyma cię przed wyjazdem. – rzucił jej uważne spojrzenie, i przystąpił z nogi na nogę. – Trzymam kciuki. – skinął głową i odszedł, a Courtney zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu swojej stukniętej przyjaciółki.
Uśmiechnęła się, bo miło jej było z myślą, że ktoś tak zgorzkniały jak Tapkins zainteresował się jej przyszłością.
Znalazła ją przy stoisku uniwersytetu z Atlanty. Obok niej stał Zayn i jego grupka przyjaciół.
- Courtney, jak miło cię widzieć. – odezwał się Niall, uśmiechając się do niej szeroko.
Dziewczyna odwzajemniła gest i przywitała się z resztą chłopaków.
Liam jak zwykle miał podkrążone oczy, a jego tors zdobiła zwyczajna czarna bluza.
- Wybierasz się na uniwersytet? – zagaił Niall, zbliżając się do niej o kilka kroków.
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Myślałam o studiach w Anglii. Chciałabym studiować w Oxfordzie.
Niall uniósł brwi i wypuścił powietrze z ust z delikatnym świstem. Zakołysał się na stopach i wydął dolną wargę.
- Nieźle.
- A ty? – zapytała, opierając się o stojący obok filar i wlepiając w niego spojrzenie.
Wydawało jej się, że poruszyła jakiś drażliwy temat, bo Horan nagle jakby się zdenerwował. A co najmniej zawstydził.
Włożył ręce do tylnych kieszeni spodni i wybił wzrok w podłogę.
- Cóż, ja… - zaśmiał się sztucznie. – Chyba nic oprócz grania klasowego komika nie wychodzi mi zbytnio dobrze.
Dziewczyna zmarszczyła czoło.
- Nie żartuj sobie, na pewno jest coś, w czym jesteś dobry. Na pewno masz jakiś talent.
Chłopak zawahał się przez chwilę.
- Chyba nie ma nic takiego. – powiedział ze zrezygnowaniem.
Oh, daj spokój Niall. Dobrze jeździsz na motorze. Może mógłbyś być mechanikiem? Albo lakiernikiem? Albo instruktorem? Lubisz uczyć ludzi?
- Wiesz co, ja chyba…
- Albo wiem! – wybuchła Courtney, odbijając się od filaru. – Idź do pani Vector. Zrobi ci badanie osobowości. – wskazała palcem na nauczycielkę, która siedziała przy wejściu przy małym stoliczku, przed którym stała niemała kolejka.
Zdaje się, że nie tylko Niall miał problem z wyborem kierunku i nie wiedział, którą drogą pójść, a owy test miał choć odrobinę pomóc. Pani Vector, starsza profesorka chemii, z której cała szkoła śmiała się, że nie goli nóg, spoglądała na uczniów zza swoich ogromnych okularów, marszcząc przy tym nos i otwierając buzię.
Niall spojrzał najpierw na owe stoisko, a potem na swoją koleżankę, po czym obydwoje wybuchli głośnym śmiechem.
Kiedy przestali, Courtney poczuła na sobie czyiś wzrok. Kontynuowała rozmowę z Niallem, ukradkiem rozglądając się po sali.
Aż w końcu jej wzrok spoczął na wyjątkowo atrakcyjnym chłopaku, siedzącym na parapecie, idealnie naprzeciw niej.
Miał na sobie spodnie podarte na kolanach, czarną koszulkę, a w dłoniach trzymał butelkę wody. Żuł gumę, a ruchy jego żuchwy przyprawiły serce Courtney o szybsze bicie.
Wpatrywał się w nią intensywnie spojrzeniem zielonych oczu i była pewna, że gdyby źrenice miały magiczną moc, już dawno miałaby w swoim ciele niemałą dziurę.
Uwolnił jedną rękę i zaczął jeździć kciukiem i palcem wskazującym po swojej dolnej wardze.
I nie znosiła tego uczucia przerażenia i jednocześnie przyjemności, kiedy na niego patrzyła.
Chciała, by do niej podszedł, chciała poczuć jego perfumy i usłyszeć jego głos, ale jednocześnie nie chciała mieć z nim w ogóle do czynienia, ze względu na swój niezbyt dobry humor.
Nie chciała się z nim użerać.
Jaka szkoda, że nie zdawała sobie sprawy, że to on może być lekarstwem na każdy zły dzień.
A wystarczyło tylko, by był w pobliżu.
Puścił do niej oczko, a jej nagle trudno było przełknąć ślinę, chociaż w brzuchu rozpaliło się jakieś samowolne ognisko.
- Courtney?
Otrząsnęła się i spojrzała na blondyna, który trzymał dłoń na jej przedramieniu.
- Przepraszam, odleciałam. O czym mówiłeś?
- Pytałem co u Ethana. – uśmiechnął się pogodnie Niall.
Dziewczyna westchnęła.
- Ma się coraz lepiej, ale niestety, ta kuracja nie wyleczyła go z jego niedomóżdżenia. – westchnęła Courtney, a chłopak zaśmiał się głośno.
Kiedy Courtney
obeszła prawie wszystkie stoiska i miała już w ręce większość ulotek z ofertami
uczelni matematycznych, wyszła z auli i samotnie pokierowała się w stronę
swojej szafki.
Avery uciekła z Zaynem już dawno temu, a brunetce jakoś przyjemnie było w towarzystwie roześmianego Nialla i Louisa, oraz mniej rozbawionego Liama.
Otworzyła szafkę i zabrała swoją torbę, wpakowując do niej wszystkie ulotki.
- Znów cię złapałem.
Podskoczyła w miejscu, łapiąc się za serce i biorąc głęboki oddech.
Ujrzała szeroki uśmiech Harrego, kiedy nachylał się nad jej uchem, mając dłonie splecione z tyłu.
Walnęła go książką i pokręciła głową.
- Auć. – syknął chłopak, a uśmiech z jego twarzy nie schodził.
- Potrzebujesz pomocy czy czegoś? – machnęła na niego ręką, jakby od niechcenia i zamknęła szafkę.
Odwróciła się do niego przodem i splotła ręce na piersi.
- Czegoś. – wzruszył ramionami.
Courtney przewróciła oczami.
Arogant.
Wyminęła go i ruszyła do wyjścia, a on jak wierny pies ruszył za nią.
Zeszła po schodach, a potem skierowała swoje kroki w stronę swojego domu.
Zatrzymała się nagle, a on prawie wpadł na jej plecy. Odwróciła się do niego i spojrzała na niego z wyczekiwaniem.
On nachylił się tak, my ich twarze były na tym samym poziomie. Westchnęła z poirytowaniem, widząc ten jego przeklęty, zadziorny uśmieszek.
- Nie mam ochoty na żarty. Czego chcesz? – uniosła brew i włożyła ręce do kieszeni bluzy.
- To już się podroczyć z moją ulubioną koleżanką nie można?
Dziewczyna przewróciła oczami i pchnęła go lekko w ramię.
- Z innymi koleżankami się podrocz, kolego.
Harry głośno wypuścił powietrze przez nos i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Czy ktoś tu jest zazdrosny? – uniósł brew, a błysk jego zielonych oczu i dołeczki w policzkach sprawiły, że dziewczyna musiała przełknąć gulę w gardle.
- Chciałbyś. – fuknęła Court i odwróciła się na pięcie.
Harry wywrócił oczami, ale tym razem nie gonił jej, tylko stanął w miejscu i założył ręce na piersi.
- Ale ze mnie głupek. A przez chwilę pomyślałem, że chciałabyś pojechać ze mną i sprawdzić, co tam u Ethana.
Dziewczyna zatrzymała się natychmiast i spojrzała przez ramię na Stylesa, który z ignorancją patrzył na swoje paznokcie. Kiedy zobaczył, jak dziewczyna się odwraca, uśmiech na jego twarz stał się jeszcze bardziej wyraźny.
Złapała się za czoło, policzyła w myślach do dziesięciu i podeszła do chłopaka.
- Chcę. – westchnęła. – Chcesz coś w zamian? Mam ci napisać sprawdzian z matematyki? Podrobić podpis mamusi na kartce z usprawiedliwieniem na wf? Czy może… - przerwała, bo chłopak położył palec na jej ustach.
Zaśmiał się cicho, widząc oburzenie w jej oczach.
- Nie. – powiedział stanowczo, a jego zachrypnięty głos spowodował ciarki w dole jej kręgosłupa.
Zabrał palec, a ona wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem.
- Nic nie chcę. – pokręcił głową, a jego zielone oczy powoli wprawiały ją w hipnozę. – Szesnasta?
Courtney kiwnęła głową, bo nagle zabrakło jej słów.
Wyglądało na to, że w końcu przestała się go bać.
Albo nawet i wręcz przeciwnie.
Zaczynała go pragnąć, w ten dziwny, hormonalny sposób. Nie mogła opanować szybszego bicia serca, kiedy ją dotknął, czy tego ciepła w dole brzucha, kiedy za długo patrzyła w jego oczy.
Ale oprócz pragnienia fizycznego, zaczynała też pragnąć go mentalnie.
Jakby jej duch upominał się o kogoś bliskiego. Jakby jej serce krzyczało, że warto wejść o kilka kroków dalej, w tą nieznaną nicość.
I mimo tego, że coś z tyłu głowy podpowiadało jej, że spłonie, że nie wydostanie się z tego żywa… chciała spróbować.
I jeszcze wtedy tego nie wiedziała, ale on też tego pragnął.
Nawet jeśli o tym nie wiedział.
Avery uciekła z Zaynem już dawno temu, a brunetce jakoś przyjemnie było w towarzystwie roześmianego Nialla i Louisa, oraz mniej rozbawionego Liama.
Otworzyła szafkę i zabrała swoją torbę, wpakowując do niej wszystkie ulotki.
- Znów cię złapałem.
Podskoczyła w miejscu, łapiąc się za serce i biorąc głęboki oddech.
Ujrzała szeroki uśmiech Harrego, kiedy nachylał się nad jej uchem, mając dłonie splecione z tyłu.
Walnęła go książką i pokręciła głową.
- Auć. – syknął chłopak, a uśmiech z jego twarzy nie schodził.
- Potrzebujesz pomocy czy czegoś? – machnęła na niego ręką, jakby od niechcenia i zamknęła szafkę.
Odwróciła się do niego przodem i splotła ręce na piersi.
- Czegoś. – wzruszył ramionami.
Courtney przewróciła oczami.
Arogant.
Wyminęła go i ruszyła do wyjścia, a on jak wierny pies ruszył za nią.
Zeszła po schodach, a potem skierowała swoje kroki w stronę swojego domu.
Zatrzymała się nagle, a on prawie wpadł na jej plecy. Odwróciła się do niego i spojrzała na niego z wyczekiwaniem.
On nachylił się tak, my ich twarze były na tym samym poziomie. Westchnęła z poirytowaniem, widząc ten jego przeklęty, zadziorny uśmieszek.
- Nie mam ochoty na żarty. Czego chcesz? – uniosła brew i włożyła ręce do kieszeni bluzy.
- To już się podroczyć z moją ulubioną koleżanką nie można?
Dziewczyna przewróciła oczami i pchnęła go lekko w ramię.
- Z innymi koleżankami się podrocz, kolego.
Harry głośno wypuścił powietrze przez nos i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Czy ktoś tu jest zazdrosny? – uniósł brew, a błysk jego zielonych oczu i dołeczki w policzkach sprawiły, że dziewczyna musiała przełknąć gulę w gardle.
- Chciałbyś. – fuknęła Court i odwróciła się na pięcie.
Harry wywrócił oczami, ale tym razem nie gonił jej, tylko stanął w miejscu i założył ręce na piersi.
- Ale ze mnie głupek. A przez chwilę pomyślałem, że chciałabyś pojechać ze mną i sprawdzić, co tam u Ethana.
Dziewczyna zatrzymała się natychmiast i spojrzała przez ramię na Stylesa, który z ignorancją patrzył na swoje paznokcie. Kiedy zobaczył, jak dziewczyna się odwraca, uśmiech na jego twarz stał się jeszcze bardziej wyraźny.
Złapała się za czoło, policzyła w myślach do dziesięciu i podeszła do chłopaka.
- Chcę. – westchnęła. – Chcesz coś w zamian? Mam ci napisać sprawdzian z matematyki? Podrobić podpis mamusi na kartce z usprawiedliwieniem na wf? Czy może… - przerwała, bo chłopak położył palec na jej ustach.
Zaśmiał się cicho, widząc oburzenie w jej oczach.
- Nie. – powiedział stanowczo, a jego zachrypnięty głos spowodował ciarki w dole jej kręgosłupa.
Zabrał palec, a ona wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem.
- Nic nie chcę. – pokręcił głową, a jego zielone oczy powoli wprawiały ją w hipnozę. – Szesnasta?
Courtney kiwnęła głową, bo nagle zabrakło jej słów.
Wyglądało na to, że w końcu przestała się go bać.
Albo nawet i wręcz przeciwnie.
Zaczynała go pragnąć, w ten dziwny, hormonalny sposób. Nie mogła opanować szybszego bicia serca, kiedy ją dotknął, czy tego ciepła w dole brzucha, kiedy za długo patrzyła w jego oczy.
Ale oprócz pragnienia fizycznego, zaczynała też pragnąć go mentalnie.
Jakby jej duch upominał się o kogoś bliskiego. Jakby jej serce krzyczało, że warto wejść o kilka kroków dalej, w tą nieznaną nicość.
I mimo tego, że coś z tyłu głowy podpowiadało jej, że spłonie, że nie wydostanie się z tego żywa… chciała spróbować.
I jeszcze wtedy tego nie wiedziała, ale on też tego pragnął.
Nawet jeśli o tym nie wiedział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz