Kiedy
wróciła do domu, rzuciła torbą gdzieś w kąt i natychmiast poszła do kuchni.
Szybko odgrzała i zjadła obiad, po czym jeszcze szybciej ruszyła do swojego
pokoju.
Stała
pośrodku pokoju ze zmarszczonym czołem. Podparła ramiona na biodrach, tępo
wpatrując się w podłogę.
I nagle przytłoczyło ją kilka rzeczy.
Jak ma się uczesać?
W co ma się ubrać?
Jak się umalować?
Której perfumy użyć?
Spotkanie z Harrym Stylesem sprawiało, że kręciło jej się w głowie. A wizja tego, że ma iść do niego i spędzić z nim czas sam na sam w jego pokoju, powodowała, że zaczynała mieć mdłości.
Jeszcze ten tragiczny temat z angielskiego.
Przewróciła oczami i skierowała się w stronę garderoby.
Niewiele myśląc, ubrała jeden ze swoich ulubionych, bordowych swetrów, a włosy spięła w kucyka.
Bowiem nic tak nie irytowało jak przeszkadzające i łaskoczące włosy podczas nauki.
Zapakowała jeszcze zeszyt do torby i wyszła z pokoju.
Stanęła przed ogromnymi, dębowymi drzwiami i nacisnęła na dzwonek.
Przetarła nerwowo dłonie o uda, a kiedy zauważyła zarys osoby w małym okienku, przełknęła ślinę.
Drzwi otworzyły się na oścież, ukazując nikogo innego jak Harrego Stylesa, z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
Skinął głową, zapraszając ją do środka, a ona niepewnie przeszła przez próg.
Zamknął za nią drzwi, a ona odwróciła się i wbiła w niego wzrok.
- Nie rozbieraj się, pójdziemy się przejść. – odparł chłopak i zaczął ubierać buty.
Poprowadził ją przez korytarz i ogromny, drewniany salon, odsunął szklane drzwi i wyszedł na dwór.
Courtney uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie imprezę i ich pierwsze spotkanie.
- Myślałam, że będziemy pisać projekt. – odezwała się, kiedy stanęli na brzegu niewielkiego jeziora.
Harry zwrócił głowę ku niej, powodując, że jego loki uroczo zafalowały.
Spuścił głowę i uśmiechnął się jednostronnie, a ona zmarszczyła czoło, myśląc, co tym razem może chodzić mu po głowie.
- Na dworze lepiej się myśli. Z resztą musimy poszukać dla ciebie jakiejś inspiracji. – odparł i splótł ręce za sobą.
Zaczął iść wzdłuż brzegu wolnym krokiem, a ona do niego dołączyła.
Minęło kilka minut – z jego twarzy nie schodził ten przeklęty uśmieszek, a do jej głowy nie wpadło nic ciekawego.
Kompletna pustka.
- Więc? – odezwał się w końcu, a jego głos był spokojny.
Courtney wzruszyła ramionami.
- Nic.
Harry westchnął cicho i włożył ręce do kieszeni bluzy.
- Po prostu porozmawiaj ze mną o miłości i wtedy będziesz potrafiła stwierdzić, o czym mówimy.
- To nie takie łatwe.
- Moim zdaniem to banalne.
- Więc mnie oświeć. – powiedziała zrezygnowana, a to całe wyzwanie zaczynało ją powoli irytować.
Do zadania z matematyki wystarczy odpowiedni wzór i cały przykład staje się jasny.
Nie ma nad nim gdybania. Wynik jest albo zły i trzeba go poprawić, albo dobry, i należy ruszyć dalej.
- Byłaś kiedyś zakochana? – zapytał, a jego wzrok utkwiony był gdzieś w szacie drzew.
Courtney wydęła dolną wargę.
- Nie.
- Nie? – zapytał zaskoczony chłopak i uniósł brwi. – A zdajesz sobie sprawę, że zakochanie jak i miłość to uczucie?
Dziewczyna przewróciła oczami.
- Tak. – warknęła poirytowana.
- I nigdy w życiu nie odczuwałaś czegoś takiego jak miłość do drugiej osoby?
- No nie.
Harry zaśmiał się cicho.
- Więc nigdy nie czułaś miłości, mimo, że to jedno z najpotężniejszych uczuć, a jeśli dobrze pamiętam, to oskarżałaś mnie, że to ja jestem kompletnie bezuczuciowy. To się nazywa ironia, ale i hipokryzja, Courtney.
- Więc ty byłeś kiedyś zakochany? – dziewczyna uniosła brew i wbiła wzrok w jego anielski profil, a jej serce zaczęło szybciej bić.
Harry tylko uśmiechnął się tajemniczo.
- Wręcz zabójczo zakochany. – odparł zachrypniętym głosem.
- Więc co możesz na ten temat powiedzieć?
- Że miłość jest zabójcza. Kiedy zaczynasz ją odczuwać, czujesz się jakbyś połknął balon szczęścia. Miłość wyciąga z ciebie same dobre rzeczy, ukazując, co tak naprawdę skrywa w tobie serce. I gdy jesteś gotów poświęcić wszystko dla miłości, ten balon pęka i okazuje się, że miłość pozostawiła w tobie tylko to, co najgorsze i już nie ma dla ciebie ratunku. Miłość przemija, miłość niszczy. Nie przeczę, że to najlepsze uczucie na świecie, kiedy jest świeże i czyste. Ale w końcu dochodzi do tego, że to nie warty ryzyka pasożyt, niszczący człowieka.
Courtney wpatrywała się w niego jeszcze przez dłuższą chwilę, a potem wbiła wzrok w swoje stopy. I nagle do jej głowy zaczęły napływać odpowiedzi.
- Więc mówimy o najpotężniejszym uczuciu na świecie, przez które człowiek zmienia się czasami kompletnie. Zaczyna odczuwać troskę i potrzebę opieki, daje swoje zaufanie, uzupełnia się z drugą osobą, pozostając dla niej całkiem nagą i bezbronną. Wystawia na ostrzał duszę, bo twierdzi, że dla miłości warto, będąc pewnym, że nie stanie mu się krzywda.
Harry kiwnął tylko głową.
- Tak, i uwierz mi na słowo, będąc szczęśliwym z miłości to cholerne błogosławieństwo bogów. Ale będąc nieszczęśliwym z jej powodu to zasrane przekleństwo i jeszcze nikt nie znalazł recepty, jak je odczynić.
Chłopak zatrzymał się, bo dotarli na przeciwległy brzeg. Wpatrywał się w ogromny dom oddalony o jakieś sześćdziesiąt metrów, a jego loki lekko powiewały na wietrze.
- Więc kiedy jesteś zakochany, jesteś szczęściarzem, tak ślepym, że nie zauważasz kiedy krwawisz. A jak już wykrwawisz się całkowicie, pozostaje nic innego jak pustka.
Odwrócił się nagle w stronę lasu i skinął głową do dziewczyny.
- Chodź, przejdziemy się jeszcze kawałek.
- Myślę, że powinniśmy wrócić i spisać to wszystko, zanim ucieknie nam z głowy. – odparła Courtney, posłusznie za nim idąc.
Harry znów tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Wydaje mi się, że ta cała teoria nie wypadnie ci z głowy jeszcze przez długi czas.
Spacerowali po lesie, idąc obok siebie, deptając po zżółkłych liściach i trwając w ciszy.
Courtney była pod wrażeniem wrażliwości chłopaka.
Cholera, czy to ten sam cyniczny Harry Styles wypowiadał się przed chwilą o miłości z taką pasją?
Coś było nie tak.
Ale dziewczyna skutecznie to ignorowała.
Uwielbiała wsłuchiwać się w jego zachrypnięty głos, kiedy prawi jej niesamowicie przemyślane morały. Przestała zważać na szczegóły.
Mogłaby spędzać z nim całe dnie, byle by tylko mówił.
W końcu wrócili do domu i wylądowali w jego pokoju. Courtney usiadła na łóżku, przypominając sobie, jak bardzo się go bała, kiedy pierwszy raz go zobaczyła. Zaśmiała się pod nosem.
Harry odwiesił swoją bluzę do szafy i spojrzał na nią przez ramię.
- Coś nie tak? – zapytał, marszcząc czoło.
Dziewczyna pokręciła głową.
Chłopak powolnym krokiem podszedł do niej, a jej oddech przyspieszył.
Materac ugiął się pod jego ciężarem, kiedy położył się obok niej i oparł głowę na łokciu, wbijając w nią swoje zielone spojrzenie.
A ona spłonęła rumieńcem.
- Z czego się śmiałaś? – zapytał, mrużąc oczy.
- Pamiętam jak się ciebie bałam, kiedy siedziałam na tym łóżku, a ty znikąd pojawiłeś się nade mną. – odparła, spuszczając głowę i bawiąc się swoimi palcami.
Chłopak uśmiechnął się, a w jego policzkach ukazały się dołeczki.
Nagle sięgnął ręką do jej włosów i zniszczył jej kucyka, zabierając gumkę.
- Ej! – złapała się za czubek głowy i odwróciła się do niego z oburzoną miną, ale nie zobaczyła nic innego, jak jego zadziorny uśmieszek.
- W rozpuszczonych ci ładniej. – odparł swoim seksownym, zachrypniętym głosem, a jej mina nagle skamieniała.
Jej wzrok utkwił w jego zielonych oczach i nagle wszystkie nerwy zniknęły.
Zarówno jak ona uspakajała jego, on działał na nią tak samo.
Odchrząknęła po krótkiej chwili i sięgnęła do torby po długopis i zeszyt.
- Dobra, to jak zaczniemy? – zapytała, otwierając zeszyt na czystej stronie i zakładając włosy za ucho.
Harry przewrócił się na plecy i przetarł twarz dłońmi, wzdychając, po czym wrócił do poprzedniej pozycji.
- Najpierw spisz wszystko to, co powiedziałem ci w lesie. – polecił chłopak, a ona natychmiast zabrała się za pisanie.
Wlepił w nią swoje ciekawskie spojrzenie i oglądał ekspresję jej twarzy.
W końcu jednak dziewczyna odłożyła długopis i odwróciła głowę w jego stronę.
- Co dalej?
- Napisz, że miłość może złączyć duszę, skleić ją w jedną całość, ale też łatwo może rozbić ją na miliony kawałków, które jeszcze trudniej złożyć. Miłość może cię wyleczyć, albo wyrządzić nieodwracalne szkody. W miłości nie ma nic racjonalnego. Miłość nigdy nie jest naszym wyborem, to my jesteśmy wyborem miłości. – dyktował chłopak, wkładając ramiona pod głowę i wpatrując się w sufit.
Dziewczyna skończyła pisać i spojrzała na niego, lustrując jednocześnie jego umięśnioną sylwetkę, na której ciasno opinała się czarna koszulka.
Nic, ani nikt na świecie nie mógłby zaprzeczyć, że Harry Styles to zdecydowanie bardzo pociągający chłopak.
Brunetka przegryzła wargę.
- Myślisz, że miłość jest dla głupców? – zapytała, a wzrok chłopaka nagle dziwnie zastygł.
Przewrócił się na bok i dopiero po chwili spojrzał jej w oczy.
- Ty zadaj sobie to pytanie. Czy głupiec dążył by do nieograniczonego szczęścia, podświadomie wiedząc, że jest możliwość, że to skończy się katastrofą i wiecznym nieszczęściem?
Courtney na siłę próbowała znaleźć w jego oczach jakąś podpowiedź, ale na próżno.
Spojrzała na czystą stronę zeszytu, a potem znów spojrzała na chłopaka.
- Głupcy nie ryzykują. Dlatego tak czy siak pozostają nieszczęśliwi, nigdy nie zaznając miłości.
Chłopak uniósł brwi po czym wskazał gestem, żeby zanotowała, co dziewczyna natychmiast zrobiła.
- Pomijając fakt, że nazwałaś siebie głupcem, całkiem podobała mi się ta sentencja. – chłopak uśmiechnął się, ciesząc się z własnej złośliwości.
Walnęła go w ramię, a on zaśmiał się głośno.
- I najgorzej jest, gdy płomień miłości rozpali się szybko i gwałtownie, bo wtedy wiadomo, że wypali się szybko. Tak szybko, że nie zdążymy zauważyć, że nic z niego nie zostało. Tylko ta bezgraniczna pustka i rozczarowanie.
Spojrzała na niego, próbując rozgryźć, do czego tak naprawdę się odnosi.
Czy Harry był tak beznadziejnie zakochany, że może o miłości mówić głównie w złych aspektach?
Czy zakochał się tak szybko i bezmyślnie, że kiedy to wszystko minęło, stał jak małe, bezradne dziecko w kałuży krwi, aż po kolana?
Chłopak mrugnął kilka razy i spojrzał na nią z kamienną twarzą.
Czy właśnie ta miłość jest powodem jego kilku masek?
Nie pokazuje siebie, bo boi się, że ktoś go zrani, a nie dlatego, że jak mówił, nie lubi tego robić?
Kolejna, kolejna i kolejna zagadka.
W jego oczach krył się żal i gorycz, ale ona tego nie dostrzegała.
Albo on tak pieczołowicie to skrywał.
- A najlepiej, kiedy ktoś najpierw przygotuje dobre palenisko i opał, by móc zapalić ogień. Wtedy pali się długo i spokojnie, a ty pozostajesz bez obaw, że cokolwiek mu zagraża.
Chłopak znów uniósł brew.
- Dobra metafora. Szybko się uczysz. – pochwalił ją, a ona znów powróciła do zapisywania wszystkiego w zeszycie.
Wbił jednak w nią spojrzenie i badał ogniki w jej oczach.
Czy można mieć aż tak oporną duszę, by nie móc się zakochać?
A może to wina rozsądku, który wziął górę nad sercem?
Harry mrużył oczy, wpatrując się w dziewczynę i zdał sobie sprawę, że się mylił. Myślał, że nie jest skomplikowana, jednak wyszło właśnie na jaw, że jest nie lada zagadką.
- Nie gap się tak, bo gubię literki. – burknęła pod nosem, a mały rumieniec wkradł się na jej twarz.
- Peszę cię, Courtney? – chłopak uniósł brew i nie spuszczał z niej wzroku.
Ona tylko spojrzała na niego wymownie i postawiła ostatnią kropkę.
Harry usiadł i położył rękę na jej plecach, przez co ona zastygła w bezruchu.
Był tak blisko, że czuła jego oddech na swoim ramieniu.
- Ym... myślisz, że moglibyśmy jeszcze coś dopisać? – spojrzała na niego, przegryzając wargę.
Uniosła zeszyt i trąciła go nim w jego tors.
Chłopak spojrzał w dół, nie wiedząc, co powiedzieć, bo zatracił się w myślach.
Po chwili spojrzał na nią, chwycił zeszyt i odłożył go na bok.
- Połóż się ze mną. – wyszeptał, a przyjemny dreszcz przebiegł po jej plecach.
Kiwnęła głową i położyła się obok niego, wpatrując się w sufit.
Milczała, analizując wszystko to, co Harry dzisiaj powiedział.
- Wiesz, gdzie jest haczyk? – zapytał, podkładając jedną rękę pod głowę.
Dziewczyna rzuciła na niego krótkie spojrzenie.
Pokręciła głową.
- Tyle, ile było, czy jest, ludzi zakochanych, tyle jest interpretacji miłości. To, co dzisiaj ci opowiadałem, to tylko moja perspektywa spojrzenia na miłość. Można ją opisywać na miliony różnych sposobów, porównywać do miliona różnych rzeczy, negować ją albo czcić. Dlatego tyle jest teraz piosenek, filmów, książek, i robi się tego coraz więcej. Za każdym razem ktoś o miłości powie inaczej, mimo, że to wszystko ma takie samo znaczenie. To zależy, jak ktoś ubiera coś w słowa. – wytłumaczył Harry, a dziewczyna wzięła głęboki oddech.
- Mi się podoba twoja interpretacja. – powiedziała cicho dziewczyna, a mały wstyd pojawił jej się gdzieś w głowie.
Chłopak zabrał rękę spod głowy i odwrócił się do niej, kładąc się na boku.
Wpatrywał się w jej profil z zaciekawieniem.
- Nie mogę doczekać się, aż ty się zakochasz. – powiedział, ukazując dołeczek na jednym policzku.
Dziewczyna przybrała tą samą pozycję co on i rzuciła mu skonsternowane spojrzenie.
- Dlaczego?
Chłopak uśmiechnął się szerzej.
- Jestem ciekaw twojej własnej interpretacji.
I nagle przytłoczyło ją kilka rzeczy.
Jak ma się uczesać?
W co ma się ubrać?
Jak się umalować?
Której perfumy użyć?
Spotkanie z Harrym Stylesem sprawiało, że kręciło jej się w głowie. A wizja tego, że ma iść do niego i spędzić z nim czas sam na sam w jego pokoju, powodowała, że zaczynała mieć mdłości.
Jeszcze ten tragiczny temat z angielskiego.
Przewróciła oczami i skierowała się w stronę garderoby.
Niewiele myśląc, ubrała jeden ze swoich ulubionych, bordowych swetrów, a włosy spięła w kucyka.
Bowiem nic tak nie irytowało jak przeszkadzające i łaskoczące włosy podczas nauki.
Zapakowała jeszcze zeszyt do torby i wyszła z pokoju.
Stanęła przed ogromnymi, dębowymi drzwiami i nacisnęła na dzwonek.
Przetarła nerwowo dłonie o uda, a kiedy zauważyła zarys osoby w małym okienku, przełknęła ślinę.
Drzwi otworzyły się na oścież, ukazując nikogo innego jak Harrego Stylesa, z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
Skinął głową, zapraszając ją do środka, a ona niepewnie przeszła przez próg.
Zamknął za nią drzwi, a ona odwróciła się i wbiła w niego wzrok.
- Nie rozbieraj się, pójdziemy się przejść. – odparł chłopak i zaczął ubierać buty.
Poprowadził ją przez korytarz i ogromny, drewniany salon, odsunął szklane drzwi i wyszedł na dwór.
Courtney uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie imprezę i ich pierwsze spotkanie.
- Myślałam, że będziemy pisać projekt. – odezwała się, kiedy stanęli na brzegu niewielkiego jeziora.
Harry zwrócił głowę ku niej, powodując, że jego loki uroczo zafalowały.
Spuścił głowę i uśmiechnął się jednostronnie, a ona zmarszczyła czoło, myśląc, co tym razem może chodzić mu po głowie.
- Na dworze lepiej się myśli. Z resztą musimy poszukać dla ciebie jakiejś inspiracji. – odparł i splótł ręce za sobą.
Zaczął iść wzdłuż brzegu wolnym krokiem, a ona do niego dołączyła.
Minęło kilka minut – z jego twarzy nie schodził ten przeklęty uśmieszek, a do jej głowy nie wpadło nic ciekawego.
Kompletna pustka.
- Więc? – odezwał się w końcu, a jego głos był spokojny.
Courtney wzruszyła ramionami.
- Nic.
Harry westchnął cicho i włożył ręce do kieszeni bluzy.
- Po prostu porozmawiaj ze mną o miłości i wtedy będziesz potrafiła stwierdzić, o czym mówimy.
- To nie takie łatwe.
- Moim zdaniem to banalne.
- Więc mnie oświeć. – powiedziała zrezygnowana, a to całe wyzwanie zaczynało ją powoli irytować.
Do zadania z matematyki wystarczy odpowiedni wzór i cały przykład staje się jasny.
Nie ma nad nim gdybania. Wynik jest albo zły i trzeba go poprawić, albo dobry, i należy ruszyć dalej.
- Byłaś kiedyś zakochana? – zapytał, a jego wzrok utkwiony był gdzieś w szacie drzew.
Courtney wydęła dolną wargę.
- Nie.
- Nie? – zapytał zaskoczony chłopak i uniósł brwi. – A zdajesz sobie sprawę, że zakochanie jak i miłość to uczucie?
Dziewczyna przewróciła oczami.
- Tak. – warknęła poirytowana.
- I nigdy w życiu nie odczuwałaś czegoś takiego jak miłość do drugiej osoby?
- No nie.
Harry zaśmiał się cicho.
- Więc nigdy nie czułaś miłości, mimo, że to jedno z najpotężniejszych uczuć, a jeśli dobrze pamiętam, to oskarżałaś mnie, że to ja jestem kompletnie bezuczuciowy. To się nazywa ironia, ale i hipokryzja, Courtney.
- Więc ty byłeś kiedyś zakochany? – dziewczyna uniosła brew i wbiła wzrok w jego anielski profil, a jej serce zaczęło szybciej bić.
Harry tylko uśmiechnął się tajemniczo.
- Wręcz zabójczo zakochany. – odparł zachrypniętym głosem.
- Więc co możesz na ten temat powiedzieć?
- Że miłość jest zabójcza. Kiedy zaczynasz ją odczuwać, czujesz się jakbyś połknął balon szczęścia. Miłość wyciąga z ciebie same dobre rzeczy, ukazując, co tak naprawdę skrywa w tobie serce. I gdy jesteś gotów poświęcić wszystko dla miłości, ten balon pęka i okazuje się, że miłość pozostawiła w tobie tylko to, co najgorsze i już nie ma dla ciebie ratunku. Miłość przemija, miłość niszczy. Nie przeczę, że to najlepsze uczucie na świecie, kiedy jest świeże i czyste. Ale w końcu dochodzi do tego, że to nie warty ryzyka pasożyt, niszczący człowieka.
Courtney wpatrywała się w niego jeszcze przez dłuższą chwilę, a potem wbiła wzrok w swoje stopy. I nagle do jej głowy zaczęły napływać odpowiedzi.
- Więc mówimy o najpotężniejszym uczuciu na świecie, przez które człowiek zmienia się czasami kompletnie. Zaczyna odczuwać troskę i potrzebę opieki, daje swoje zaufanie, uzupełnia się z drugą osobą, pozostając dla niej całkiem nagą i bezbronną. Wystawia na ostrzał duszę, bo twierdzi, że dla miłości warto, będąc pewnym, że nie stanie mu się krzywda.
Harry kiwnął tylko głową.
- Tak, i uwierz mi na słowo, będąc szczęśliwym z miłości to cholerne błogosławieństwo bogów. Ale będąc nieszczęśliwym z jej powodu to zasrane przekleństwo i jeszcze nikt nie znalazł recepty, jak je odczynić.
Chłopak zatrzymał się, bo dotarli na przeciwległy brzeg. Wpatrywał się w ogromny dom oddalony o jakieś sześćdziesiąt metrów, a jego loki lekko powiewały na wietrze.
- Więc kiedy jesteś zakochany, jesteś szczęściarzem, tak ślepym, że nie zauważasz kiedy krwawisz. A jak już wykrwawisz się całkowicie, pozostaje nic innego jak pustka.
Odwrócił się nagle w stronę lasu i skinął głową do dziewczyny.
- Chodź, przejdziemy się jeszcze kawałek.
- Myślę, że powinniśmy wrócić i spisać to wszystko, zanim ucieknie nam z głowy. – odparła Courtney, posłusznie za nim idąc.
Harry znów tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Wydaje mi się, że ta cała teoria nie wypadnie ci z głowy jeszcze przez długi czas.
Spacerowali po lesie, idąc obok siebie, deptając po zżółkłych liściach i trwając w ciszy.
Courtney była pod wrażeniem wrażliwości chłopaka.
Cholera, czy to ten sam cyniczny Harry Styles wypowiadał się przed chwilą o miłości z taką pasją?
Coś było nie tak.
Ale dziewczyna skutecznie to ignorowała.
Uwielbiała wsłuchiwać się w jego zachrypnięty głos, kiedy prawi jej niesamowicie przemyślane morały. Przestała zważać na szczegóły.
Mogłaby spędzać z nim całe dnie, byle by tylko mówił.
W końcu wrócili do domu i wylądowali w jego pokoju. Courtney usiadła na łóżku, przypominając sobie, jak bardzo się go bała, kiedy pierwszy raz go zobaczyła. Zaśmiała się pod nosem.
Harry odwiesił swoją bluzę do szafy i spojrzał na nią przez ramię.
- Coś nie tak? – zapytał, marszcząc czoło.
Dziewczyna pokręciła głową.
Chłopak powolnym krokiem podszedł do niej, a jej oddech przyspieszył.
Materac ugiął się pod jego ciężarem, kiedy położył się obok niej i oparł głowę na łokciu, wbijając w nią swoje zielone spojrzenie.
A ona spłonęła rumieńcem.
- Z czego się śmiałaś? – zapytał, mrużąc oczy.
- Pamiętam jak się ciebie bałam, kiedy siedziałam na tym łóżku, a ty znikąd pojawiłeś się nade mną. – odparła, spuszczając głowę i bawiąc się swoimi palcami.
Chłopak uśmiechnął się, a w jego policzkach ukazały się dołeczki.
Nagle sięgnął ręką do jej włosów i zniszczył jej kucyka, zabierając gumkę.
- Ej! – złapała się za czubek głowy i odwróciła się do niego z oburzoną miną, ale nie zobaczyła nic innego, jak jego zadziorny uśmieszek.
- W rozpuszczonych ci ładniej. – odparł swoim seksownym, zachrypniętym głosem, a jej mina nagle skamieniała.
Jej wzrok utkwił w jego zielonych oczach i nagle wszystkie nerwy zniknęły.
Zarówno jak ona uspakajała jego, on działał na nią tak samo.
Odchrząknęła po krótkiej chwili i sięgnęła do torby po długopis i zeszyt.
- Dobra, to jak zaczniemy? – zapytała, otwierając zeszyt na czystej stronie i zakładając włosy za ucho.
Harry przewrócił się na plecy i przetarł twarz dłońmi, wzdychając, po czym wrócił do poprzedniej pozycji.
- Najpierw spisz wszystko to, co powiedziałem ci w lesie. – polecił chłopak, a ona natychmiast zabrała się za pisanie.
Wlepił w nią swoje ciekawskie spojrzenie i oglądał ekspresję jej twarzy.
W końcu jednak dziewczyna odłożyła długopis i odwróciła głowę w jego stronę.
- Co dalej?
- Napisz, że miłość może złączyć duszę, skleić ją w jedną całość, ale też łatwo może rozbić ją na miliony kawałków, które jeszcze trudniej złożyć. Miłość może cię wyleczyć, albo wyrządzić nieodwracalne szkody. W miłości nie ma nic racjonalnego. Miłość nigdy nie jest naszym wyborem, to my jesteśmy wyborem miłości. – dyktował chłopak, wkładając ramiona pod głowę i wpatrując się w sufit.
Dziewczyna skończyła pisać i spojrzała na niego, lustrując jednocześnie jego umięśnioną sylwetkę, na której ciasno opinała się czarna koszulka.
Nic, ani nikt na świecie nie mógłby zaprzeczyć, że Harry Styles to zdecydowanie bardzo pociągający chłopak.
Brunetka przegryzła wargę.
- Myślisz, że miłość jest dla głupców? – zapytała, a wzrok chłopaka nagle dziwnie zastygł.
Przewrócił się na bok i dopiero po chwili spojrzał jej w oczy.
- Ty zadaj sobie to pytanie. Czy głupiec dążył by do nieograniczonego szczęścia, podświadomie wiedząc, że jest możliwość, że to skończy się katastrofą i wiecznym nieszczęściem?
Courtney na siłę próbowała znaleźć w jego oczach jakąś podpowiedź, ale na próżno.
Spojrzała na czystą stronę zeszytu, a potem znów spojrzała na chłopaka.
- Głupcy nie ryzykują. Dlatego tak czy siak pozostają nieszczęśliwi, nigdy nie zaznając miłości.
Chłopak uniósł brwi po czym wskazał gestem, żeby zanotowała, co dziewczyna natychmiast zrobiła.
- Pomijając fakt, że nazwałaś siebie głupcem, całkiem podobała mi się ta sentencja. – chłopak uśmiechnął się, ciesząc się z własnej złośliwości.
Walnęła go w ramię, a on zaśmiał się głośno.
- I najgorzej jest, gdy płomień miłości rozpali się szybko i gwałtownie, bo wtedy wiadomo, że wypali się szybko. Tak szybko, że nie zdążymy zauważyć, że nic z niego nie zostało. Tylko ta bezgraniczna pustka i rozczarowanie.
Spojrzała na niego, próbując rozgryźć, do czego tak naprawdę się odnosi.
Czy Harry był tak beznadziejnie zakochany, że może o miłości mówić głównie w złych aspektach?
Czy zakochał się tak szybko i bezmyślnie, że kiedy to wszystko minęło, stał jak małe, bezradne dziecko w kałuży krwi, aż po kolana?
Chłopak mrugnął kilka razy i spojrzał na nią z kamienną twarzą.
Czy właśnie ta miłość jest powodem jego kilku masek?
Nie pokazuje siebie, bo boi się, że ktoś go zrani, a nie dlatego, że jak mówił, nie lubi tego robić?
Kolejna, kolejna i kolejna zagadka.
W jego oczach krył się żal i gorycz, ale ona tego nie dostrzegała.
Albo on tak pieczołowicie to skrywał.
- A najlepiej, kiedy ktoś najpierw przygotuje dobre palenisko i opał, by móc zapalić ogień. Wtedy pali się długo i spokojnie, a ty pozostajesz bez obaw, że cokolwiek mu zagraża.
Chłopak znów uniósł brew.
- Dobra metafora. Szybko się uczysz. – pochwalił ją, a ona znów powróciła do zapisywania wszystkiego w zeszycie.
Wbił jednak w nią spojrzenie i badał ogniki w jej oczach.
Czy można mieć aż tak oporną duszę, by nie móc się zakochać?
A może to wina rozsądku, który wziął górę nad sercem?
Harry mrużył oczy, wpatrując się w dziewczynę i zdał sobie sprawę, że się mylił. Myślał, że nie jest skomplikowana, jednak wyszło właśnie na jaw, że jest nie lada zagadką.
- Nie gap się tak, bo gubię literki. – burknęła pod nosem, a mały rumieniec wkradł się na jej twarz.
- Peszę cię, Courtney? – chłopak uniósł brew i nie spuszczał z niej wzroku.
Ona tylko spojrzała na niego wymownie i postawiła ostatnią kropkę.
Harry usiadł i położył rękę na jej plecach, przez co ona zastygła w bezruchu.
Był tak blisko, że czuła jego oddech na swoim ramieniu.
- Ym... myślisz, że moglibyśmy jeszcze coś dopisać? – spojrzała na niego, przegryzając wargę.
Uniosła zeszyt i trąciła go nim w jego tors.
Chłopak spojrzał w dół, nie wiedząc, co powiedzieć, bo zatracił się w myślach.
Po chwili spojrzał na nią, chwycił zeszyt i odłożył go na bok.
- Połóż się ze mną. – wyszeptał, a przyjemny dreszcz przebiegł po jej plecach.
Kiwnęła głową i położyła się obok niego, wpatrując się w sufit.
Milczała, analizując wszystko to, co Harry dzisiaj powiedział.
- Wiesz, gdzie jest haczyk? – zapytał, podkładając jedną rękę pod głowę.
Dziewczyna rzuciła na niego krótkie spojrzenie.
Pokręciła głową.
- Tyle, ile było, czy jest, ludzi zakochanych, tyle jest interpretacji miłości. To, co dzisiaj ci opowiadałem, to tylko moja perspektywa spojrzenia na miłość. Można ją opisywać na miliony różnych sposobów, porównywać do miliona różnych rzeczy, negować ją albo czcić. Dlatego tyle jest teraz piosenek, filmów, książek, i robi się tego coraz więcej. Za każdym razem ktoś o miłości powie inaczej, mimo, że to wszystko ma takie samo znaczenie. To zależy, jak ktoś ubiera coś w słowa. – wytłumaczył Harry, a dziewczyna wzięła głęboki oddech.
- Mi się podoba twoja interpretacja. – powiedziała cicho dziewczyna, a mały wstyd pojawił jej się gdzieś w głowie.
Chłopak zabrał rękę spod głowy i odwrócił się do niej, kładąc się na boku.
Wpatrywał się w jej profil z zaciekawieniem.
- Nie mogę doczekać się, aż ty się zakochasz. – powiedział, ukazując dołeczek na jednym policzku.
Dziewczyna przybrała tą samą pozycję co on i rzuciła mu skonsternowane spojrzenie.
- Dlaczego?
Chłopak uśmiechnął się szerzej.
- Jestem ciekaw twojej własnej interpretacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz