środa, 26 października 2016

Rozdział 13

A kiedy ciąży na tobie pustka, pamiętaj, że samodzielnie jej nie wypełnisz.
Bujał ją tak w swoich ramionach kompletnie nie do rytmu i jedyne co czuł, to spokój. Spokój, którego szukał od dłuższego czasu. I choć wypełniał go całego, on miał ochotę na więcej. Miał ochotę brać go garściami i kumulować w sobie, by przechować go na czarną godzinę. Bo wiedział, że gdy ona go opuści, już nigdy nie będzie spokojny.
Oparła głowę o jego obojczyk i przymrużyła oczy, ciesząc się jego bliskością.
Usłyszała jakieś przytłumione szepty i otworzyła oczy.
Przy bufecie stała grupka cheerleaderek, pokazując na nich palcami i komentując ich taniec.
- Twoje fanki są chyba odrobinę zazdrosne. - powiedziała Courtney, unosząc głowę, by jej głos dotarł do jego ucha.
Chłopak zmarszczył czoło i rozglądnął się na boki, a gdy zauważył grupkę dziewczyn, wywrócił oczami z poirytowaniem.
Odsunął się kilka centymetrów od swojej partnerki i spojrzał na nią z góry.
- Masz może ochotę stąd wyjść? - zapytał.
Wpatrywał się w te wielkie, brązowe, sarnie oczy i miał wrażenie, że chłoną go całego.
Uśmiechnęła się delikatnie i kiwnęła głową.
Splótł ich palce razem i pociągnął w stronę wyjścia, w przeciwną stronę od jego szkolnej grupy fanek.
Wyszli na boisko, a on poprowadził ją w stronę trybun, ani na chwilę nie puszczając jej ręki.
Słychać było tylko stukot jej szpilek i dudniącą muzykę, dochodzącą z sali.
Wspięli się po schodach i usiedli na plastikowych krzesełkach, w niewielkiej odległości od siebie.
- Jak było w Los Angeles? - zapytała, patrząc nieśmiało na swoje splecione na kolanach dłonie.
Spojrzał na nią, badając uważnie jej profil.
- Wygrałem.
Uśmiechnęła się pod nosem.
Powiedział to tak skromnie, jakby był małym chłopcem, który wspiął się na wysoką górę.
- Gratuluję.
- A tobie jak minął tydzień?
Nie miał ochoty prowadzić tak nudnej rozmowy z nikim i nigdy w życiu. Jednak chodziło tu o nią. Wszystko na jej temat go interesowało.
Wzruszyła ramionami.
- Nijak. Kawiarnia jest już prawie skończona. - uniosła brew, patrząc na niego, jakby próbując wychwycić jakiś ułamek jego sekretu.
Uśmiechnął się zwycięsko.
- Cieszy mnie to. Nigdy nie lubiłem drapać ścian. - powiedział, a dobry humor zaczął od niego tryskać.
Courtney pokręciła głową, wbijając wzrok gdzieś w dal, na osmolone i spalone dekoracje.
Wskazała na nie palcem.
- W środę było spotkanie z dyrektorem na temat tego incydentu. - przeniosła swój wzrok na niego, opuszczając palec. - Wiesz, że jesteś w kręgu podejrzanych?
Zabrzmiało to jak oskarżenie z jej strony.
Harry spuścił tylko głowę i zaśmiał się cicho, krzyżując swoje nogi w kostkach.
Skorzystała z chwili i zmierzyła go wzrokiem, a jej serce zaczęło bić szybciej. Tak piekielnie seksownie wyglądał w tym garniturze.
- Dobra, czas pogadać otwarcie, bo widzę, że dalej nie obdarowałaś mnie ani krztą zaufania i masz mnie za kogoś kompletnie innego. - spojrzał na nią spod swoich rzęs, a ona odrobinę się przeraziła.
Podskoczyło jej jednak coś w żołądku, jakby ekscytacja, że w końcu pozna jego prawdziwą twarz, bez maski.
- Nie zrobiłem nic, o co jestem posądzany. - jego wymowny wzrok powinien dać jej jasną odpowiedź, zamiast tego, zrodził jeszcze więcej pytań.
Wydęła dolną wargę i zmarszczyła czoło, gapiąc się na swoje buty.
Harry westchnął cicho i podrapał się po karku.
- Nie zniszczyłem tych dekoracji Courtney. - powiedział cicho.
Kiwnęła głową.
- Akurat to wydedukowałam. - odburknęła.
- Nie zniszczyłem też kawiarni. I myślałem, że sama do tego dojdziesz. Przecież byłem wtedy z tobą, na imprezie u Spencera. Wtedy, kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy, w moim pokoju.
Coś, jakaś pięść albo ewentualnie ogromny kij, walnął ją w głowę i dopiero teraz zaczęła myśleć.
Olśnienie było tak błogie, że nie mogła pozbyć się przyjemności, jaka rozchodziła się po jej ciele. Tak długo na nie czekała.
To tak, jakby ktoś otworzył tamę, a do suchego nurtu rzeki wlała się woda.
Tyle odpowiedzi zalało jej mózg, że nie była w stanie nic powiedzieć.
Harry chwycił jej podbródek w dwa palce i przekręcił jej głowę w swoją stronę.
- Nie jestem niebezpieczny. Nie dla ciebie. - powiedział cicho, a od jego oczu biło zaufanie i troska. - Nie jestem tym dupkiem, o którym słyszysz codziennie w szkole na korytarzu na przerwie. Nie wykorzystuję nikogo dla własnych celów. Nie jestem ani narcystyczny, ani arogancki. A przynajmniej nie za takiego się uważam.
Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie działo.
To prawda, czasami jak usłyszała jakąś plotkę na jego temat, to aż mroziło jej szpik w kościach. Nigdy nie chciała ich słuchać a tym bardziej oceniać go po jakichś historiach powtarzanych z ust do ust. Przecież wszystko mogło być kłamstwem.
Ale jak słyszała to kłamstwo powtórzone kilkakrotnie i to od różnych osób, to zaczynała w to wierzyć.
Ostatnio usłyszała, że po imprezie u Spencera, nad ranem, z pokoju Harrego wyszły trzy dziewczyny.
Albo Katy powiedziała jej, że we wtorek usłyszała od kogoś, że ponoć Harry pierzył jakąś drugoklasistkę w schowku na miotły.
W piątek na angielskim Alinson zawzięcie szeptała do jej ucha, że Harrego nie ma tydzień, bo wyjechał pod namiot z kilkoma dziewczynami z Atlanty.
Słyszała wiele razy, że Harry Styles uwodzi dziewczyny jak chce i kiedy chce. Że podrywa je na swój motor i swój urok osobisty. Że każda jest na skinięcie jego palcem. Że spędza z nimi krótkie, upojne chwile, po czym rzuca je, jak stare skarpetki do kosza na pranie. Że żadna nie oparła się jeszcze jego namowom, i wskoczyła do jego łóżka.
Rzekomo każda robiła to, bo była w nim zauroczona, a on, niczym niewzruszony facet, wykorzystywał to jak chciał i łamał im serca.
Rzeczywistość była inna.
Faktycznie, każda chciała mu wpakować buzię w rozporek, ale on je po prostu odrzucał, a one, rozczarowane i zdruzgotane, odchodziły do swoich koleżanek, opowiadając historię, jak Harry Styles brutalnie łamie dziewczęce serca.
To nie te wszystkie dziewczyny były wykorzystywane.
Wykorzystywany był Harry.
- Czyli mówisz mi, że to, co mówią za twoimi plecami... to wszystko kłamstwa? - zapytała, a on natychmiast pokręcił głową. - Nie przespałeś się z żadną z tych dziewczyn? - usłyszawszy to pytanie natychmiast odwrócił głowę w jej stronę i spojrzał na nią z wyrzutem.
Odpowiedź była oczywista.
- Ale i tak mam nieodparte wrażenie, że prawdziwego siebie chowasz gdzieś głęboko, a to, co pokazujesz na co dzień, to zwykła maska. - powiedziała ze zrezygnowaniem.
Harry wypatrywał się w nią w ciszy, jakby chwilę zajęło mu przyswojenie jej słów.
A wtedy spuścił głowę i westchnął ze zrezygnowaniem.
- Court... ja się po prostu nie lubię otwierać. Nie czuję tej potrzeby uzewnętrzniania się. - zawiesił głos na chwilę. - Przed nikim. - powiedział twardym tonem, celowo zaznaczając te dwa słowa.
- Dlatego tak ciężko jest mi ci zaufać.
Wzruszył ramionami.
- Patrząc na to z twojej perspektywy, nie dziwię ci się. Aczkolwiek uważam, że zaufanie mi nie jest wcale takie straszne jak ci się wydaje.
- Moim zdaniem na zaufanie trzeba sobie zasłużyć. - powiedziała z wyrzutem, opierając się o krzesło.
Harry zmarszczył czoło i chwilę trawił jej słowa.
- Czyli ja nie dałem ci wystarczających powodów do zaufania? - zakpił.
Prychnął cicho i pokręcił głową.
- To było wręcz bezczelne, Courtney. Czuję się urażony. - odchylił się do tyłu, a jego plecy dotknęły oparcia krzesła.
Dziewczynie natychmiast zrobiło się głupio. Nie spuszczała z niego wzroku. Faktycznie wyglądał na urażonego.
- Przepraszam, ja po prostu... - westchnęła. - Sama nie wiem...
Patrzyła się na swoje stopy, z kompletną pustką w głowie i w sercu.
- Masz straszną tendencję do kombinowania i komplikowania sobie spraw. Życie wymaga prostych decyzji, jak będziesz tak siedzieć i myśleć, to wszystko cię ominie. - powiedział i odwrócił głowę w jej stronę.
Zaparło jej dech w piersiach, kiedy tak na nią spojrzał.
Zastanawiało ją, skąd on bierze te wszystkie swoje mądrości i ile jeszcze ma ich w zanadrzu.
Pociągała ją jego inteligencja i spryt.
Zawsze zachowywał się jakby był o jeden krok do przodu przed wszystkimi.
Ale właśnie teraz ujrzała, że nie odnosi się do tego ani arogancja ani cwaniactwo.
To po prostu świat przypiął mu łatkę wszechwiedzącego, przystojnego narcyza.
Tak naprawdę było inaczej.
Widocznie umysł Courtney był zbyt ciasny, by pojąć to od razu.
Przegryzła wargę, a chłopak dość niedyskretnie przeskanował jej ciało.
Zwykle widywał dziewczynę w długich swetrach, zapiętą po szyję, w rozpuszczonych, prostych włosach.
Teraz miała na sobie piekielnie seksowną, czarną sukienkę, sięgającą kilka centymetrów ponad kolano. Odkryty dekolt, przyozdobiony jakimś złotym naszyjnikiem.
I pięknie zakręcone, delikatne loki.
Jej makijaż był również nieco mocniejszy niż zwykle.
Dziewczyna wzięła w końcu głęboki oddech, próbując rozluźnić spięte ramiona.
Trudno było to zrobić, kiedy Harry wpatrywał się w nią wzrokiem pełnym podziwu i uznania.
- Peszysz mnie. - powiedziała cicho, z jakimś małym uśmieszkiem na twarzy, patrząc przed siebie.
Harry parsknął śmiechem, spuszczając wzrok.
Courtney ponownie wzięła głęboki oddech.
Nie mogła pozbyć się wrażenia, że zawsze gdy jest przy nim, robi jej się niesamowicie gorąco.
- Dobra. - powiedziała jakby bardziej do siebie niż do niego.
Harry zmarszczył brwi i patrzył na nią z wyczekiwaniem.
- Przepraszam. Za moje dziwne zachowanie. Po prostu sprawiasz, że czuję się nieswojo, przez co czasami mogę gadać głupoty. Przepraszam również za to, że Cię nie doceniłam i nie okazałam ani krzty wdzięczności za to, co zrobiłeś dla Ethana. - mówiła, bawiąc się swoimi palcami. - I dla mnie. - dodała ciszej.
Harry, niezdolny nic powiedzieć, tylko skinął głową.
- Bo to co zrobiłeś było niesamowite, Harry. Nie wiem, jak mogę ci się odwdzięczyć. - szepnęła.
Chłopak wzruszył ramionami.
Nagle przyszło mu coś do głowy.
- Ale ja wiem. - powiedział, wstając i wyciągając dłoń w jej stronę.
Popatrzyła na niego z konsternacją.
Tym razem postanowiła nie zadawać pytań, tylko po prostu mu zaufać.
I zauważyła ten błysk dumy i zadowolenia z siebie w jego oczach, kiedy wstała i chwyciła jego dłoń.
Poprowadził ją przez trybuny i boisko, z powrotem na salę.
Na parkiecie jak zwykle było tłoczno, jednak on, górując swoim wzrostem, bez problemu przeciągnął ją przez tańczące pary i stanął na środku.
Odwrócił się do niej, a zadziorny uśmieszek pojawił się na jego twarzy.
Złapał ją za obie dłonie i pochylił się. Zabrakło jej tchu kiedy jego miękkie usta musnęły kostki jej palców. Przymknął przy tym oczy, a kilka loków opadło na jego czoło. Delikatny rumieniec pojawił się na jej twarzy, a w brzuchu zrobiło jej się cieplej.
Wyprostował się, wciąż z tym samym uśmieszkiem, a jego dłoń powędrowała do jej zgrabnej talii.
Przyciągnął ją do siebie, a ona z wrażenia położyła dłonie na jego klatce piersiowej.
Drugą dłoń umieścił w jej długich, brązowych włosach i nachylił się do jej ucha.
- Zatańcz ze mną. - wyszeptał, a ona, mimo głośnej muzyki, usłyszała go doskonale.
Przeszedł ją przyjemny dreszcz, kiedy jego ciepły oddech odbił się od jej wrażliwej skóry.
Przymknęła oczy, a jej zmysły się wyostrzyły. Harry oparł swoje czoło o jej i oblizał usta.
Zjechał ręką po jej ramieniu, złączył razem ich palce i zaczął się powoli poruszać.
Tańczyli, jakby nikogo na tej sali nie było, jakby nie obchodził ich kompletnie nikt.
Nagle przenieśli się na łąkę, pełną pachnących kwiatów. Przyjemnie orzeźwiający wiatr przebijał się przez jej włosy. Noc, spokojna i gwieździsta, owinęła ich swoimi ramionami i zamknęła w ich własnym świecie.
Tańczyli, jakby w całym ich życiu nie było nic ważniejszego, niż ta chwila.
Zniknęły wszystkie niesprawiedliwości, problemy i całe zło, które kiedykolwiek ich dotknęło.
Jakby przez chwilę anioły z samego nieba musnęły ich swoimi boskimi skrzydłami.
Nagle Harry zrobił jeden krok w tył, puszczając jej talię. Uniósł ramię do góry i obrócił dziewczynę. Jej sukienka rozkloszowała się podczas obrotu, a kilka osób z otoczenia zwróciło na to uwagę. Wpadła na jego tors trochę za mocno, bo jej but trochę niefortunnie się wygiął.
On jednak uśmiechnął się na jej niezdarność, trzymając ją mocno. Ona, mając delikatnie rozchylone wargi, wpatrywała się w niego jak obrazek.
Harry uniósł dłoń i zebrał włosy z jej twarzy, zakładając za ucho. Courtney przełknęła ślinę, ciesząc się jego dotykiem. Chłopak chwycił obie jej dłonie i przycisnął do swojej klatki piersiowej. Nagle pochylił się i bez ostrzeżenia pocałował ją w czoło.
Czułość i miękkość tego pocałunku była z jak najśmielszego snu. Na twarzy dziewczyny pojawił się żywy rumieniec.
Oparł swojej czoło o jej i przymknął oczy, a jego serce zaczęło bić szybciej, kiedy w jego głowie pojawiła się zażarta walka w podejmowaniu decyzji.
Nie, jeszcze nie czas na to.
Jest zbyt wcześnie.
Odsuń się, nim zrobisz coś głupiego.
Chłopak odchrząknął i spojrzał na nią ostatni raz.
Miała zamknięte oczy. Wyglądała tak niewinnie, że przez chwilę znów się zawahał.
Puścił jej dłonie i odwrócił się, znikając w tłumie.
A ona stała pośród tańczących par i czuła, jakby z jej własnej bajki uciekł książkę i pozostawił po sobie szarą, ponurą powierzchnię, na której nie urośnie żaden kwiat.

Społeczność szkolna od najdawniejszych czasów była podzielona.
Najpopularniejsi, sportowcy, bogacze, narkomani, cheerleaderki, naukowcy, muzycy, poeci, nieudacznicy czy samotnicy.
I choć ta hierarchia była kompletnie bezsensowna, dla niektórych stanowiła sprawę życia lub śmierci.
Jeśli ktoś postanowiłby wbić się z dna i sięgnąć szczytu, natychmiast zostałby zgnieciony przez złowrogie szepty, nieprzyjemne spojrzenia, „przypadkowe" szturchanie na korytarzu, głupie żarty czy nawet i bójki.
Jeśli ktoś został do danej grupy przypięty - nie było odwrotu.
Nigdy nie mogłeś z samotnika stać się najpopularniejszym.
I choć podział społeczności szkolnej nie był spisany na żadnym dokumencie, każdy uczeń znał go doskonale.
Mimo, że teoretycznie nie istniał.
Praktycznie tylko o to w szkole chodziło.
Dla Courtney nie było większej głupoty niż to. Nigdy nie zwracała na to uwagi. Najważniejszym było, żeby doskonale przygotować się do sprawdzianu z matmy i zdać go najlepiej w historii szkoły.
Jednak kiedy w poniedziałek przekroczyła progi tego przesączonego plotkami budynku, podświadomie przeczuwała, że zmieniła miejsce w szkolnej hierarchii.
Nie chodziło już o to, że po raz pierwszy jakiś nieznajomy chłopak otworzył dla niej drzwi. Kiedy szła do swojej szafki przyciągała zainteresowanie uczniów.
Dziewczyny patrzyły na nią jak na największego wroga, tak, że musiała patrzeć pod nogi, żeby nie wywrócić się pod ciężarem ich spojrzenia.
Chłopcy patrzyli na nią jakby widzieli ją po raz pierwszy. Tak, jakby stanowiła dla nich nie lada wyzwanie, jednak jakby owego wzywania chcieliby się podjąć i to jak najszybciej.
Świat tylko czekał na najodważniejszych.
Wykręciła kod do szafki i nerwowym ruchem otworzyła drzwiczki.
Odetchnęła z ulgą, bo nie wyleciała żadna kleista maź czy kartki z pogróżkami. Zapakowała podręcznik do angielskiego do torby, słysząc coraz głośniejsze szepty.
Były jak brzęczenie chmary jadowitych os, kręcących się gdzieś przy uchu w upalny dzień.
Nagle drzwi od jej szafki zatrzasnęły się, ukazując uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka. Oparł się nonszalancko o filar, splatając ze sobą ramiona na torsie i przebiegł spojrzeniem po wszystkich, którzy mu się przypatrywali, po czym wbił wzrok w jej twarz.
- Nie wiedziałem, że z matematyczki zmieniłaś się w aktorkę. - rzucił, mrużąc delikatnie powieki.
Dziewczyna drżącymi dłońmi zamknęła swoją torbę i przełknęła ślinę, po czym spojrzała na chłopaka z uniesioną brwią.
- Uwierz, że ja też nie.
Chłopak spuścił głowę, śmiejąc się cicho. Chwilę potem uniósł wzrok na dziewczynę, a kilka jego loków opadło mu na czoło.
- Cześć, Courtney. - uśmiechnął się, a jego dołeczki wyraźnie się zarysowały.
- Cześć, Harry.
- Myślisz, że gdybym cię teraz pocałował, bylibyśmy jutro na pierwszych stronach szkolnej gazetki? - zapytał, jakby od niechcenia.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
- Co?
Chłopak zaśmiał się jeszcze głośniej niż przedtem.
Przez chwilę pomyślała, że specjalnie podszedł do niej i robi sobie z niej żarty, by tylko zgnębić ją przed publiką.
- Żartowałem, wyluzuj. - odbił się od ściany i stanął przy niej bokiem. - Chodź, bo się spóźnimy. - powiedział, idąc w stronę klasy, a Courtney posłusznie za nim poszła.
Zdziwiła ją ta jego otwartość. Zwykle ich relacja w szkole ograniczała się do krótkich zaczepek czy kilku długich spojrzeń na stołówce. Kiedy się do niej odzywał, to i tak robił to naprawdę rzadko. Ale i tak wtedy miał w tym jakiś cel.
Raz zawiózł ją do kawiarni od razu po szkole, żeby potem wyjść wcześniej, a raz wręcz kazał jej przyjść na wyścig.
Chyba powoli zaczynała zgadzać się z Avery.
Harry Styles zrobił się jakiś dziwny.
- Mamy razem robić jakiś projekt, tak? - zapytał, a jego duże dłonie wylądowały w kieszeniach spodni.
Courtney kiwnęła głową.
- „O czym mówimy, kiedy mówimy o miłości?". - westchnęła ze zrezygnowaniem, co przykuło jego uwagę.
- Co, nie podoba ci się ten temat? - zapytał.
- Cóż... wolę cyfry od liter. Pisanie nigdy nie było moją mocną stroną. - przyznała i uśmiechnęła się do niego niewinnie. - Z resztą nawet nie wiem, z której strony to ugryźć, za cholerę nie wiem, co mogłabym powiedzieć o miłości.
- Czyli dostałem beznadziejnego partnera do projektu. - zażartował, a ona uderzyła go lekko w ramię, przez co chłopak odsunął się kawałek, wybuchając śmiechem.
- Nie pozwalaj sobie. - odburknęła, jednak na jej twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Umówmy się tak. Przyjdziesz dzisiaj do mnie i zaczniemy to powoli robić. Jeśli naprawdę nie wciągniesz się w temat, to napiszę wszystko sam, jednak po pewnym warunkiem.
Courtney uniosła brew, czekając aż chłopak kontynuuje.
- Napiszesz za mnie dwa najbliższe sprawdziany z matmy. - wyszczerzył się do niej jak małe dziecko, a ona przewróciła oczami.
- Stoi. - odparła i zatrzymała się, bo dotarli do odpowiedniej klasy.
- Mam jeszcze jedną prośbę. - odezwał się chłopak, kiedy już łapała za klamkę.
Wróciła do niego spojrzeniem i zrobiła pytającą minę.
On podszedł do niej i uniósł jej podbródek, wpatrując się w jej oczy z uśmiechem.
- Nie przejmuj się tym wszystkim, co się wokoło dzieje. Uwierz mi, naprawdę szkoda twoich nerwów na to wszystko. Po prostu to ignoruj. Mogłabyś to dla mnie zrobić? - zapytał, a ona tonęła w jego zielonych oczach.
Cholera, jeszcze te urocze dołeczki i te loki zaczesane do góry.
Wcale się nie dziwiła, dlaczego te wszystkie dziewczyny były tak o niego zazdrosne.
Która wariatka powiedziałaby „nie", jeśli ktoś zapytałby ją, czy ma ochotę spędzić trochę czasu sam na sam z Harrym Stylesem?
Żadna.
I mimo tego, że Courtney zawsze uważała, że jest nietuzinkowa, że nie jest jak wszystkie dziewczyny. Że nigdy nie zadurzy się w szkolnym przystojniaku i nie da złamać sobie serca.
- Dobrze. - odparła, kiwając głową.
Przyszedł czas, kiedy Courtney Beverand po raz pierwszy zmieniła zdanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz